czwartek, 25 kwietnia 2024

r wisniewskiJak być mogło a jak nie było. "Mistrz i Małgorzata" w Teatrze "Capitol".

 

 

O spektaklu ?Mistrz i Małgorzata" we wrocławskim Teatrze ?Capitol" napisano wiele dobrego. Spektakl recenzentom się podoba, piszą o majstersztyku, geniuszu i tak dalej a jedyne co im się nie podoba to przesterowany dźwięk. Może zatem na początek, żeby zacząć od wspólnego gruntu ? od września 2013 nic się nie zmieniło. Minęło pół roku i orkiestra sobie a wokaliści-aktorzy sobie, słowa się gubią i w partiach solowych i chóralnych i w sumie okazuje się, że najprzyjemniej się spektakl ogląda, kiedy muzyka jest ilustracyjnym towarzyszem dialogów i narracji z oryginalnego tekstu Bułhakowa, a to przecież już nie teatr muzyczny ale najzupełniej zwykły teatr dramatyczny z dodatkiem muzyki, czyli chyba nie do końca to, o co chodzi. Szkoda, bo gdzie nie przeczytam czegoś o spektaklu ? wszyscy że przesterowane, że mało selektywne brzmienie. To chyba przez ten czas dałoby się już coś z tym zrobić chyba. Wypadałoby.

Spektakl ma mocne strony, nie to, że nie. Muzyka (ta która głuszy słowa piosenek) na pewno do nich należy. Ciekawa, intrygująca, bez uwag. Jest wiele dobrych pomysłów inscenizacyjnych ? jak np. ten gdy fragmenty kwestii Piłata w rozmowie z Jeszuą wypowiadają razem Piłat i Woland.Bardzo dobrym pomysłem inscenizacyjnym okazuje się też rola narratorki ? Justyny Szafran ? która nie występuje w oryginale co oczywiste ? a która pomaga sprawnie kleić fakty, łączyć sceny i nadaje spektaklowi pozór spójności. Niezłe wrażenie robią także rozliczne zaplanowane gry wciągające widza w akcję na scenie ? gdy dochodzi do spektaklu w Variete ? to prawdziwa publiczność, my wszyscy, czuje się zobowiązana bić brawo a głosy aktorów dobiegają nie tylko ze sceny ale i z rzędów widowni zaś czerwońce naprawdę sypią się spod dachu teatru. Dobre wrażenie robi też scenografia, która zasługiwałaby na miano tego dodatkowego aktora, bo ciągle się w niej ciekawego plastycznie dzieje i spełnia swoją funkcję nie przytłaczając gry aktorskiej.

No skoro jest tak dobrze to dlaczego po zastanowieniu się i przetrawieniu intelektualnym jestem skłonny do pewnego stopnia zanegować peany na cześć tej adaptacji ?Mistrza i Małgorzaty"? Obok rzeczy trafionych jest wiele pomysłów nietrafionych. W czymś co się okrzykuje majstersztykiem nie powinno takich rzeczy być. A co konkretnie ? na przykład cała postać Fridy z balu u Szatana. Frida jest rozseksualniona, piosenkę ma niestety z tych słabszych bo niestety w jej przypadku słychać tekst, rozkracza się przed orkiestrą wyzywająco i kibic zasłania jej jedynie fartuszek pokojówki śpiewając niby w jakim kabarecie dla wygłodniałych kobiet załóg U-bootów ?Ja jestem Frida, jestem Frida" i wpadając przy końcu tego refrenu w falset. Jak na dzieciobójczynię z poczuciem winy ? słabo. To bardziej Katarzyna W., ale do niej też tej Fridzie daleko.

 

mistrz-i-malgorzata-plakat

 

No dobra, ale to wszystko mogłyby być wady do wybaczenia, gdyby nie to, że w drugiej części przedstawienia dochodzi zupełnie urągających logice skrótów i cięć w dramaturgii oryginału. Nie mam pretensji, że nie dało się zrobić wszystkiego ? to dość oczywiste, że robiąc adaptację, do tego w teatrze muzycznym, która tekstowi oryginału ukradnie jeszcze swoje na muzykę i popisy kinetyczne ? te skróty są nieuniknione. Warto by było jednak, żeby w tych skrótach kryła się jakaś logika i konsekwencja. Andrzej Wajda w ?Piłacie i innych" zdecydował się wydestylować z Bułhakowa tylko wątek biblijny iw rzucić go we współczesny sztafaż. Pewnie byłoby do pomyślenia wydestylowanie wyłącznie wątku moskiewskiego a podarowanie sobie cyzelowania wątku biblijnego. Tym bardziej, że wystarczyło czasu na dopisywanie piosenek czy słów kończących całe przedstawienie, które o ile mnie znajomość Bułhakowa nie myli ? jest luźnym dopiskiem scenarzysty i/lub reżysera, zabiera historii niepowiedzenie (no bo gdzie się udał Mistrz z Małgorzatą według Bułhakowa ? do nieba czy piekła, przeżyli czy umarli?) i ? przepraszam ? brzmi płasko. Co więcej w historii opowiedzianej w spektaklu ?Capitolu" nie istnieje w ogóle Mateusz Lewita, w związku z czym wątek biblijny zaczyna się sypać. A co więcej ? fragment jego kwestii w finale wygłasza nie Lewita (bo go nie ma) ale Hanocri. Nie wiadomo po kiego grzyba pojawia się na nie więcej niż 3 minuty scena będąca streszczeniem dwóch rozdziałów o tym jak to Piłat chciał ocalić Judę z Kiriatu. Przy stosunkowo wiernym odtworzeniu początkowych rozdziałów powieści ? te dramatyczne skróty w późniejszych częściach, budzą co najmniej zdziwienie a i chyba czynią sporo z tego co próbuje się opowiedzieć w zakończeniu ? pozbawionym sensu.

Powtarzam ? to nie jest zarzut, że w ogóle były cięcia, bo wiadomo że musiały być i kropka. Ja na przykład lubię ostatnie przygody w Moskwie Behemota i Korowiowa w tym słynne zdanie Behemota rzekomo rannego w mieszkaniu na ul. Sadowej numer 50. No ale dobra, akurat z tego pewnie trzeba było zrezygnować, nie mam zamiaru o to się kłócić. Faktycznie ? niewiele wnoszą te przygody do głównych wątków narracyjnych. No ale zrezygnować z epilogu, gdy już nie wiadomo czy to wszystko się śniło Iwanowi Bezdomnemu czy też nie, nie usłyszeć ? skoro już się wprowadziło wątek biblijny w pełni ? relacji z kaźni Afraniusza. Nie rozumiem dlaczego nie ma ostatniej rozmowy między Mateuszem Lewitą a Piłatem, po stokroć ważniejszej niż wycięte z kontekstu trzy zdania między Afraniuszem a Piłatem o Judzie z Kiriatu, bez tej rozmowy z Lewitą jakby nie mające też głębszej treści. Monolog Lewity na wzgórzu Nagiej Czaszki wyśpiewuje w osobie pierwszej liczby mnogiej chór pod wodzą tajemniczej narratorki w czarnym płaszczy i to owszem robi wrażenie, ale chyba nie takie jakie powinno być. Lewita jest sam i na tym polega jego tragizm, apokryficzność tej wersji zdarzeń. W ogóle ? brak Mateusza Lewity ? to brak który wyłazi co i raz i chyba jego usunięcie i przypisanie jego kwestii to jeden z większych błędów scenarzysty i reżysera.

Słowem ? może się podobać, ale bez szału i przesady. Jako adaptacja ?Mistrza i Małgorzaty" ? poniżej oczekiwań, głównie za sprawą wad scenariusza przedstawienia. Wady inscenizacji da się poprawić, przesterowanie dźwięku ? ale potrzaskanej koncepcji całości ? pewnie nie, bo by był to już zupełnie inny spektakl. Co z tego, że lepszy, skoro nieistniejący?

 

(Michaił Bułhakow MISTRZ I MAŁGORZATA, przekład, adaptacja i reż. Wojciech Kościelniak, muzyka i kier. muz. Piotr Dziubek, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu, 2 marca 2014)

 

wisniewski na pasku