Choć dramatyczna walka o Jego życie trwała nieustannie przez dziewięć dni, dla najbliższej rodziny śmierć Jerzego była szokiem, ciosem nie do udźwignięcia. Jednak człowiek jest z żelaza, musi przyjąć wszystkie ciosy i stawić czoło nowym wyzwaniom.
Tak też było w przypadku śmierci Jerzego Kafla, ówczesnego prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej ?Zgoda" w Brzegu.
Ta bezwzględna pani z kosą wybrała datę 23 grudnia 1999 roku, kiedy to ludzie sposobią się do świąt Bożego Narodzenia.
Tamte święta w domu państwa Kaflów upłynęły w niemej rozpaczy, w bezsilnym poczuciu nieuchronności ostatecznego rozstania. Nie było, jak co roku, radosnego zgiełku, zapachu świątecznego ciasta, optymistycznych życzeń. Był opłatek, obficie skropiony łzami osieroconej, zagubionej w nieszczęściu rodziny. Puste miejsce u szczytu wigilijnego stołu, które po śmierci seniora przez 23 lata zajmował najstarszy syn ? Jerzy, było znowu puste. Tak świeżo, tak boleśnie puste...
Żona Jerzego ? Krystyna wspomina, że owych tragicznych dziewięć dni, kiedy mąż przebywał w śmiertelnej śpiączce po przebytym udarze, przeżyła jakby w nierealnym świecie, wpatrzona z nadzieją w monitory aparatury medycznej, śledząc każde nikłe drgnięcie bezwładnego ciała. Nie zdawała sobie sprawy z toczącego się obok życia, nic nie było ważne poza nadzieją i oczekiwaniem. Tak, jakby czas stanął w miejscu, jakby życie całej rodziny zawisło niebezpiecznie nad czarną, potworną przepaścią.
- Ja nawet nie dopuszczałam myśli o Jego śmierci ? wspomina.
- Wierzyłam uparcie, że to tylko kwestia czasu, kiedy te dobre, zmęczone oczy znów się otworzą.
A jednak nie otworzyły się już nigdy.
- Ten straszny czas rozpaczy, trwogi i bezsilności wobec potęgi śmierci przeżyłam tylko dzięki moim synom i dzięki serdecznej trosce wiernych przyjaciół ? wspomina pani Krystyna. Odszedł przecież człowiek prawy, szlachetny, niezwykle aktywny, wrażliwy i otwarty, który próbował zadowolić wszystkich, z którymi stykał się w pracy i poza nią (a przecież jest to niewykonalne), ale odszedł przede wszystkim mąż ? wspaniały przyjaciel, opoka, odszedł czuły, mądry ojciec i prawie niepoznany dziadek.
Jerzy Kafel urodził się w maju 1944r., w ostatnim roku wojny, w Będzieszynie k. Chyrowa, lecz całe jego życie związane było z Brzegiem. W czerwcu 1945 r. rodzice Jerzego ? Edward i Gustawa (z domu Boruta) przyjechali do Brzegu ?za chlebem". Ojciec był jednym z pionierów na Ziemiach Odzyskanych, był znanym fotografem, uwieczniającym historie tamtych czasów, prowadził bowiem pierwszy po wojnie zakład fotograficzny Pionier. W Brzegu przyszło na świat młodsze rodzeństwo Jerzego ? Teresa i Wiesław. W Brzegu osiedliła się też cała rodzina Borutów. To była duża, bardzo zacna, katolicka rodzina. Dzieci wychowane były w duchu poszanowania tradycji i trwałych wartości moralnych.
W Brzegu Jerzy Kafel pobierał nauki w szkole podstawowej, by w roku 1962 ukończyć tutejsze Liceum Ogólnokształcące. Tutaj zawiązywały się pierwsze przyjaźnie, pierwsze fascynacje sportowe, tutaj przeżywał pierwsze rozterki młodzieńczej miłości.
W 1962r. rozpoczął studia na Politechnice Wrocławskiej na Wydziale Elektrycznym. Po uzyskaniu tytułu magistra inżyniera urządzeń elektrycznych w 1968r. natychmiast podjął pracę w Brzeskich Zakładach Urządzeń Wagonowych, gdzie pracował do roku 1972.
W 1970r. podjął następne studia na Wydziale Prawa i Administracji; właściwie przez całe życie doskonalił swe umiejętności zawodowe i zdobywał wiedzę, dokształcając się systematycznie na różnych branżowych kursach i szkoleniach. Przez krótki czas był też nauczycielem zawodu w Zespole Szkół Zawodowych przy ul. Słowiańskiej.
Podczas studiów politechnicznych poznał studentkę III roku Wydziału Inżynierii Sanitarnej ? Krystynę, która później, po ukończeniu studiów, została jego żoną. Tak więc we wrześniu 1970r. państwo Krystyna i Jerzy Kaflowie rozpoczęli wspólne, aktywne życie w Brzegu. Ten szczęśliwy związek został pobłogosławiony dwoma dorodnymi synami ? Grzegorzem, urodzonym w 1971r., i Bartoszem ? w 1981r.
Wracając do dokonań zawodowych Jerzego Kafla, odnotuję kolejnych sześć lat (1972-1978) pracowicie spędzonych w Biurze Projektów Budownictwa Wiejskiego w Opolu ? Pracownia w Brzegu, gdzie przeszedł kolejne szczeble wtajemniczenia w projektowaniu, od asystenta do samodzielnego projektowania.
W kwietniu 1978r. trafił po raz pierwszy do Spółdzielni Mieszkaniowej ?Zgoda" w Brzegu, gdzie od podstaw tworzył zaplecze techniczne spółdzielni w postaci ekipy konserwacyjno-remontowej. Na stanowisku kierownika tejże pozostał do końca 1984r.
Nowy rok 1985 przyniósł awans w karierze zawodowej Jerzego Kafla. Został powołany na stanowisko zastępcy naczelnika miasta i gminy Brzeg. Z trudnymi sprawami tego miasta i jego mieszkańców zmagał się przez sześć następnych lat. Całkowicie oddany swojej pracy nie znał pojęcia ?czas prywatny", nie szczędził swoich sił i czasu, z pasją realizował się we wspólnym działaniu. A przecież był to szczególnie trudny dla Polski czas, czas niedostatku, czas niepokojów społecznych. Wszędzie, gdzie pracował, cechowało go ogromne poczucie obowiązku, rzetelność, uczciwość, prawość. Miał ciepły, ujmujący sposób bycia. W kontaktach z ludźmi burzył wszelkie mury niechęci, otwarty, serdeczny, bezpośredni, koleżeński, a mimo to budził szacunek i respekt. Taka postawa to rzadki dziś przywilej ludzi kompetentnych, mądrych, pracowitych, posiadających tę szczególną umiejętność współżycia z drugim człowiekiem. Nie gardził nikim, zawsze gotów do pomocy, i tą postawą zdobywał uznanie. Na zawsze pozostał wierny własnym demokratycznym przekonaniom oraz tradycyjnym, niemodnym dziś wartościom. Prezentował wysoką kulturę osobistą, którą niewątpliwie wyniósł z domu rodzinnego.
Po zakończeniu pracy w urzędzie, z końcem 1990 roku, przez kolejne dwa lata pracował w Budowlanym Przedsiębiorstwie Projektowo-Realizacyjnym ?Dromo". Owe zmieniające się czasy spowodowały, że trafił następnie do prywatnych zakładów o profilu handlowo-projektowym we Wrocławiu i Opolu. Pracując tam, nauczył się poruszać w nowych realiach wolnego rynku, co zaowocowało decyzją o założeniu własnej spółki. W listopadzie 1996 r. rozpoczął własną działalność gospodarczą. Jednym z wielu zleceń, realizowanych przez Zakład Projektowo-Handlowy ?Caloria", który założył Jerzy Kafel, było oświetlenie brzeskiego ratusza. Zadanie projektowe wymagające wielkiej fachowości i wiedzy, bardzo trudne ze względu na zabytkowy charakter obiektu. Autor projektu mgr inż. Jerzy Kafel pogodził wiedzę inżynierską z wymaganiami nowoczesnej techniki, uzyskując wyrafinowany efekt.
Pierwsza próba iluminacji, jaka zabłysła na miejskim ratuszu, to było niezwykłe przeżycie, które dzielił wraz z żoną. Przytuleni w mroku ul. Zamkowej w napięciu oczekiwali spodziewanego efektu. Udało się, pięknie podświetlona bryła renesansowego ratusza ożyła kolorami i półcieniami. Cóż to była za radość! Takie chwile radości, wspólnie spędzone, wynagrodziły im długie godziny zarwanych nocy, spędzonych nad deską kreślarską i zbyt krótkich, nerwowych dni. Oświetlony ratusz możemy oglądać do dziś, ciesząc się niezwykłą urodą tego zabytkowego obiektu.
Rok przed niespodziewaną śmiercią Jerzy Kafel ponownie trafił do Spółdzielni Mieszkaniowej ?Zgoda" w Brzegu. We wrześniu 1998 r. wygrał konkurs na stanowisko prezesa zarządu. Spółdzielczość rządzi się własnymi prawami, każdy spółdzielca ma głos i własną wizję, każdy na wszystkim się zna, tylko że ciągnie w innym kierunku. Napięte terminy, nieobowiązkowi wykonawcy, małe i duże ludzkie problemy. Ponadto pod koniec roku przypada bardzo wyczerpujący okres zebrań środowiskowych, więc w domu bywał gościem. I wyczerpały się zapasy energii tego zaangażowanego, obowiązkowego, energicznego człowieka.
A może to świeczka przeznaczenia dopaliła się? Zmarł, mając zaledwie 55 lat. Nie zdążył nacieszyć się wnukiem, który urodził się tegoż roku, nie zdążył doczekać się pełnoletności młodszego syna (Bartosz był wówczas w klasie maturalnej II LO w Brzegu). Państwo Kaflowie nie zdążyli nawet uporządkować codziennych spraw, nie zdążyli zrealizować marzeń, nie doczekali wspólnej starości, kiedy to ludzie są sobie szczególnie potrzebni.
Nagła, bezlitosna śmierć zabrała wspaniałego, uczciwego, aktywnego człowieka, w pełni sił twórczych, planów, nadziei. A jednak to bogate w wydarzenia życie nie poszło na marne i nie chodzi tu o liczne dyplomy i odznaczenia, które zebrał na drodze życia, ale świadczą o tym te światełka zniczy, zapalane na jego mogile przez anonimowe osoby po dzień dzisiejszy, chociaż mija właśnie piąta rocznica jego śmierci.
Zofia Mogilnicka