niedziela, 24 listopada 2024

68848774 3144880288885752 7869972161929150464 oNajpierw była rozmowa z Robertem, na skraju tej zimy, której nie było, że właśnie redaguje wiersze wybrane Janusza, bo Janusz powiedział, że nie ma za wiele czasu. No tak, to było w Jego stylu, trzymać się nieco na uboczu, to i owo przemilczeć.

 

Tak już bywało, że ważne wydarzenia z życia jakoś okrywał cieniem. To było wydarzenia prywatne i nawet znajomi często dowiadywali się sporo po czasie, podobnie było z chorobą. Zadzwoniłem jakoś zaraz po rozmowie z Robertem, powiedział od razu:

 

- No wiesz, nie jest dobrze, mam raka, ale nie chcę o tym rozmawiać. Tyle powiem, że wiele czasu raczej nie mam.

 

Pogadaliśmy chwilę, umówiliśmy się, że się zobaczymy jak to szaleństwo covidowe się skończy. Jakoś w czerwcu, lipcu się nie zeszło a kiedy zacząłem dzwonić pod znajomy numer w sierpniu to już nikt nie odpowiadał. Ostatni raz zadzwoniłem koło drugiej w czwartek, wziąłem sobie specjalnie nadgodziny z pracy, żeby pojechać do Brzegu na spokojnie, nie zerkać na zegarek, pobyć trochę, ale nikt nie odbierał. Kiedy już wracałem - po zmierzchu zadzwoniła mama Janusza, że nie ma raczej szans na odwiedziny, że stan jest bardzo zły.

Rano było już wiadomo, że lepszy nie będzie. I potem pogrzeb pełen oficjalnych i mniej oficjalnych przemówień. Mieliśmy się spotkać na Zamku, pogadać, poczytać, ale jesienią przyszła druga fala i wszyscy zamilkliśmy.

Nie umiem nadal się dogadać z pustką, chociaż nie mogę powiedzieć byśmy spędzali bardzo wiele czasu w ostatnich latach razem. Janusz dostał kilka lat temu - jako założyciel - honorowe członkostwo Stowarzyszenia. Powiedział wtedy, pamiętam, z uśmiechem:

 

- Rozumiem, że mam to nosić dumnie i wiele się nie wtrącać.

 

Bo Janusz był z tych założycieli, którzy stworzyli i zostawili. I chyba inaczej nie ma sensu, o ile to, co stworzone, ma żyć własnym życiem, poczuć swoją siłę. No nie dzieje się to samo, ani przez się, ale koniec końców Janusz stworzył Stowarzyszenie i kiedy się zoreintował, że żyje po swojemu poszedł swoją drogą a my po kolei swoimi.

 

Znalazłem zdjęcie z tamtych czasów.

Tak, to całe Stowarzyszenie Żywych Poetów jakimś późnym latem, może jesienią 1993 roku. 6 plus 1. Jesteśmy w kawalerce Janusza na trzecim piętrze kamienicy przy ulicy Piastowskiej w Brzegu, tej obok dawnego Hotelu "Piast" ("Nagi mężczyzna w oknie Hotelu Piast" zapisał pewnego razu młody poeta Karol Maliszewski w wierszu, którego już nie da się nigdzie odnaleźć). Kawalerka była podzielna jeszcze na dwa pomieszczenia. jedno z maszyną do pisania i stosami książek od podłogi do sufitu i drugie, gdzie gospodarz przyjmował gości i spał - z płytami analogowymi, kasetami i dwoma obrazami na ścianie, jednym tak dużym, że zajmował całą ścianę. Krzywy mi przypomniał co też miał Janusz u siebie z płyt. Że miał sporą część dyskografii "Yes" na analogach i Krzywy wpadał do Janusza i sobie zgrywał o na kasety. To były skarby.

 

0200828 235155

 

To zdjęcie miało trafić na okładkę pierwszego almanachu Stowarzyszenia. Bo to były czasy kiedy takie rzeczy się wydawało i miało to znaczenie. To były czasy kiedy ludzie stali, bo brakowało miejsc siedzących na spotkaniach poetyckich Stowarzyszenia. I to całe pisanie, bycie poprzez wiersze, poezja, która nie jest tylko zbiorem tekstów, ale jakimś sposobem bycia ze sobą, komunikacją, budowaniem więzi - to wszystko wydawało się mieć sens. I jak to z sensem. To się czuło, nie było potrzeby, żeby to uzasadniać, dyskutować.

Brzeg, jesień 1993, tak myślę, zaraz rozjedziemy się na studia i prawie przestaniemy istnieć jako grupa. Zaczniemy się zbierać niemal od zera, od nowa około 1996 roku, już bez Janusza jako pasterza, lidera, założyciela. Sami. Przez kolejne dwadzieścia kilka lat będziemy działać obok siebie, ale ze Stowarzyszeniem jako już tylko naszym dziełkiem. Raz bliżej, raz dalej. Wreszcie chyba w roku 2003 lub 2004 uznaliśmy - już jako zarząd formalnie istniejącego Klubu Integracji Twórczych "Stowarzyszenie Żywych Poetów", którego Janusz nota bene nie był członkiem, że przyznamy mu członkostwo honorowe, dla porządku i jasności. Tak, pisałem o tym powyżej.

Także to zdjęcie poniżej to chyba ostatni, albo jeden z ostatnich momentów, w którym Janusz jest kimś w rodzaju szefa Stowarzyszenia. Zaraz potem zostawił nas. I w myślę - ale nie od wczoraj ani od dzisiaj, ale od wielu lat tak myślę, że - niezależnie czy to było intencjonalne czy tak po prostu samo wyszło - że to było najmądrzejsze co mógł zrobić.

 

janusz wojcik

JANUSZ WÓJCIK 1961 - 2020

 

I myślę cały czas, że i w tej historii mimo wszystko nie padło jeszcze ostatnie słowo.

Nie może tak być.

No nie.

 

30 grudnia 2020

 

AAA Radek okragly

 

 

 

https://dziad-z-kielczowa.blogspot.com

 

 

 

Dodaj komentarz

wisniewski na pasku