czwartek, 21 listopada 2024

41d2ad7e 9a60 45c9 bbe2 e7c5bfed6e2aPrzez 60 lat pod koniec października chodziliśmy razem na brzeskie cmentarze porządkować groby najbliższych. Kiedy było ciepło, słonecznie lubiłam te wyprawy. Podziwialiśmy kolory jesieni, przyglądaliśmy się spadającym z drzew liściom i rozmawialiśmy o jesieni naszego długiego, dobrego życia we dwoje.
Miałam świadomość, że nie odchodzi się razem, ale Twoje odejście odebrało mi ochotę do życia, nie wyobrażałam sobie dalszej egzystencji bez Ciebie. Smutne były dni nawet w środku słonecznego lata, wiele rzeczy straciło sens, świat jawił się w szarych barwach.
Twój pokój był jak dawniej z wieloma zbędnymi rzeczami na biurku, w szafkach. Niczego nie mogłam ruszyć, bo to było tak, jakbym Ciebie wyrzucała z mojego serca. Przecież to wszystko przypominało mi Ciebie, do Ciebie należało.
Mądre córki nie nalegały. Pomagały mi z bezgranicznym poświęceniem, wierząc, że przyjdzie taki dzień, kiedy sama dojrzeję do takich decyzji. Zajęło mi to 2 lata i 4 miesiące. Nadchodziła kolejna, trzecia jesień bez Ciebie i nagle poczułam potrzebę zmian, potrzebę porządkowania Twoich rzeczy, oddawania tego, co jeszcze mogłoby się przydać innym. Już mogłam kierować spojrzenie w stronę Twojego biurka, co dotąd było dla mnie katorgą. Ograniczałam się do wycierania kurzu, mycia mebli i szybko zamykałam drzwi. To było dla mnie sanktuarium.
Byłam z Tobą i przy Tobie do ostatniego Twego oddechu. Chyba tak powinno być. Do końca myślałeś o mnie, mówiąc do córek: pamiętajcie o mamie. I one pamiętają.
Zatem mam dla kogo żyć. Oprócz dobrych dzieci, mam wspaniałych zięciów, czwórkę wspaniałych wnuków i trójkę prawnuków. Wyobrażam sobie jakbyś się nimi cieszył.
Kusiek, nasz prawnuk, urodził się 25 kwietnia 2016 roku, w dniu, w którym poszedłeś do szpitala. Wierzę w to, że my seniorzy odchodzimy, robiąc miejsce następnemu pokoleniu. Takie jest prawo życia. Potem był powrót ze szpitala, dalsze leczenie w domu. Mimo cierpienia byłeś bardzo cierpliwy, starałeś się w tych chwilach ulżyć mi, nie chciałeś sprawiać kłopotu.
Odchodziłeś w pięknej porze roku. Dni były coraz dłuższe, coraz cieplejsze – był czerwiec. Dla mnie to była jednak najsmutniejsza wiosna mego życia. Zrywałam się o czwartej rano, było już widno i pierwszy odruch – biegłam, podawałam Ci coś do picia. Potem toaleta, śniadanie i długie rozmowy. Odchodziłeś świadomie i to też było dla mnie trudne.
Moja rozpacz, bez łez - znacznie trudniejsza, i pytanie – jak żyć? Bardzo zmyślnie Pan Bóg stworzył świat. Czas łagodzi cierpienie, jest najlepszym lekarstwem.
Zaczęłam otrząsać się z odrętwienia, snuć plany na przyszłość, porządkować mieszkanie. Sama byłabym bezradna, ale mam cudowne, kochające dzieci, które są blisko mnie i ich pomoc jest bezcenna.
Ogromnie cieszy mnie to czwarte pokolenie: 4-letnia Matylda, bezkonkurencyjny Kusiek (Leon), który ma 2,5 roku i półroczna Nela. Oni zajmą nasze miejsce, ale na razie wymagają opieki, starania, miłości. Zawsze wzruszał mnie fakt, jak bardzo małe dziecko zdane jest na dorosłych. Krzywda małych dzieci jest najgorsza ze zbrodni – one nie potrafią się bronić. Jaka to radość patrzeć, jak dorośleją, rozwijają się, czasami zaskakują. Dla takich doznań warto i trzeba żyć.

 

wspomnienia kronika