Po raz pierwszy miałam przyjemność zetknąć się z osobą, świadkiem historii minionego wieku. Jej wczesne, zapamiętane dzieciństwo przypadło na czas I wojny światowej.
Emilia Sozańska urodziła się w maju 1909r. w Stryju. Kiedy wybuchła wojna, miała 5 lat. Sercem wrażliwego dziecka zapamiętała sceny z tego okresu: sandałki na nogach, krzyki ludzi uciekających do lasu, by tam szukać schronienia. Sceny te rozgrywały się w okolicach Bełża i Rawy Ruskiej, gdzie stacjonowały wojska austriackie. Tam zobaczyła pierwszy samolot, który został strącony. Już jako małe dziecko przeżyła koszmar wojny i dane jej było pogodzić się z faktem, że dom sprzed wojny został spalony i trzeba na nowo się urządzać. Dzieci, które życie tak wcześnie doświadcza, szybciej dorośleją.
Uderzył mnie fakt, że wspomnienia te są tak niezwykle barwne, iż słuchacz niemal w nich uczestniczy, dotyka bez mała przedmiotów, o których mowa.
Pani Emilia pochodzi z Podkarpacia. W tych pięknych krajobrazowo stronach spędziła wczesne dzieciństwo i młodość. Myślę, że uroki krajobrazu też kształtują charakter człowieka, otwierają na piękno, pobudzają wrażliwość.
Po ukończeniu szkoły powszechnej została słuchaczką Seminarium Nauczycielskiego im. Adama Asnyka we Lwowie. Poziom nauczania w seminarium był bardzo wysoki, bowiem wykładowcami byli profesorowie Uniwersytetu Lwowskiego im. Jana Kazimierza. Dyplom ukończenia seminarium odebrała w 1928r.
7 listopada 1928r. otrzymała pracę nauczycielki w Łomnie, pow. Turka. Wspomina: ?11 listopada 1928r., w 10 rocznicę odzyskania po 123 latach niewoli, poprowadziłam dzieci na mszę patriotyczną. Uczyłam się poznawać wieś i życie rolników".
W Łomnie nie przebywała długo. W lutym 1929r. otrzymała nominację nauczyciela w Iwaszkowicach, blisko polskiej granicy. Tam dowiedziała się, że osadą kieruje nie sołtys, ale ?prefekt". Z własnych pieniędzy zakupiła podręczniki i wszelkie niezbędne przybory. Takie były początki młodej nauczycielki.
W tym czasie poznała dwóch braci Sozańskich. Pomogła im w uzupełnieniu wykształcenia. Praca nie poszła na marne. Mikołaj Sozański został prefektem, założył sklep spożywczy, a na fundamentach starej była budowana nowa szkoła.
Znajomość ta okazała się owocna, bo w 1935r. Emilia z domu Urban i Mikołaj Sozański wzięli ślub. Uroczystość ta odbyła się w kościele św. Antoniego we Lwowie przy ul. Łyczakowskiej i zapoczątkowała długie, zgodne życie. Z zapisków pani Emilii o mężu: ?Wyróżniała go sylwetka wysoka, szczupła twarz o regularnych rysach i kruczych falujących włosach. Potomek rycerzy Siedmiogrodu, którzy w 1410r. przyszli Jagielle na pomoc w walce z Krzyżakami. Król Jagiełło za zasługi w bitwie i w nagrodę nadaje im ziemię królewską u źródeł Sanu, Dniestru i Stryja. Potomkowie przybierają nazwiska od drzew lub innych miejscowych nazw, np. Matków, Sozański od Sozania, Jabłońscy od Jabłonki. Jedni pozostali przy swoich herbach, inni zostali przyjęci do herbu Sas w Polsce. Sozańscy zostali przy swoim węgierskim herbie Korczak".
Małżonkowie Sozańscy doczekali się dwójki potomstwa: pierworodnego Juliusza i córki Jadwigi. Mądre, urodziwe dzieci były chlubą i dumą rodziców. Oboje jako kierunek studiów wybrali architekturę na Politechnice Wrocławskiej, a później spełniali się w swoim zawodzie. Inż. Jadwiga Sławińska z domu Sozańska zaprojektowała m.in. budynki w rynku w Strzelinie, kaplicę cmentarną w Brzegu, budynki przy ul. Grabiszyńskiej i Kościuszki we Wrocławiu.
Dziełem Juliusza Aleksandra Sozańskiego jest m.in. obwodnica w Brzegu, kościół w Gogolinie. Był kierownikiem pracowni w Miastoprojekcie we Wrocławiu, potem dyrektorem Miastoprojektu Zagłębia Miedziowego w Lublinie. W dalszych latach był kierownikiem pracowni w Miastoprojekcie w Opolu. Pracował następnie w Opolskim Biurze Planowania Przestrzennego w Opolu z siedzibą w Brzegu. Przed emeryturą został kierownikiem Urzędu Rejonowego w Brzegu. W tej chwili cieszy się zasłużoną emeryturą, jest szczęśliwy, bo ma więcej czasu dla ukochanej Mamuśki.
Państwo Sozańscy wychowali także przybraną córkę Ziutkę Sozańską, córkę brata pana Mikołaja, i Andrzeja Lubojemskiego, syna siostry pani Emilii. Z dwójką przybranych dzieci pani Emilia i rodzina ma bardzo dobry kontakt, odwiedzają się wzajemnie i kochają. Tylko pogratulować owoców wychowania i dobroci serca.
***
Sielanka rodzinna nie trwała długo. Wybuchła II wojna światowa. Kiedy weszli Rosjanie zaczęły się represje, groziła wywózka na Sybir, której cudem uniknięto, wyjeżdżając do rodziców do Lwowa.
Popłynęła opowieść o okropnościach wojny, chorobach, które były nieodłącznym atrybutem tych potwornych czasów, epidemia tyfusu, która dziesiątkowała ludzi w 1940r., braki żywności, potworny strach, czy te okropne lata dane będzie przeżyć! Strach był tam większy, że na rodzicach ciążyła odpowiedzialność za małe dzieci i pragnienie przeżycia, z myślą o dzieciach. Przeżycia rodzinne miały wielki wpływ na psychikę młodej nauczycielki. Życie udowadniało, że wylewność, otwartość, serdeczność nie popłaca, że często działa na niekorzyść. Zdaje sobie sprawę, w jakich warunkach na tych terenach przyszło żyć i stawiać czoła wyzwaniu.
Pracując jako nauczycielka prowadziła dodatkowo zespoły artystyczne, chór, bowiem podczas nauki w seminarium pobierała lekcje muzyki, uczyła się gry na skrzypcach, fortepianie. Uczono poza tym dziewczęta szydełkowania, robienia na drutach, haftowania, były kursy gotowania. Do dzisiaj wykonuje robótki ręczne na szydełku, serwety, abażury na lampy i inne cuda. Lubi to zajęcie, ponadto ma uzdolnienia manualne i wykorzystuje je, mając potrzebę ciągłego działania mimo upływu lat. A może właśnie dlatego, że ciągle jest czynna, lata nie mają tu żadnego znaczenia. Pani Emilia twierdzi, że trzeba chcieć być sprawnym, trzeba nad tym pracować i nie poddawać się bezczynności, apatii, przecież świat jest taki ciekawy i każdego dnia stawia przed nami tyle wyzwań. Pani Emilia je podejmuje.
W 1946r. arcybiskupstwo opuściło Lwów. Polaków zmuszono do zmiany obywatelstwa. W przypadku rodziny Sozańskich nie wchodziło to w rachubę. Zapadła decyzja wyjazdu do Polski. Samochodem dostano się do Sambora na dworzec kolejowy i stąd rozpoczął się wielotygodniowy powrót do kraju. Kilka rodzin z małymi dziećmi tłoczyło się w jednym wagonie towarowym, ale cel był święty - Polska. Transportem tym jechały rodziny Matkowskich, Ilnickich, Łaniewskich. Dla tego pokolenia patriotyzm nie jest sloganem.
Transport przybył na Śląsk i po wielu perypetiach rodzina znalazła się w Zyndau (dzisiejsze Młodoszowice). Zastali tam rodzinę Zimermana. Niemców, którzy udostępnili dwa pokoje, aby było się gdzie podziać. Pani Emilia pamięta fortepian z powyrywanymi strunami, potrzaskane lustra, normalne wojenne zniszczenia.
Pani Emilia zaczęła organizować szkołę w Młodoszowicach. Nie było niczego, trzeba było zaczynać od zera. Pierwsze książki dla potrzeb szkoły przywiezione zostały z Wrocławia. Z wolna wyposażano szkoły w niezbędne przedmioty, często były to żelazne ogrodowe ławki, nie miało to znaczenia, byle było na czym siedzieć. Należało szklić okna, choć nie było kitu. Zastąpiono go cementem. Efekt był wiadomy. Zima 1946/47 była bardzo mroźna. Piec, którym ogrzewało się klasę rozgrzany do czerwoności, a pod oknem szklił się szron. Dzieci siedziały w płaszczach, okryte kocami, ale jednak były.
Zaczęły się powroty z przymusowych robót w Niemczech, napływała ludność z centralnej Polski, wielu przybyszów ze wschodniej rubieży Rzeczypospolitej. Był to tygiel wielu narodów, kultur, nawyków, przyzwyczajeń, w którym trudno było poruszać się, a trzeba było. Był to rok osławionego referendum pod hasłem ?trzy razy tak". Nadchodziły dary z UNNRY Organizacji Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy. Była to znacząca pomoc, bo dzieci głodne, bose były normą. Po ukończeniu Wyższego Kursu Nauczycielskiego w Katowicach w latach 1949/50 Emilia Sozańska została kierowniczką szkoły w Kościerzycach.
***
Trafiła ponownie do pracy na wsi, do środowiska, które znała. Środowisko to nie było wolne od problemów (tygiel narodów). Lata te były okresem wyżu demograficznego. Był to jeszcze jeden dodatkowy argument przemawiający za wybudowaniem nowej dużej szkoły w Kościerzycach. Rzucono hasło ?1000 szkół na Tysiąclecie". Dużą rolę w tym dziele odegrało PSL. Dużo życzliwości wykazał ówczesny przewodniczący Powiatowej Rady Narodowej pan Rakoczy. Z pomocą przyszła Jednostka Wojskowa w Brzegu. Budowę szkoły zlecono Opolskiemu Przedsiębiorstwu Budowlanemu. Ile problemów trzeba było pokonać, można sobie wyobrazić. Pani Emilia wykazała cechy wspaniałego organizatora, negocjatora, cudownego wrażliwego człowieka.
W szkole w Kościerzycach Sozańska przepracowała 16 lat. Były to lata 1950-1966, bo była to w jakimś sensie jej szkoła. Były to lata wielkiego pędu do światy. Powstał czteroletni Uniwersytet Ludowy, dzięki zabiegom i staraniom dr Jana Majewskiego (do dzisiaj aktywnego pedagoga, nauczyciela akademickiego Uniwersytetu Opolskiego).
Ogromną rolę odegrali ówcześni nauczyciele w dziele likwidacji analfabetyzmu. Ludzie pracujący by móc awansować w zawodach musieli uzupełnić wiedze w zakresie szkoły podstawowej. Dojeżdżali do szkoły chętni do nauki ze Śmiechowic, Lubicza i innych okolicznych wsi.
Piętrzyły się innego rodzaju trudności, nastała moda na laicyzację, zaczęto zdejmować krzyże w salach lekcyjnych, wyrugowano religię ze szkół. Nie wszyscy potrafili się z tym pogodzić i zaakceptować taki stan rzeczy. Bardziej ostro sprawy te widoczne były na wsi. Pogodzenie interesów obydwu stron wymagało nie lada dyplomacji, umiejętności wytłumaczenia ludziom, czym podyktowana jest ta konieczność, choć postępowało się wbrew własnym przekonaniom, wbrew tradycji, wbrew temu, co wyniosło się z rodzinnego domu.
W tych powojennych latach nie było tradycji wyjeżdżania dzieci na kolonie, obozy, zimowiska. Trzeba było z wolna przekonywać rodziców do wakacyjnego wypoczynku pociech. Zaczęło działać harcerstwo, które też lansowano wyjazdy wakacyjne na obozy, biwaki.
Praca nauczyciela na wsi to praca specyficzna, wcale nie łatwiejsza od tej, którą wykonują nauczyciele w mieście. Specyfiką tych czasów np. był udział uczniów w jesiennych wykopkach ziemniaków, buraków cukrowych w PGR (Państwowe Gospodarstwa Rolne) w Kościerzycach. Uzyskane tą drogą pieniądze przeznaczono na wycieczki krajoznawcze. Celem wyjazdów było lepsze poznanie swojego regionu, kraju. Wyjazdy spełniały wiele celów: pogłębiały wiedzę geograficzną, uczyły miłości do ziemi rodzinnej, przywiązania, uczyły patriotyzmu. Nauczyciele pokroju pani Emilii wpajali miłość do ojczyzny jako cel nadrzędny.
Zaczęto tworzyć grupy zainteresowań, powstały zespoły artystyczne różnego typu, które dodatkowo rozwijały dzieci i zdolności drzemiące w tych młodych chłonnych główkach. Często nauczycielki, mamy, babcie, ciocie same szyły stroje dla dzieci na występy, rodziła się pomysłowość i spryt, który nam Polakom, dany jest w nadmiarze (a może raczej wypracowany) przez długie lata niewoli? Powstała trzyletnia Szkoła Rolnicza, Uniwersytet Ludowy, Ogródki Jordanowskie, a wszystko w trosce o dobro dzieci. W tych latach bardzo praktycznie przygotowywano młodzież do wchodzenia w dorosłe życie.
W 1967r. Sozańska podjęła pracę w szkole w Kantorowicach. Po przejściu na emeryturę w 1973r. pełniła zastępstwa w szkołach podstawowych nr 3, 5 i 8 w Brzegu, prowadząc zajęcia z języka polskiego.
Dobry nauczyciel umie przede wszystkim wychować własne dzieci. Miłość, szacunek, pomoc z jaką syn Juliusz obdarza swoją mamę, budzi podziw i zazdrość. Obecność na koncertach w zamku zawsze w towarzystwie syna, który stara się być aniołem stróżem dla swojej mamuśki, zadziwia wielu.
Mimo upływu lat pani Emilia stara się żyć aktywnie, czynnie, czyta książki, rozwiązuje krzyżówki, często bierze do ręki szydełko czy druty. Często sama robi podstawowe zakupy. Żyć aktywnie to też sztuka jak wiele innych, trzeba nad tym usilnie pracować, tego chcieć. Podstawowe codzienne czynności spełnia sama. Emilia Sozańska, mając 95 lat przeszła operację woreczka żółciowego. Operacja przeszła bez zakłóceń i powrót do zdrowia był niesłychanie szybki. Zastanawiam się co wpływa na to cudowne zjawisko. W 15% z pewnością uwarunkowania genetyczne, a pozostałe 85%? Myślę, że jest zasługą aktywnego, mądrego życia bez nałogów. Przecież życie nie szczędziło pani Emilii trosk i kłopotów. Poza skomplikowanym okresem, który przypada na aktywność zawodową przeżyła dwie tragedie: w 1990r. śmierć męża Mikołaja po 55 latach bardzo udanego małżeństwa i w 2001r. śmierć ukochanej córki Jadwigi, bardzo zdolnego architekta.
Praca nauczycielki Emilii Sozańskiej w skomplikowanych czasach lat powojennych, została doceniona, zauważona i uhonorowana. Została odznaczona odznaczeniami i medalami.
Aby nie być gołosłowną przytoczę: Medal dziesięciolecia PL 1955r., Odznaka Zasłużonego Działacza Ruchu Spółdzielczego 1956r., Odznaka Towarzystwa Rozwoju Ziem Zachodnich 1959r., Odznaka Tysiąclecia Państwa Polskiego 1967r., Odznaka Ofensywy Zuchowej 1969r., Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski1973r., Złota Odznaka ZNP 1974r., Złota Odznaka Zw. Emerytów, Rencistów i Inwalidów 1979r., Zasłużony Opolszczyźnie 1980r., Medal za zasługi dla obronności Kraju 1981r., Wpis do księgi ?Zasłużony dla Brzegu", Odznaka za Tajne Nauczanie 1985r., Medal Komisji Edukacji Narodowej 1985r., Odznaka za 50-cio lecie pożycie małżeńskiego 1985r., Krzyż Oficerski za tajne nauczanie i całokształt pracy 2003r., Medal 100-lecia ZNP 2005r., Odznaka za 50-letnią przynależność do ZNP 2005r.
Emilia Sozańska dużo pracowała społecznie. Była to praca na rzecz harcerstwa w szkole. Ok. 20 lat była wiceprzewodniczącym Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów w Brzegu, działała w ruchu społecznym na wsi. Wszędzie widziano ją jako osobę pełną inicjatywy, dobrych intencji, poświęcającą swój czas dla innych. Najlepszym chyba potwierdzeniem dobroci serca i wrażliwości jest wychowanie poza swoją dwójką dzieci dwoje dzieci związanych rodzinnie, ale nie własnych. Nie każdego stać na taki gest, wyzbycie się egoizmu, oddanie bliźniemu.
Myślę, że długie, piękne, bogate życie Pani Emilii może być przykładem dla wielu. Korzystajmy z takich wzorców, uczmy się od takich ludzi potrzeby podporządkowania swego życia innym, cichego bohaterstwa, nieszukającego poklasku.
Życie i działanie Emilii Sozańskiej skłania do przedstawienia losów wielu bezimiennych nauczycieli, o których z pewnością nie napiszę, choć bardzo bym chciała. Nie dotrę do każdego, kto na to zasługuje, bo to jest niewykonalne fizycznie, nie rozpoczynam życia, lecz je kończę i choćby z tej przyczyny nie zrobię tego.
Rzucam hasło młodym dziennikarzom, uwiecznijcie życie wielu wspaniałych ludzi, którzy działali w brzeskim szkolnictwie, oświacie, ochronie zdrowia i wielu innych dziedzinach życia. Była w Brzegu grupa wspaniałych dyrektorów przedsiębiorstw, choćby dyr. Piątkowski w Zakładach Tłuszczowych, dyr. Ryszard Grabowski w ?Beselu", dyr. Roman Ślusarczyk w Miejskim Zarządzie Budynków Mieszkalnych, dyr. Piotr Brewiński w Browarze, dyr. Henryk Tyl w Garbarnii, dyr. Julian Broniec w Wodociągach i wielu innych. Są to i byli wspaniali ludzie, którzy pozostawili po sobie ciepłe wspomnienia, byli szanowani za fachowość i rzetelność, ale przede wszystkim za człowieczeństwo, którego nigdy nie zatracili.
Emilia Sozańska miała człowieczeństwa w nadmiarze. Praca nauczyciela to praca trudna, mozolna, ale jakże piękna. Efekty tych działań widoczne są dopiero po latach. Jakie to musi być cudowne, kiedy uczeń Władysław Ossowski pisze do swej byłej nauczycielki ?wspaniałej przewodniczce na drodze życia". Dla takich słów warto żyć, warto było znieść te wszystkie niedogodności, niedomogi, które niosła epoka; epoka lotów na księżyc, komputeryzacji, telefonów komórkowych i wreszcie pełnych półek towarów w sklepach. Życie przeżyte pięknie to takie, które daje poczucie spełnienia. Ludzie młodzi duchem nigdy się nie starzeją.
Emilia Sozańska zmarła 30 grudnia 2008 roku.
Zofia Mogilnicka