Choć pora radosna, świat cudnie rozkwitł, dopadła mnie zaduma. Smutek. Bez mała cmentarna nostalgia.
Starsi mieszkańcy Brzegu pamiętają w jakim miejscu wybudowano nasz szpital. Odbyło się to na zgliszczach ewangelickiej nekropolii, którą w latach 60. po wielekroć przemierzałem. Przemarsz odbywał się skrajną alejką od dzisiejszej Piwowarskiej z marszrutą na Obrońców Stalingradu, gdzie od powojnia mieszkała starsza, już śp. Siostra. Na imię miała Wiktoria i po latach ujawniam, że nie za bardzo rozumiała, dlaczego jej ulicę przemianowano na Ofiar Katynia. Wszak w obu miejscach były ogromne ofiary zawieruchy wojennej. Z jakichś powodów te niesłuszne musiały ustąpić tym słuszniejszym - rozumnie komentowała.
W przypadku niedorostka przejście cmentarnego odcinka było przeżyciem traumatycznym i najlepiej, jeśli odbywało się za dnia. O zmierzchu też, ale pod rączkę z mamusią, która - pamiętam - lękała się na równi ze mną. Mijało się przecież germańskie grobowce, niektóre otwarte, bo rozgrabione przez ludzkie hieny. Nie do końca wtedy, szczenięcym rozumem, ogarniałem cmentarnego barbarzyństwa.
Komunistyczna władza postanowiła teren "uporządkować". W jakimś ważnym komitecie, na jakimś bardzo ważnym plenum, zadecydowano o wystawieniu obiektu użyteczności publicznej. Powstał szpital. Dzisiaj to okręt flagowy starosty Macieja Stefańskiego na banderze którego widnieje dumne imię: Brzeskie Centrum Medyczne. Ilekroć podupadające zdrówko przymusza tam wdepnąć, pamiętam, że stąpam po sprofanowanej ziemi.
Nie przypominam przecież, by podczas przygotowań terenu pod szlachetną - było nie było - inwestycję, pozbierano ludzki szczątkie i złożono je w pamiątkowym lapidarium. Trudno było tego oczekiwać od władzy spod znaku sierpa i młota, od towarzyszy dla których wszystko, co niemieckie było nie do zaakceptowania. Pamiętający perory tow. Władysława Gomułki o knowaniach rewizjonistów znad Renu i Łaby - w lot pojmą, co mam na myśli. W naszej pięknej ojczyźnie do dziś bardzo liczni politycy robią kariery na fobiach niemieckich. Niby radykalni prawicowcy, a z komuszym sznytem.
Że nieuszanowano ludzkich szczątków mamy świeży dowód. Nie tak dawno deweloper rozpoczął budowę apartamentowca pomiędzy Piwowarską a Łokietka i musiał obiekt uzbroić. Wiązało się to z częściowym rozkopaniem spacerowego łącznika tych ulic, dokładnie tej alejki, którą w dzieciństwie przmierzałem. I wiecie, w czym operowały kopary? Oczywiście w starych grobach! Oto dowód, że brzeska lecznica stoi na nieuprzątniętym terenie. Cóż, może dlatego ciąży nad nią fatum; i kto wie: może z tego powodu "okręt flagowy" nie ma szczęścia do kapitanów i wciąż napotyka na lodowe góry? Byłoby miło, gdyby nowy dyrektor pamiętał w jakim miejscu rządzi. Może skromna (przebłagalna) tablica przy głównym wejściu? Warto miejsce odczarować, pokropić i odprawić egzorcyzmy...
Trochę przejaskrawiam - wiem. Cały świat przecież żyje na szczątkach niepoliczalnych istnień. Ślady życia z głębin morskich znajdziemy nawet w niebotycznych Himalajach. Kula ziemska jest jednym wielkim cmentarzem na którym buszuje... życie.
Słomiana akcja?
Jakimś cudem uchował się cmentarzyk, w tym przypadku - kirkut, braci starszych w wierze. Od paru lat grupka zapaleńców sprząta nekropolię. Chwała im i serdeczne Bóg zapłać za to. Prozaiczne porządki przerodziły się w nowe wydarzenie kulturowe, nazwane Dniem Żydowskim w Brzegu. Mam nadzieję, że nie poprzestaniemy na jednym spotkaniu, będzie kontynuacja i dalszy rozwój imprezy. Wszak to idea wspaniała i ze wszech miar słuszna.
Nie dziwię się nawet, że podpinają się pod nią kolejni "partnerzy", którym w sumie chodzi - spójrzcie prosto w lustro - o wyeksponowanie swojego logo. Przechwalając się przypominam, że brzeg.com.pl pierwszy dotarł do inicjatorów akcji porządkowania cmentarzyka - CZYTAJ.
Obok kirkutu przechodzę regularnie, bo to rejon moich codziennych "peregrynacji" zdrowotnych. Po ostatniej akcji sprzątania, nagłośnionej w brzeskich mediach i zwieńczonych wspomnianym Dniem Żydowskim, na nekropolii wciąż znajdujemy dowód działalności wolontariuszy.
Sfotografowana sterta oparła się łagodnej zimie i teraz wpisuje się w śmieciowy pejzaż miasta, w którym co krok napotykamy przepełnione kontenery.
Kończąc - wspomnę, że u zarania, kiedy pod akcję nie podpinały się "szlachetne" fundacje i "patroni medialni" było zgrzebniej, ale śmieci po sobie nikt nie zostawiał.
Szalom!