piątek, 19 kwietnia 2024

aniatomekDzisiaj spoczywacie w jednym grobie niczym Romeo i Julia. Nie trzeba szukać wzorców wielkiej miłości w literaturze, one są wśród nas. Na co dzień na ulicy mijamy ludzi przeżywających dramaty, wzloty, uniesienia. Tylko o tym nie wiemy.

 

Ania i Tomek


Kiedy umiera człowiek w wieku dwudziestu paru lat zadajemy sobie pytanie dlaczego? Wielu ludzi starych, bardzo chorych chce umrzeć, a nie umiera. Historia rodzinna powtórzyła się. W 1960r. w wieku 27 lat umarła moja siostra Krystyna. W czterdzieści dwa lata później odeszłaś, mając tyle samo lat co ona. Twoje życie naznaczone było przedwczesnym odejściem. Urodziłaś się z wadą serca, miałaś przekrwione płuca. Pierwsze miesiące życia spędziłaś w szpitalu. Byłaś potem dzieckiem szczególnej troski, szczególnego traktowania, szczególnej miłości. Wiele było ci wolno. Twój rozwój fizyczny nosił znamiona choroby, byłaś drobna, szybko męczyłaś się, na przykład wejście na piętro sprawiało ci dużo trudności, a że byłaś lekka bardzo często noszono cię na rękach. Lekarze nie rokowali długiego życia. A ty na przekór ich diagnozom żyłaś. Dzień twojej Pierwszej Komunii był dniem radości i smutku. W ciągu następnych lat zaskakiwałaś radością życia, ciepłym uśmiechem, dobrocią, braniem z życia pełnymi garściami, na później, na zapas, na wyrost...
Zaczęłaś chodzić do szkoły, miałaś indywidualny tok nauczania, ze względu na stan zdrowia. Byłaś lubiana w otoczeniu młodych, umiałaś być nawet liderem. Widziałaś szerzej, głębiej, jakby do przodu, jakby w przeczuciu czegoś, co jest nieuniknione i musi nadejść. 

Pamiętam Świder koło Warszawy, twoją szkołę średnią. Zabudowania tej placówki były zlokalizowane wśród iglastych lasów. Uczyłaś się zadziwiająco dobrze, jak na twoje możliwości fizyczne, zdałaś maturę. Zapamiętałam twój powrót do domu, ciągle niekorzystne rokowania lekarzy i twoją chęć życia. Uczyłaś się wielu rzeczy, brałaś lekcje angielskiego, byłaś z młodymi, wśród młodych i młodość przypinała ci skrzydła.
Chciałaś robić rzeczy, których nie było wolno. Przyjechałaś kiedyś z moją mamą do nas, kiedy myłam okna. Zajęłam się wami jak gośćmi i kiedy coś tam zjadłaś jak ptaszek, złapałaś za ścierkę i dokończyłaś pucowania okna. Chciałaś żyć normalnie, zwyczajnie, być potrzebna, przydatna, spełniona i w ogóle temu się nie dziwiłam.
I tak, wbrew opiniom lekarzy, mijały lata. Zaczęłaś pięknie rozwijać się jak młoda kobieta. Ciągle byłaś mała, drobna, ale z zaokrąglonym biustem, kokietką, strojnisią, elegantką. Mogłaś się podobać, bo miałaś urok dziecka, wrażliwość, delikatność wrzosu, który mimo, że jest niepozorny jest piękny. Wyrywałaś się na spotkania z młodymi na całe godziny, chciałaś żyć pełnią życia, bawić się, choć zdrowie ograniczało twoje chęci. Zjawił się ktoś, kto dostrzegł w tobie zalety duszy i ciała, byłaś szczęśliwa, zwyczajnie zakochana. Kiedy wychodziła za mąż twoja starsza siostra, Kasia, mówiło się: ?niech będzie to wesele huczne, bo wesela Ani nie będzie". Jak bardzo się mylono. Po okresie narzeczeństwa w 2002r. stanęłaś na ślubnym kobiercu. Jak ładnie było ci w białej sukni, w wianku z kwiecia.

 

ania tomek

 

Pojechaliście z Tomkiem w podróż poślubną nad morze, mimo wczesnej, chłodnej wiosny. I nagłe pogorszył się stan twojego zdrowia. Zaczęły dochodzić niepokojące wieści o pobycie w szpitalu, bardzo cierpiałaś nie mogąc oddychać chorymi płucami. W sześć tygodni po ślubie, w końcu maja 2002r. zobaczyliśmy wszyscy ciebie w trumnie, w tej samej białej, ślubnej sukni, w której tak było ci do twarzy! Nieopisana rozpacz! Było to tak jakby nagły mróz ściął pięknie rozkwitający kwiat. Trudno było i jest z tym się pogodzić. W waszym świeżo urządzonym mieszkaniu został twój mąż Tomek - chory z rozpaczy. Twój grób oblegany był przez rodziców, męża, jego rodzinę, przyjaciół. Całe lato tonął w kwiatach. Nagle dowiadujemy się o chorobie Tomka. Po kilkunastu miesiącach choroby umarł Tomek. Wielu mówiło, że zabrałaś go do siebie.


Niech ta przedwczesna śmierć tych dwojga młodych ludzi zastanowi wielu, czy warto zabiegać za wszelką cenę o dobra materialne, stanowiska, zaszczyty. To nicość. Wszystko sprowadza się do jednego, do cichego miejsca na cmentarzu. Dobrze, że nikt nie wie kiedy to nastąpi, bo niezbadane są wyroki boże.


Zofia Mogilnicka

 

wspomnienia kronika