14 maja 2015 roku minęła druga rocznica śmierci wspaniałego chirurga dr Tadeusza Janiszewskiego, ale nade wszystko niezwykłego, ciepłego, serdecznego człowieka.
Trudno pisze się o człowieku, którego znało się tylko z widzenia. Raz mieliśmy kontakt w szpitalu na dziesięć dni przed śmiercią mego Ojca. Był to koniec czerwca 1986 roku. Późnym popołudniem, kiedy po raz czwarty pogotowie ratunkowe przywiozło Ojca do szpitala i po pobieżnych badaniach odsyłano go do domu. Ja miałam świadomość, że dzieje się coś niedobrego. Na izbę przyjęć wszedł dr Janiszewski, który pełnił tego dnia dyżur. Po krótkiej wymianie zdań zawyrokował: „przyjmuję na chirurgię”, choć choroba Ojca nie wymagała leczenia chirurgicznego. Podejrzewam, że doktor widząc w moich oczach bezgraniczną rozpacz i bezsilność – wyszedł mnie i choremu naprzeciw. Po dziesięciu dniach – 7 lipca 1986 roku Ojciec zmarł. Tak chciał los.
Ten wspaniały chirurg okazał się przede wszystkim człowiekiem, a wtórnie doskonałym specjalistą.
Kiedy przed dwoma laty zmarł, napisałam parę ciepłych, serdecznych słów poświęconych doktorowi (przypominając owe fakty sprzed lat), dając tytuł „Odszedł Człowiek”. Takich gestów nie zapomina się nigdy.
Chcąc napisać wspomnieniowy artykuł o doktorze Janiszewskim, zwróciłam się do żony pani Wandy z prośbą o pomoc. Zostałam bardzo ciepło, życzliwie przyjęta, odbyłyśmy trzygodzinną rozmowę jak bliskie sobie osoby i znam wiele szczegółów z bogatego – wypełnionego pracą w służbie pacjentom – życia doktora.
Urodził się 12 lutego 1936 roku w Pabianicach. Pierwsze szlify w zawodzie zdobywał w Grodkowie, na Opolszczyźnie. Był absolwentem Akademii Medycznej we Wrocławiu. Jego promotorami do specjalizacji z chirurgii byli – I stopień – prof. Klemens Kiryłowicz, a następnie II stopień – prof. Z. Skóra. Profesorowie ci byli dużymi autorytetami w świecie medycznym. Jednak Jego pierwszym mistrzem był lwowski doktor nauk medycznych Zbigniew Szczerba – Ordynator Oddziału Chirurgii Ogólnej w Grodkowie. Wspaniali ci lekarze ukształtowali swojego ucznia na swoją modłę, przekazując mu najlepsze wartości, które powinien posiadać lekarz.
Jak to zwykle w życiu bywa często przypadki rządzą światem. Przypadek, a może świadomy wybór sprawił, że rodzina państwa Janiszewskich przeniosła się do Brzegu. Miasto zyskało znakomitego fachowca, który nie szczędził zdolności, sił, zapału i chęci do pracy. Szybko dał się poznać jako człowiek bez reszty oddany pacjentom. Zawód lekarza – to misja. Swoją misję dr Tadeusz Janiszewski spełniał z pełnym poświęceniem. Żona Wanda widziała to każdego dnia i często drżała na myśl, że pracuje ponad siły, kosztem zdrowia i rodziny. Zawód lekarza to często nieprzespane noce, to sukcesy i porażki, bo nie każdego pacjenta udaje się uratować. Myślę, że lekarz jak zwyczajny człowiek przeżywa chwile bezradności, zwątpienia. Lekarz – to zawód, w którym całe życie trzeba być na bieżąco, trzeba bezustannie uczyć się. Ani życie, a tym bardziej medycyna – nie stoją w miejscu. Na naszych oczach dokonuje się skok cywilizacyjny w dziedzinie techniki, podobnie rzecz ma się w medycynie. Każdego dnia słyszymy o nowych osiągnięciach – zwłaszcza w dziedzinie transplantologii.
Ile nocy lekarze spędzają na dyżurach w szpitalu, by rano stanąć przy stole operacyjnym. Mnie to zadziwia i napawa pełnym szacunkiem. Ile uwagi, koncentracji musi wykazać chirurg podczas operacji? Jaką musi mieć sprawną rękę, jaki zasób wiedzy i doświadczenia, bo każdy przypadek jest inny. Jest to ogromny wysiłek fizyczny, psychiczny, umysłowy, który wyczerpuje. Często rodzina chorego widzi chirurga rano świeżego, wypoczętego, a po kilku godzinach wychodzi z sali operacyjnej zmęczony, szary na twarzy człowiek. Jaką ogromną odpowiedzialność ponosi lekarz, a w szczególności chirurg za życie pacjenta, którego ma na stole operacyjnym. Od sprawności jego ręki, wiedzy, zależy życie człowieka.
Państwo Wanda i Tadeusz Janiszewscy mają jedynego syna Roberta – również lekarza ze specjalizacją chirurg onkolog. Nie od razu chciał pójść w ślady Ojca, kiedy widział wielki wysiłek, jaki towarzyszy pracy lekarza. Są to godziny spędzane poza domem, często kosztem najbliższych. Inne, równie intratne zawody, nie wymagają takiego poświęcenia. Lekarz musi być dyspozycyjny 24 godziny na dobę. Początkowo pan Robert rozważał podjęcie studiów na wydziale przyrodniczym. Myślę, że geny, a może tradycja rodzinna spowodowała, że powielił wzorce Taty i także ukończył Akademię Medyczną we Wrocławiu. Specjalizację wybrał najtrudniejszą z trudnych – onkologię.
Z ogromnym zaangażowaniem pani Wanda opowiadała mi o pracy – często ponad siły – męża, co skutkowało jego stanem zdrowia. W ciągu dziesięciu lat przeszedł trzy udary, ostatni z nich okazał się śmiertelny. W rozkwicie wiosny, 14 maja 2013 roku zakończył pracowite, spełnione życie. Odszedł przede wszystkim wspaniały Człowiek, doskonały chirurg, cudowny, kochający mąż, ojciec i dziadek.
Niepowetowana strata!
Dzisiaj medycyna dokonuje cudów długowieczności. Coraz częściej słyszymy o stulatkach, będących w dobrej formie psychofizycznej. Najlepszym przykładem jest Mama pani Wandy, która za pół roku kończy 100 lat. Pozazdrościć pogody ducha, pamięci, umiejętności prowadzenia konwersacji, kondycji. Jestem pod ogromnym wrażeniem przesympatycznej starszej Pani.
I pomyśleć, że w tej samej rodzinie odszedł przed dwoma laty tak młodo – niezwykły człowiek. Pani Wanda nie może przeboleć ogromnej straty jaką było odejście ukochanego męża.
Dzisiaj z niepokojem patrzy na pracę syna Roberta, który powiela wzorce Ojca. Onkologia to bardzo trudna specjalizacja, gdzie śmiertelność jest duża. To nie pozostaje bez wpływu na psychikę lekarza. Ponoć z czasem lekarz nabiera dystansu do wykonywanego zawodu. Pani Wanda widzi to, co oglądała przez cale życie: lekarza zaangażowanego w swojej pracy, ponadto dojeżdżającego do Opola (onkologii w Brzegu nie ma), pracującego także często ponad siły. Dzisiaj czerpie energię, chęci, zaangażowanie z pokładów młodości, ale wszelkie zasoby kiedyś się wyczerpują.
Zwyczajnie, jak matka, drży o jedynego syna i pragnie dla niego dobrego, udanego, długiego życia.
Z głęboką wiarą, że tak będzie, pozostaję z wyrazami wdzięczności, sympatii...
Zofia Mogilnicka