Jestem na 300 stronie biografii Ojca Tadeusza Rydzyka, pióra dziennikarzy ?GW"- Jacka Hołuba i Piotra Głuchowskiego. Książka ciekawa, chociaż w wielu miejscach mogłaby być znacznie lepiej udokumentowana, wtedy robiłaby wrażenie dużo solidniejsze. Pytanie ? gdzie? Ano w wielu miejscach.
Jeżeli pisze się o tym, że młody alumn Rydzyk wyeksmitował własnego ojca a konkubenta swojej matki z domu, to pewnie oprócz relacji sąsiadów zdałoby się sprawdzić ten fakt w biurze ewidencji ludności. Kiedy się pisze, że ojciec Ojca Rydzyka zmarł podobno gdzieś na Śląsku ? to też byłoby do sprawdzenia przez któryś z urzędów stanu cywilnego. Autorzy to podobno dziennikarze, co zbierali materiały przez 22 lata, ale mam wrażenie, że wiele jeszcze mogliby ? stosunkowo niewielkim kosztem ? pozbierać i sprawdzić. Na przykład sprawozdania finansowe i merytoryczne wszystkich fundacji Ojca Rydzyka.
Ale to na marginesie. Najbardziej wstrząsające jest zestawienie na niewielkiej przestrzeni kilkuset stron wszystkich historii związanych z Ojcem Rydzykiem ? znanych i nieznanych. Począwszy od założenia radia bez koncesji i zezwolenia, przejęcia częstotliwości diecezjalnych, niejasnych obrotów finansowych, niemal od źródeł, od początku stacji, poprzez unikanie stawiania się w prokuraturze ? w sprawie, którą dzisiaj by się pewnie uznało za nie wartą zachodu prokuratury, poprzez pożyczki, kredyty, unikanie wszelkich formalnych kontroli i wszelkich warunków formalnych. Dwadzieścia lat kpiny z państwa prawa i zkłej uczciwości, dwadzieścia lat ćwiczenia siebie i swoich poddanych w histerii oblężonej twierdzy. No bo większość tzw. ?ataków" to w taki czy inny sposób próby egzekwowania normalnych regulacji prawnych, które dotyczą wszystkich obywateli, bowiem obywatele są równi wobec prawa. I tak obok oligarchów, których stać na wynajęcie prawników lepszych niż 90% obywateli, widać wychowaliśmy sobie, jako społeczeństwo jeszcze wiele takich oligarchicznych podklas ? pierwowzorem jednej z nich jest Ojciec Rydzyk, którego prawo nie obowiązywało, a jego słuchacze, stali się wyznawcami. Do dzisiaj nie rozumiem, jak można było odpuścić i zostawić bez słowa skup cegiełek na Stocznię Gdańską, skup świadectw udziałowych NFI. Pieniądze zostały zebrane i nie wiadomo na co poszły, poza tym, że wiadomo, że poszły na ?dzieła wyrosłe przy Radio Maryja". Próba dowiedzenia się na co te pieniądze Ojciec Dyrektor przeznaczył ? to oczywiście był jeden z wielu ataków. A tolerowanie tego nazywania ?atakiem" każdej wyrażonej głośno różnicy poglądów zbudowało grunt pod późniejsze ?przemysły pogardy" i zalew podobnej histerii w życiu publicznym. A ponieważ już nie rozmawiamy o różnych poglądach, bo każda różnica jest nieledwie atakiem, wojną, eksterminacją, nieprawdopodobnym kłamstwem, manipulacją, propagandą ? w gruncie rzeczy chcąc nie chcąc ścieramy się tożsamościowi. Nie ma poglądów, wyrażanych przez ludzi, tylko są ludzie zrośnięci z poglądami, są genetyczni patrioci i genetyczni zaprzańcy, ludzi i ich poglądy to jedno, a zatem nie ma gdzie ustąpić, nie ma gdzie tworzyć gruntu pod proces społecznej koncyliacji. No bo jakże to? Ja i moje słuszne poglądy mamy ustąpić? Tam gdzie oddziela się światopogląd, zachowanie, uczynki od istoty człowieczeństwa można rozmawiać, można się przekonywać, wskazywać argumenty, analizować je i nawet ? o zgrozo ? pod wpływem argumentów zmieniać zdanie na jakiś temat, modyfikować swoją tożsamość. Tam gdzie jest neurotyczny wrzask nagina się fakty do tezy, wprowadza podwójne standardy, usztywnia stanowisko i prowadzi mecz w konwencji ?zero-jeden". Tak się składa zaś, że w tym meczu inteligencja, demokracja, umiarkowanie w poglądach ? albo przyjmie reguły gry przeciwnika (czyli przegra) albo przegra po prostu. To widać po tym kto i za co dostaje zakazy wypowiadania się w mediach, a kto tych zakazów nie dostaje i wobec kogo są egzekwowane.
Historia ?Radia Maryja", jego Ojca Założyciela to odwrócona, jak w soczewce historia Polski ostatnich dwudziestu kilku lat, państwa, które było silne wobec słabych a słabe wobec silnych. Państwa w którym rosną pomału w siłę takie tożsamościowe, histeryczne ekstremizmy, w którym coraz mniej jest miejsca dla większości, która nie chodzi na wybory, nie podziela poglądów ani ?Krytyki Politycznej" ani Jarosława Marka Rymkiewicza. To także historia zaniechań, niechęci do tykania zgniłych jaj, śmierdzących szmat, nabrzmiałych wrzodów, tolerowania hipokryzji. Bo niby jak nie ruszymy, to przyschnie i przestanie śmierdzieć. Nic z tych rzeczy.
Dlatego nie ma już miejsca na rozmowę o sprawach prokreacji demografii (aborcja, in vitro, wychowanie seksualne, polityka wobec rodziny ? to nie są rozdzielne tematy), dlatego nie było i nie będzie już miejsca na rozważną rozmowę o lustracji (jak wiadomo wszyscy byli umoczeni tylko księża w ogóle nie, księża i Jarosław Kaczyński), nie ma miejsca na spokojny i wyważony historyczny osąd wydarzeń takich jak Powstanie Warszawskie (jest albo histeryczne ?nie" albo nie mniej historyczne ?tak"). To nie są sprawy podlegające negocjacjom, tu może być tylko, albo ich, albo nasze. Nie ma zgody nie tyle co do interpretacji faktów, ale samych faktów. Coraz więcej jest rowów i granic, drutów kolczastych zza których podnosi się coraz głośniejszy skowyt ?ten z nami, ten przeciw nam" i człowiek o poglądach bardziej złożonych intelektualnie, nie kupujący uproszczeń a czasem wręcz rozumowego prostactwa ? nie ma się jak w nich odnaleźć. Mam wrażenie, że to świetny materiał może nie na wojnę domowe od razu, ale na pewno na jakiś rodzaj nierozumnej, emocjonalnej eksplozji. Mamy plemiona nie naród, nie społeczeństwo. Wyspy a na każdej z wysp słychać dźwięk tam tamów, grzeją się we własnym cieple, ludzi myślących podobnie, mówiąc podobnie. Pomiędzy tymi wyspami nie da się krążyć bez końca. W końcu wrogie warczenie wymusza nawet na tych, którzy by chcieli znaleźć jakiś wspólny ląd dołączanie się do ?mniejszego zła". Bo siła Antoniego Maciarewicza i jego pożal się Boże ekspertów, czy Ojca Dyrektora z jego radiem, nie bierze się z siły per se, co braku sił równoważących. Ludzie rozsądni siedzą w domach i nie mają czasu na absurdy, tyle, że z braku reakcji na absurd ? absurd jak się okazuje nie znika, ale nabiera siły i mocy. I nawet odwracając od niego wzrok trudno nie zauważyć, że zawłaszcza sobie ten nasz normalny, prywatny świat. Przykład? Religia dla dzieci w szkole podstawowej to jedyny przedmiot z którego dzieci dostają w I klasie ocenę. Nie z matematyki, pisania, czytania, angielskiego. Nie. Z dewocji, bo nie z wiary. I z tego co pamiętam, kiedy wprowadzono nam religię do szkoły średniej, to chyba z 7 czy 8 osób nie chodziło a wszyscy śpiewali ?Hipisówkę" Kobranocki. Dzisiaj jako pokolenie rodziców, wszyscy karnie posyłamy dzieci na religię od pierwszej klasy podstawówki, żeby nie czuły się gorsze.