Powroty do domu niekoniecznie są przyjemne. Bywa, że zastajemy przed drzwiami nasze toboły. Dziwnie zaczyna być, kiedy nasza połówka znajdzie szczęście w cudzych ramionach. Ale to akurat nieprzyjemne być nie musi, zwłaszcza dla już nie naszej połówki.
Jeszcze nie wiem, co w Brzegu zastanę, bo z przyczyn technicznych utknąłem w... Monachium, gdzie Swissair, szwajcarski przewoźnik, przymusowo zahotelował wracających z chińskiej ziemi turystów, co wyszło na dobre, bo tam wreszcie przejrzałem brzeskie witryny i mogłem złożyć się do pisania.
Ilekroć wybywam w świat zawsze kalkuluję, czy wokół mojej osoby coś się zadzieje. Szczęście w nieszczęściu w moim przypadku nie chodzi o małżeńską połówkę, a o medialną ruchawkę na którą nie mam wpływu, bo nie mogę zareagować. Tym razem wojażowałem po cesarskich Chinach, gdzie Internet jest, owszem, ale jakoś specyficznie działający. Nim azjatyckie wrażenia opiszę przeprowadzę remanent z kilkunastodniowej nieobecności.
Zacznę od zadziwień. Doniesiono mi, że w skrzynce pocztowej dotąd nie wylądowała korespondencja od p. Wojciecha Huczyńskiego, który zapowiedział "rozliczenie" internetowego chudopachołka za złamanie zasad dziennikarskiego obiektywizmu, a moich rozmówców, z którymi porozmawiałem o cudzie z uchwałą (TUTAJ), za obrazę majestatu. Ot, znowuż próżne gadanie, pozwu zabrakło. O pustych deklaracjach tego urzędnika, obiecanych w pierwszej kadencji, oraz o jeszcze większych niespełnieniach w dwóch kolejnych sezonach politycznych, żal w ogóle wspominać.
Przyznaję: jestem lekko podniecony i zaciekawiam się jakiej to argumentacji Pierwszy Sternik Brzegu użyje, by zawlec przed oblicze Temidy brzeżan uważających, że burmistrz jest szkodnikiem. Jednak najciekawsze będzie uzasadnienie o pogwałceniu obiektywizmu przez lokalne media.
Skąd ten Pierwszy Sternik? Tytuł taki zwyczajnie się należy stwórcy, który przesterował Brzeg na wodniackiego smoka. Sternik dał brzeżanom coś, bez czego dłużej obejść się już nie mogli: zabetonował kawałek brzegu i ochrzcił to coś mariną. Ale nie tylko beton ma w głowie, prócz tego: pisze, pisze i pisze... Niestety, zamiast pism procesowych w obronie czci, po raz kolejny zabrał się za list otwarty. Czyli zrobił to w czym jest najlepszy. Znowu sprokurował epistołę do marszałka Józefa Sebesty. Nikogo nie zaszokował, bo w najdalszych galaktykach już jest przecież znany, jako mądrala, autor inaczej mądrej korespondencji.
W tym miejscu całkowicie zgadzam się z wpisem internauty na którymś z portali, że najnowszy list jest po prostu chamski, choćby dlatego, że skażony został "literackim" sznytem przybocznego pałkarza, w cywilu szefa Mediabud(y). Na marginesie: ktoś nawet przypisał mi autorstwo tego komentarza, ale nie protestuję. Podzielając opinię dodam, że burmistrza zżera omnipotencja i że popadł w bufonadę. Tak naprawdę szkoda czasu i atłasu na zajmowanie się jakimś śmiesznym listem.
Prócz pierwszego zdziwienia mam następne. Tym razem żaden mieniący się felietonistą złodziej nie ukradł mi wywiadu i nie przenicował go na kretyńską modłę. A przecież nie było mnie w kraju! Można było zawłaszczyć wywiad z panami Czesławem Gabigą i Piotrem Szydełko, istniała wspaniała okazja zrobienia z obu panów nienormalnych. Zasłużyli na to, postawili się Sternikowi. Również pałkarz Huczyńskiego nie ukuł "królewskiej" aferki i nie poprzekręcał nazwiska Tomczuka. Dziwne. Tylko znowu nudy na pudy z Grzegorzem Surdyką i Krzysztofem Puszczewiczem oraz zajechane medialnie skany. Prymitywna nawalanka podpisana przez Zygmunta Starego dziada. Co z wami pałkarze, pały wam obwisły?
Kończąc chińsko-szwajcarsko-niemieckie powitanie zdradzę koszmarną fantazję.
Jestem ważnym urzędnikiem, prowincjonalną grubą fiszą, a moi wyborcy zawiedli i publicznie nazwali oszustem. Co robię? Wyjeżdżam, gdzie pieprz rośnie i porządnie zalewam robaka. Ze wstydu.
Zurich-München, Europa, 24/25 kwietnia 2013 r.