czwartek, 21 listopada 2024

mogilnicka-nowinyCzwarta odsłona wspomnień o legendarnych ?Piastelsach" i o ich filarze, niedawno zmarłym Janku Żelazowskim

 

 

50 lat Zespołu Muzycznego ?Piastelsi?

Filar Zespołu ? Jasio Żelazowski

?Cudowne odkrycie muzyczne lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku? - wspomina kolega Janka - Leszek Rajtar ? saksofonista.

Jasio ? uczeń Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Brzegu w klasie akordeonu pana Adama Czernika, posiadający absolutny słuch, potrafił zagrać na każdym bez mała instrumencie. W zespole grał na gitarze solowej i organach.

Poza talentem muzycznym był urokliwym człowiekiem, o dużej kulturze osobistej. Do dzisiaj twierdzę, że Jasio zmarnował talent. Spełniał się w Zespole Muzycznym  ?Piastelsi? potem całe dorosłe życie żył z muzyki, grał w lokalach Wrocławia, 7 lat spędził w Jugosławii ? muzykując, grał wiele lat w orkiestrze cyrkowej w Niemczech, ale to nie to.  Ja oczyma wyobraźni widziałam go grającego w zespole ?Trubadurzy? czy ?Czerwono Czarni?, bo talentem dorównywał najlepszym.

 

p14

 

Kiedy w1967 roku w Klubie ?Odra? wystąpił Czesław Niemen i ?Akwarele? Jasio prosił by zamknąć tylko jego na balkonie podczas dwóch koncertów. Niemen wykonał utwór nigdy dotąd nie prezentowany, którego nigdzie nie grał. Było to prawykonanie. Janek słuchał dwa razy zupełnie nowej piosenki, po koncercie zszedł z balkonu, usiadł do pianina i ze słuchu zagrał to nowe dzieło Niemena. Zachwycony Andrzej Urbanowicz rzekł: ?klękajcie przed nim, jak przed kapliczką, bo żaden z nas tego nie dokona?. I w tym stwierdzeniu nie było wiele przesady. Jednak zabrakło kogoś, kto by Go umiał ukształtować muzycznie. Ja, kompletny abnegat muzyczny; instruktora do spraw muzycznych chłopcy właściwie nie mieli, bo nie było na to nigdy funduszu. Ponadto Janek wcześnie ożenił się.  Żona Jadwiga też nie umiała Mu pomóc i wyszło jak wyszło. A wielka szkoda. Mimo to Jasiu jesteś wielki. Pozostaniesz na zawsze moją miłością nr 1, jak twierdził konferansjer Piotr Rudnicki. Zawsze zgadzałam się z Piotrem.

  

p51

 

W 1967 roku, tuż przed Ogólnopolskim Przeglądem Zespołów Muzycznych w Polanicy Zdroju, powołano Janka do wojska. W pierwszej wersji trafił do Nysy, a potem został przeniesiony do Opola. 

O największym sukcesie militarnym pisałam w poprzednim odcinku, ale były i mniejsze.  

W lecie, w dni wolne od pracy, zespół koncertował po całym terenie Opolszczyzny. Wiele razy była to Pokrzywna. Wyjazd bez Jasia - był niemożliwy. Podjeżdżaliśmy pod koszary, ja szłam z określoną  misją do dowódcy, prosząc o urlopowanie Janka i z reguły nie spotykałam się z odmową. Pewnego razu podjeżdżamy pod koszary, a Janek pierze mundur pod pompą. Podeszłam i widząc minę naszej gwiazdy dowiedziałam się, że ma siedem dni ZOK (zakaz opuszczania koszar). Nie dałam za wygraną. Powiadam - prowadź do dowódcy, tylko mów w jakiej jest randze, bo na dystynkcjach wojskowych się nie znam. Zrezygnowany Jasio nie mógł mi odmówić, ale nie wierzył w powodzenie misji. Zwierzchnik Janka stwierdził, że ZOK do czegoś zobowiązuje. Ja oświadczyłam, że w tej sytuacji pozostaje nam tylko powrót do domu. Bez Janka nie mieliśmy po co jechać. Zaczęły się ważyć racje moje i zwierzchnika naszego muzyka. Wysłuchałam, że to nie wychowawcze, że inni żołnierze na to patrzą i oceniają, ale nie miał siły mi odmówić. I tym razem nasz ?absolutny słuch? pojechał z nami na koncert. W ramach rewanżu koncertowaliśmy na zielonych poligonach dla żołnierzy stacjonujących w lesie. I tak wspieraliśmy się przez wiele lat działalności zespołu.

Z chłopców wyrośli mężczyźni, ale dla mnie zawsze pozostaną moimi przybranymi dziećmi. I nikt nie jest wstanie tego zmienić.

 

Zofia Mogilnicka 

 

Część 5: TUTAJ
 

wspomnienia kronika