czwartek, 21 listopada 2024

r wisniewskiTakie spojrzenie, może być wyłącznie przypadkowym skanem. Chwilowe mgnienie cudzego domu stojącego tuż przy torach przez okno pociągu. 

 

Debiuty poetyckie 2013, cz. 1

 

Tym razem ten budynek wydaje się ogromny, chociaż w nie najlepszym stanie. Jego okna patrzą w różne strony ? są takie patrzące w stronę wewnętrznego podwórka, są takie, które wyglądają na świat. Chwila światła z tych okien rozświetla coś i w moim, Twoim świecie. To chyba szczególnie cenne. A wiele z tych okien dzisiaj jeszcze świeci, ale zaraz światło zgaśnie, wiersze pójdą spać i nigdy więcej już nie rozbłyśnie. Ich czasowa obsługa zgasi niebawem światło i uda się w inne rejony, zajmie się czymś bardziej użytecznym. Tak jest z większością debiutantów. Można tak spojrzeć na wiersze, zbiory wierszy jak na otwarte mieszkania, można spróbować do nich zaglądać, tam są jacyś ludzi, może tylko ich cienie, hologramy, dają znaki, chcą być zrozumiani, chcą żeby z nimi rozmawiać, odpowiadać. Kiedy się temu przyjrzeć widać, że wszelkie prawidłowości bywają złudzeniem optycznym, światła w tym domu zapalają się, gasną, bez wyraźnego porządku. Szczególnie ciekawe jest to, co się odbija, ujawnia w świetle wierszy debiutantów ? ludzi, którzy pierwszy raz stają w tym oknie, pierwszy raz nadają na zewnątrz wymyślonym przez siebie kodem komunikaty. O czym mówią, jak mówią, jak ich mowa naśladuje a na ile zmienia zastaną mowę? Czy daje się już wyczuć w ich pierwszych gestach podejrzenie kontynuacji? Czy już wiadomo o nich, że zostaną na dłużej? Czy widać wreszcie powiew czegoś nowego, zapomnianego w ostatnich latach?

 

xawery-stanczyk-skarb-pi 257

 

Najpierw o zawodzie, jaki sprawił mi Xavery Stańczyk, chociaż musze przyznać, że spory wpływ na to miało wejście z hukiem autora, poprzez łamy ?Newsweeka" jako poetycką nadzieję młodego pokolenia. Nie jest dobrze, gdy wiersze z hukiem poprzedza autor i jego osoba. Zawsze wówczas rodzą się oczekiwania czegoś niezwykłego, jakiegoś master piece i trudno do takiej poprzeczki autorowi dorosnąć. Jednak jak rzadko kiedy, jestem przekonany, że mój zawód i zniechęcenie nie jest spowodowany samym rozziewem pomiędzy punktem wyjścia a realną wartością debiutu Xaverego Stańczyka. Tytuł debiutanckiego zbioru Stańczyka ?Skarb piratów" ewokuje pewną chłopięcość, przygodność lub nawet przygodowość tych wierszy, na miarę epoki i jej horyzontów intelektualnych oczywiście.

Lecz przede wszystkim grzechem Stańczyka pozostaje nieokiełznane, młodzieńcze rozgadanie, słowotok, nad którym sam zdaje się nie do końca panować w wyniku czego od czasu do czasu umykają jego uwadze frazy, których być nie powinno, które niewiele mówią i sprawiają wrażenie nie tyle zamierzonego kolokwializmu, co niezdolności do zerwania z odruchem gadania, a ściślej gadania odruchowego. Byłaby w tym siła, gdyby jednak nie ufać do końca geniuszowi samonapędzającego się pierwszoosobowego wiersza. Może gdyby głębia refleksji, spryt formalny temu towarzyszyła byłoby inaczej. Ale nie. Podmiot w jednym wierszu snuje się po ?kępach pamięci" a także po ?zboczach oczu, sparciałych spojrzeń". W innym wierszu dają się zaobserwować ?czołgi chmur", które ?gruchoczą sny" a potem ? jak można się domyślić ? o świcie, przychodzi coś, co ?sączy mi do oczu żrący kwas światła". O tym, że metafora dopełniaczowa we współczesnym wierszu to narzędzie, którego należy używać oszczędnie albo wcale, ktoś powinien Stańczykowi, jako nadziei poezji młodego pokolenia powiedzieć. Podobnie jak to, że drobne tautologie w rodzaju ?żrącego kwasu", tłustego smalcu oraz na przykład opasłych hipopotamów wieczności ? nie służą sile wyrazu wiersza białego. Żeby nie było, że się czepiam i wytykam autorowi odosobnione wypadki przy pracy: ?pastylki (...) łez", ?pąki pogody" ? s. 7, oznaczenie chaotycznych ruchów jako latanie ?wte i we wte", ?granat nocy" ? s. 10. Dodawanie do tej mikstury raz po raz wulgaryzmu także nie wstrząsa, bowiem nic z językiem wiersza nie robi, nie podważa struktury kolokwialnego komunikatu. Wulgaryzm pozostaje nieograny, literacko nierozpracowany, zostaje kolejnym automatycznym wtrętem, jakby się słuchało przypadkowej rozmowy w kolejce SKM, czy w porannym autobusie.

Robi się jeszcze gorzej, gdy zajmując się światem doczesnym ? a żaden inny świat z rewolucyjnych wierszy pomieszczonych w ?Skarbie piratów" się nie wyjawia ? autor także nie potrafi zwalczyć odruchowości swojej myśli. Poprzestaje na prostych kalkach i kliszach ? czy mówi o korporacji (por. wiersz ?Robaczki") czy o katastrofie smoleńskiej (por. wiersz ?Kiedy smoli się Smoleńsk"). Jest jak pierwszy lepszy publicysta, felietonista prasy codziennej. Żeby był wstrząs, potrzebna by była jakaś przenikliwa myśl, nie taka, żeby zaraz się z nią zgodzić, ale przenikliwa. Kiedy poeta próbuje być osobisty i dojmujący (por. wiersz ?Miś" str. 14) wychodzi z tego niestety parodia i brak oczytania, bowiem główną figurą staje się miś, któremu zamiast futerka wyrastają kolce, wypada oczko na nitce i sypią się z wnętrzności ?trociny jak marzenia". To, że dla siły efektu śmierć misia następuje poprzez rozsadzenie go petardą, niewiele zmienia. O dramacie młodości, która przestaje być dzieciństwem pisało wielu ludzi w wieku Xaverego ? także i 10 i 15 i 20 lat temu. Istnieje też wiele innych możliwych zobrazowań, metafor, których poeta mógłby użyć, gdyby nie pisał wiersza machinalnie, gdyby pisanie nie było dla niego czynnością nieco bardziej złożoną niż łuk odruchowy, gdyby nie budował dramaturgii na tym, co się skojarzyło mu jako pierwsze. Pierwsze skojarzenia w pracy poety to zazwyczaj zły doradca.

Poezji nie da się zbudować w zaufaniu do swoich odruchów, trzeba umieć je przekroczyć, zatrzymać się i posłuchać. Chociażby posłuchać w ciszy własnego wiersza wypowiedzianego na głos. Byłby to taki polski Majakowski, krytyk i lewacki prorok, ale po pierwsze te pozycje są obsadzone a po drugie, i to jest ważniejsze, nie te proporcje geniuszu, siły wyrazu. Waldemar Pawlak to nie Wincenty Witos a Xavery Stańczyk to nie Majakowski, ot co.

 

wisniewski na pasku