środa, 24 kwietnia 2024

r wisniewskiNas kształtowały inne trasy, inne linie kreśliliśmy po mapach, inne linki, sznurki się plotły w powietrzu, niżby mogło wynikać z układu dróg i kolei oraz rozkładów jazdy...

 

 

Trzy kilometry za Gaciami, rzut beretem od Księżyców

 

To nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni, kiedy tereny pograniczne dostają to, na co zasługują, w końcu, kto im kazał być poboczami oczywistych opowieści, no kto?
Granica województwa dolnośląskiego rozciąga się około trzech kilometrów za granicą mojego miasta, czyli Brzegu. Kawał pola, szosa, górka na której rzekomo stał sztab Fryderyka Wilhelma w czasie bitwy Małujowickiej, zwanej szerzej jako Mollwitz i wieś Gać, zwana powszechnie ?gaciami" i tyle. Ale przecież kto kazał taką wieś rzucać, między Dolny Śląsk a Brzeg, miasto około kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców, nad Odrą, w obecnym województwie opolskim, no kto? Rozumiem też, że gdy nastały czasy przewozów regionalnych ? położenie miasta pomiędzy dwoma ośrodkami chociażby z nazwy metropolitalnymi, które było zaletą ? stało się wadą. Obcy dla jednych i nie swoi dla drugich. Coraz mniej do nas dochodzi, dojeżdża, dociera. Pospieszne kończą bieg w Opolu, Katowicach, Wrocławiu, linie autobusowe Dolnego Śląska dojeżdżają do Oławy a na uruchomienie ponowne linii kolejowej do Grodkowa i dalej Nysy, czy nie daj Bóg z Nysy do Dolnego Śląska ? też nie ma mowy, bo się nie opłaca firmie. Co z tego, że ludziom, regionowi, państwu jako całości by się może opłacało. Kapitał społeczny to się teraz nazywa. No nic, szlag z tym, prezesom jednej ze spółek PKP się nie opłaca i kropa. A, jeszcze jak się jedzie z Brzegu na zjazd z autostrady A4 to też zabawnie, bowiem tylko dlatego, że kacykowie Strzelina i Brzegu nie mogli się dogadać, węzeł musiał widać koniecznie być stworzony nie logicznie, zgodnie z biegiem dróg krajowych, ale ambicjonalnie, u nas, na terenie województwa opolskiego, którego wyrysowana na mapie granica w tym miejscu zjeżdża w bok, więc i zjazd na A4 zjechał w bok o kolejne kilka kilometrów.

 

rozklag-jazdy

 

No ale co to ma do antologii, poezji, literatury, kultury ogólnie? Co z tą resztą, zapytałby ktoś i miałby rację. Ano zresztą ? tak samo, albo bardzo podobnie. Faktu, że znani mi i lubiani przeze mnie antologiści tomu nazwanego ? nomen omen ? ?Rozkład Jazdy" z podobnym wdziękiem jak starostowie, dyrektorowie dróg, autostrad albo prezesi spółek kolei, które mimo nazwy ani już nie są chyba polskie, ani państwowe ? potraktują delikatną tkankę związków literackich i ludzkich podobnie ? było dla mnie niemiłym zaskoczeniem. Miałem zmilczeć, ale niech tam, nie zdzierżę. Najpierw słowo sprawiedliwości ? antologia ma wiele zalet, jest nietypowa, oryginalna, ciekawa w układzie, radośnie rozlewna i wielobarwna, niepodobna do wielu innych, z których wieje nudą. Pewnie stąd ten rodzaj skrytego żalu i to nie wynikającego z osobistego docenienia lub nie, bo mówiąc szczerze ? żadna antologia dzisiaj już nie legitymizuje i nie wyznacza miar jakichkolwiek. Kto nie ma nominacji do ?Nike" - ten buc i frajer i nie warto o nim, ani z nim gadać. Nie jest też tak bym nie rozumiał trudnej roli antologisty, który musi, jeżeli chce by jego antologia coś jednak definiowała i opisywała, zatrzymać się w jakimś miejscu, powiedzieć: ?stop". I powiem szczerze w szacunku dla pracy antologistów ?Rozkładu Jazdy" miałem nie zabierać w tej marginalnej, brzeskiej, sprawie głosu. A jednak po pobycie w Nowej Rudzie kilka dni temu, po uświadomieniu sobie, że dwudziesty któryś rok spotykamy się i axis mundi dla wielu z nas ? rzuconych między Sudety i Odrę ? jest szosa do Nowej Rudy, że drugie pokolenie poetów z Brzegu i Nowej Rudy i okolic staje obok siebie w maleńkiej sali czytelni Biblioteki w Nowej Rudzie ? coś we mnie lekko się spięło zamiast pokornie pęknąć. Podobnie jak antologistom ?Rozkładu Jazdy" coś mówiło, że Księżyce leżące w odległości godziny jazdy rowerem do Brzegu (wiem bo jechałem) znajdą się w antologii, podobnie jak Strzelin (gdzie jesteś linio kolejowa Strzelin-Brzeg, kiedy ach kiedy szlag Cię trafił i złomiarze rozkradli?) a Brzeg, Kluczbork, Nysa, Głuchołazy, Namysłów już nie ? tak i mnie coś powiedziało, że ten gest jednak budzi mój głęboki sprzeciw. Odcinając swoją antologijną siekierą Dolny Śląsk wzdłuż linii map administracyjnych umyka antologistom bowiem coś niezwykle ważnego, realnego, dopełniającego całość, kompletność zjawisk.
Ludzie, pomysły i serdeczne idee nie zawsze krążą wedle granic administracyjnych. Może nawet głównie krążą wbrew nim. Antologiści to wiedzą, bo po części w tym krążeniu w dorzeczu Odry brali udział. Zdumiewające wydaje się na przykład wieloletnie, z różnym natężeniem, ale stale działające połączenie transregionalne na linii Kluczbork-Brzeg-Nowa Ruda z odgałęzieniami na Zgorzelec, Świdnicę oraz ze szczególnym uwzględnieniem połączenia na linii Nowa Ruda ? Brzeg. Gdyby nie arkusze literackie ze Świdnicy, Nowej Rudy ? nie byłoby arkuszy i art.-zinów literackich w Kluczborku i Brzegu, gdyby nie świnicka ?Arytmia" w końcu lat 90-tych nie przetarła szlaków, nie pokazała, że z powiatowego miasta można trafić do ?Empiku", nie byłoby w powiatowym miasteczku Brzeg ogólnopolskiego pisma literackiego ?Red."-a. A zanim powstał ?Red." były te kolegia redakcyjne w sinej od papierosowego dymu toalecie noworudzkiej biblioteki, wspólne sylwestry w Tłumaczowie i na Górze Anny, na rynku wrocławskim i na ulicy Długiej w Brzegu na które kiedyś dawno przyjeżdżała nawet Krysia Myszkiewicz z dalekiego Zgorzelca. Z jednej strony żaden dowód dla antologisty, a jednak byliśmy tu i tam razem, nie w imię wspólnych interesów bo ich nie mieliśmy, ale w imię wspólnego doświadczania życia, świata, rechotu żab na Żłobiźnie, tradycyjnych spacerów po Czarnym Moście nad Woliborką, po równie tradycyjnym śniadaniu u Ani i Tomka. Rozumiem, że te związki Świdnicko-Noworudzko-Brzeskie z dodatkiem Kluczborka, Głuchołaz, Namysłowa to żaden powód dla antologisty, by zmienić swoje kryteria odcięcia (a powiadam, rozumiem, że musi mieć je każdy) a jednak ? nie umyka Wam koledzy w imię administarcyjnej solidności coś istotnego dotyczącego prawdziwych, realnych, dziejących się relacji międzyludzkich, historii wzajemnego zakażania się pomysłami? Czy mam przypomnieć kiedy razem pracowaliśmy przy projekcie ?Flota Połączonych Sił" i przez dwa lata z rzędu ?Pora poezji" na Dolnym Śląsku w Nowej Rudzie, Wołowie, Świdnicy, Oleśnicy i Nowej Rudzie była kordynowana z Brzegu. No pewnie, nie bez przeważającego udziału lokalnych środowisk i lokalnych koalicji na rzecz literatury pieczołowicie tworzonych wiele miesięcy, ale jednak impuls szedł z Brzegu. Tak jak wcześniej przez wiele lat takie implusy szły do Brzegu, czy nawet Opola z zupełnie innych miejsc.
I nie chodzi mi o siebie samego, bo mnie samego mogłoby tam nie być. Chodzi mi raczej o wierność pewnej historii zanim zostanie zapomniana, przekłamana, a wydaje się poniekąd urocza i ciekawa. Są ludzie których kształtowały jakieś pokoleniowe hece, wspólnotowe gesty, na dźwięk których natychmiast zbiegała się sitwa kamer i mikrofonów i nagle rozlegało się wokół ciumkanie i klangor dziennikarzyn. Nas kształtowały inne trasy, inne linie kreśliliśmy po mapach, inne linki, sznurki się plotły w powietrzu niżby mogło wynikać z układu dróg i kolei oraz rozkładów jazdy. Tak, bowiem z Brzegu koleją do Nowej Rudy jechało się kiedyś sześć godzin, ale się jechało (mam to na taśmach z dyktafonu, słychać to), wbrew rozkładowi jazdy.
I co mi po tym, że jak już zamieszkałem na obrzeżach Metropolii Wrocławskiej. Nie stałem się przez to ani bardziej ani mniej dolnośląski niż byłem, chociaż pewnie dla antologistów ściśle kierujących się prawem administracyjnym i obowiązkiem meldunkowym ? ich bin ein niederschleisener perfekt. Nie jestem z Kiełczowa, jestem z Brzegu i mogę wam opowiedzieć długą, ciekawą historię bardzo dziwnych zbiegów ludzi i tekstów. A jak nie chcecie to furda, trudno, bywa, hejże, bo się obejrzę. Pisałem i opowiadałem o tym wielokrotnie, na innych łamach o tym wdzięcznym zadupiu, sieci powiązań Wielkiej Prowincji, co niejedno ma imię, a miało wspólną (dla mnie i dla wielu) oś ? dolinę Odry i wspólną granicę ? Sudety na południu. To opowieść, która szuka swojego piewcy i szkoda, że znowu ktoś tę historię odciął bo granica województwa biegnie za wsią Gać. Jednak gdyby ktoś chciał poprawić antologię tylko z tego powodu powiedzmy o jedno, moje nazwisko powiem cytatem Generała Cambronne spod Waterloo: ?merde", co się wykłada chwacko i mało elegancko. Albo w całokształcie z kopytami, albo w ogóle.

 

wisniewski na pasku