Śp. Prezydent Lech Kaczyński był z pewnością godniejszym miejsca na Wawelu niż przynajmniej połowa z tych, co tam zostali pochowani, ale trzeba pamiętać, że królów nie chowano na Wawelu ze względu na ich zasługi, ale z powodu, że tam była wtedy stolica państwa i miejsce ich koronacji, kończyli więc swe panowanie tam, gdzie je zaczęli.
Trzeba było więc narodowej tragedii, by media naśmiewające się dotychczas ze śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego przemówiły ludzkim głosem i dostrzegły nie tylko to, iż był to z pewnością najlepszy prezydent od czasu Stanisława Wojciechowskiego, ale i człowiek, który w największym stopniu był reprezentantem lepszych cech większości społeczeństwa, odbijających uczucia i dążenia tej masy normalnych ludzi nie mających nic wspólnego z okupującymi ekrany telewizji celebrytami. Zderzenie w krótkim czasie dwóch zupełnie różnych medialnych wizerunków śp. Prezydenta ukazała nie po raz pierwszy, jak wielka siła tkwi w odpowiednim nastawieniu, interpretacji, którą można osobę zależnie od swego widzi mi się, nobilitować lub wyśmiać. Gesty i zachowania, które przedstawiano jako nieporadne i śmieszne naraz stały się normalne i sympatyczne. A to co prezentowano jako bezsensowne awanturnictwo, jak jego brawurowa akcja w Gruzji, stało się dowodem nie tylko odwagi, ale i dobrze przemyślanym aktem realizacji dalekowzrocznej wizji nowego, korzystnego dla Polski układu sił skali kontynentalnej. Jego męczeńska śmierć okryła słusznym wstydem nie tylko tych, którzy celowo i złośliwie wykrzywiali jego obraz i intencje w masowym przekazie, ale elitę rzekomych autorytetów, którzy wcześniej nie raczyli napiętnować odpowiednio tę patologię, a po jego śmierci ustawiali się w warcie honorowej przy jego trumnie.
Katastrofa ta odsłania jednak jeszcze inne niezbyt przyjemne dla elit sprawy. Nie są znane jeszcze wszystkie okoliczności wyjazdu Prezydenta na tę ostatnią podróż, ale już cisną się pewne pytania. Wiadomo jest, że przywódcy państw bardziej od innych narażeni są na ewentualność zamachów terrorystycznych i w związku z tym przy planowaniu ich podróży powinny obowiązywać specyficzne procedury bezpieczeństwa. Osoba tej rangi, co głowa państwa nie ma prawa postawić przysłowiowej nogi w ciemno, a każde miejsce, którym się znajdzie powinno być bez względu na to, gdzie się znajduje, odpowiednio sprawdzone.
Jeśli Prezydent RP miał wylądować na lotnisku smoleńskim, to kto z Biura Ochrony Rządu i w jakim czasie udał się do Smoleńska, by odpowiednio sprawdzić miejsce, w którym odbędzie się lądowanie prezydenckiego samolotu i czekać tam na jego przylot? Jeśli Prezydent miał tam lądować sobotniego ranka, to gdzie był wtedy Ambasador RP w Rosji, czy nie powinien być tam, by przywitać głowę państwa polskiego? Skoro aura w tamtym czasie była szczególnie zmienna i mogła utrudnić lądowanie, to dlaczego w porę nie przewidziano innych wariantów dotarcia na czas na cmentarz wojskowy w Katyniu? Czy w razie awarii w ostatniej chwili tego samolotu którym ostatecznie poleciał zmarły prezydent, były jeszcze w rezerwie dodatkowe maszyny, które można było natychmiast uruchomić, zwłaszcza że wyjazd zaplanowano tak, by do Smoleńska dotrzeć dosłownie na ostatnią chwilę?
Dlaczego w jednym samolocie znalazło się aż tyle osób, i to takich którzy ani ze względu na obowiązek służbowy ani ze względu na rangę, nie powinni się tam znaleźć, zwłaszcza wszyscy najwyżsi dowódcy sił lądowych, powietrznych i morskich. Kto kompletował i zatwierdzał skład tej delegacji? Odpowiedź na te i jeszcze wiele innych pytań z pewnością nie przywróci nikomu życia, ale czy nie należy się zastanowić, czy jakąś część odpowiedzialności za tę tragedię nie należy obarczyć zwykłej niefrasobliwości nie dopuszczającej do świadomości jakiejkolwiek myśli, że coś złego może się stać i trzeba być na to przygotowanym, nawet na najgorsze, zwłaszcza jeśli się pełni wysoki urząd państwowy. Nie wyciągnięto, jak widać, żadnych wniosków z nie tak dawnej jeszcze katastrofy samolotu wojskowego z wysokimi oficerami na pokładzie. Czy z tą katastrofą będzie podobnie? Znałem pewne małżeństwo w Niemczech, które prowadziło również firmę w USA. Nie obowiązywały ich żadne specjalne procedury, ale odpowiedzialność za firmę i zwykła przezorność nakazywała im, by do Stanów Zjednoczonych latać zawsze osobno. Czy jakiekolwiek procedury są w stanie zapewnić bezpieczeństwo wysokich urzędników państwowych jeśli zabraknie zwykłego zdrowego rozsądku?
Tragedia ta odsłoniła jeszcze jedną tajemnicę państwową. Nikt z elit rządzących nie przewidział śmierci prezydenta lub premiera w trakcie pełnienia służby i nie ma dosłownie żadnego rozporządzenia regulującego sprawę państwowego pogrzebu i wszystkich związanych z tym konsekwencji. W efekcie mieliśmy widowisko sporu na temat, gdzie zmarły prezydent powinien być pochowany i dlaczego tam, a nie gdzie indziej. Podjęto decyzję o pochówku na Wawelu, ale do tej pory nie wiadomo, kto wystąpił z taką inicjatywą. Co więcej dyskusja ta nie toczyła się na temat, jakie miejsce będzie odpowiednie ze względu na konieczność zachowania odpowiedniej tradycji państwowej, ale do bezsensownej kwestii, czy był, czy też nie był godny Wawelu. Otóż Śp. Prezydent Lech Kaczyński był z pewnością godniejszym miejsca na Wawelu niż przynajmniej połowa z tych, co tam zostali pochowani, ale trzeba pamiętać, że królów nie chowano na Wawelu ze względu na ich zasługi, ale z powodu, że tam była wtedy stolica państwa i miejsce ich koronacji, kończyli więc swe panowanie tam, gdzie je zaczęli. Dlatego osobiście uważam, że właściwym miejscem prezydentów i premierów, którzy zginęli pełniąc swą służbę powinna być, archikatedra św. Jana w stolicy państwa Warszawie - miastem które jest związana z tradycją ruchów demokratycznych, walk narodowo - wyzwoleńczych, zwłaszcza powstania 1944 r., i gdzie już spoczywają szczątki I Prezydenta II RP Gabriela Narutowicza, który podobnie zginął w trakcie pełnienia urzędu, oraz wielu wybitnych Polaków, bohaterów powstań narodowych, których tradycja była tak bliska śp. Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu.
Uroczystości pogrzebowe ukazały jeszcze inną ciekawą rzecz, na którą zwrócił uwagę Prezydent Czech Vaclaw Klaus, a mianowicie jak w rzeczywistości wygląda w zasadzie nie solidarność ale zwykła przyzwoitość w Unii Europejskiej. Jak to możliwe, że w Krakowie mógł się znaleźć premier Maroka, prezydent Kosowa, prezydent Gruzji, a nie mógł dotrzeć prezydent niedalekiej w końcu Francji, głowy państw Holandii, Belgii i Włoch i inni przedstawiciele Rady Europejskiej, której członkiem był śp. Prezydent RP? Ich znacząca nieobecność jest doskonałą ilustracją rzeczywistej pozycji Polski w Unii i stosunku jej przywódców do narodu polskiego. Jak się okazało Unia nie jest w stanie ani ochronić nas przed presją Rosji, ani nawet ująć się stanowczo za prawdą. Jeszcze nie tak dawno odmówiono propozycji polskich eurodeputowanych uczczenia minutą ciszy pomordowanych w Katyniu. Czy ten policzek nie powinien spowodować pewnej rewizji naszego stosunku do frazesów i demagogii uprawianej wobec nas przez eurokratów?
Najbardziej niepokojące jest jednak pojawienie się zjawiska, o którym już się zaczyna mówić w mediach - mitu śp. Prezydenta. Mówią to niestety również odpowiedzialni politycy i publicyści, a co więcej powołując się na symbol Jana Pawła II starają się nawet uzasadnić jego użyteczność dla wzmocnienia spoistości narodu i społeczeństwa. Jakby nie widzieli, że czym innym jest symbol a czym innym mit. Czy nie z mitem Lecha Kaczyńskiego mieliśmy do tej pory, mitem człowieka małostkowego, trochę zagubionego anachronicznego w wielkim świecie? Teraz jak się zdaje, ktoś będzie starał się zbudować nowy, równie niezgodny z prawdą jego wizerunek jako nieskazitelny ideał. Czy nie za wiele mitów na jego temat? Przez swoją śmierć w służbie prawdzie którą cenił nad życie, śp. Prezydent Lech Kaczyński już stał się symbolem państwa i czego potrzebuje najmniej, to właśnie nowego mitu, który ponownie zniekształciłby jego obraz, a co gorsza sprowadził by jego pamięć do doraźnej walki politycznej, bo z pewnością znajdą się amatorzy jego odbrązawiania. Śp. Prezydent Lech Kaczyński zasłużył swą męczeńską śmiercią na to, by nie tworzyć nowych mitów na jego temat, nie kłamać na jego temat również po śmierci, ale mówić po prostu prawdę.
Janusz Jakubów
Autor jest historykiem i pracuje w I LO w Brzegu
Komentarze
PWTK
Pozdrawiam serdecznie.
PWTK
ps. można je gdzieś dostać
nie doszło do udziału osób trzecich, tu jak gdyby nigdy nic od razu
odrzucono od razu tezę o zamachu, mimo że na pokładzie samolotu zginął i
prezydent RP i kluczowi dowódcy wojskowi.
Media w Polsce (z niewielkimi wyjątkami) przeszły
nad tym do porządku dziennego. Tematem numer jeden dla mainstreamowych
dziennikarzy stały się karesy Putina, to jest osławione "pojednanie", i list Andrzeja Wajdy sprzeciwiająceg o się pochowaniu pary prezydenckiej na Wawelu, która to kwestia trąci na odległość tematem zastępczym.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.