piątek, 22 listopada 2024

r wisniewskiNo, ale dlaczego musimy być tacy rozpoznawalni, nomadzi wśród mieszczan. Niby na swoim, a jednak z żebraczą ciekawością rozglądający się wokoło?

 

 

Tak charakterystyczni wśród narodów ogolonych, że nawet ogoleni, choć wyglądają, jak nieogoleni, że nawet posiadając pieniądze w kieszeni, wyglądają jakby ich nie mieli i nawet kiedy generalnie jest dobrze i zadowoleni z życia to czujni, napięci, zawsze gotowi dać w ryj, obszczekać, uciekać, deptać ścieżki obok chodników, przechodzący przez ulicę zaraz obok pasów dla pieszych, wytyczający nowe drogi poprzez miejskie trawniki, zasiedlający samosiejne krzaki, oddający mocz we wszystkich tajemnych acz widomych miejscach do tego nie przewidzianych, jak schody na ostatni peron na dworcu, załom muru kamienicy w centrum miasta; zabierający w siatkach jedzenie ze szwedzkiego stołu na wczasach ?all inclusive".

A wszystko to się mieni, ślini, lśni i błyszczy w tej swojej słowiańskiej, pstrokatej, przepoconej, błyszczącej i bekającej masie. I do kogo ten celny rzut puszką do wody i dlaczego wiadomo, że nic nie zjemy na pokładzie oprócz smażonej na grillu kiełbasy z ogórkiem, musztardą i piwskiem z plastikowego kubka na pokładzie słonecznym, który byłby słoneczny, gdyby nie był zamknięty zaplutymi szybami z pleksiglasu z jednej a nadbudówkami z odłażącą, popękaną farbą z drugiej strony? Czy to zaprawdę polski prom z tym stadem drobnych białoruskich, litewskich, ukraińskich i rodzimowierczych kierowców wielkich ciężarówek, rozlewnych, brzydkich kobiet, pozostawiających swoje symbiotyczne rodziny na kolejne tygodnie, może miesiące, żeby zarabiać korony jako pielęgniarki, pomoce domowe, sprzątaczki, śmieciarki, glebogryzarki, mętnych turystów zadowolonych, gdy ktoś w nich widzi reprezentacji jakiejkolwiek obcej nacji byle nie Polaków, ku której sam zdaje się sterujesz? Czy to zaprawdę polski prom do Szwecji z błękitnym napisem na dziobie ?Scandinavia", a poniżej ledwo, ale jednak widocznym pod białą farbą konturem starej nazwy ?Visby" w tłoczonych blachach poszycia, co zdradza pochodzenie dumnej jednostki z demobilu pewnej szwedzkiej linii? Och i to Westerplatte obok z dumnym obeliskiem z betonu i dopiskiem do wielkiej historii, ?że nigdy więcej" na blaszanych literach co stoją dumnie frontem do każdego, kto wpływa do portu niczym ołowiane żołnierzyki, co tamtego lata do nieba czwórkami szli.

 

prom

 

Trudno ufać temu okrzykowi, że nigdy więcej, kiedy w zasadzie w kółko to samo a nie nigdy więcej i to ponura powtarzalność jest, chociaż chwilowo odseparowana od ziemi, tej ziemi. A wewnątrz promu, tego promu, w bladym świetle opodal recepcji mosiężna płytka z laserodrukiem, że patronat, czyli ojcowski nadzór nad promem sprawuje Pani Prezydentowa Kwaśniewska. I nie chodzi o to, że prom będzie chorował na zapalenie goleni przedniej ani na niewiadomego pochodzenia chorobę filipińską i dlatego nie będzie zataczał się jak statek pijany, jak mąż Pani Prezydentowej Jolanty Kwaśniewskiej na cmentarzysku, i to pomimo tego, że jak wiadomo, Bałtyk jest cmentarzem a Dania, mój książę, jest więzieniem. Tu chodzi o co innego z tym patronatem bowiem prom ma stabilizatory i kiwa się umiarkowanie nawet na solidnej fali a nazwa portu macierzystego to Nassau, stolica Wysp Bahama i znakiem przewoźnika jest ?Polska Żegluga Morska", których to słów pierwsze litery wymalowane na kominie, z którego odłażą pomału płaty farby niebieskiej i czerwonej. Więc o coś tu idzie, czym innym ten prom obrasta i nie wiadomo dlaczego ciągle myślę, że jest polski, skoro on ze szwedzkiego demobilu i słabo nawet po demobilu przemalowany, za to pod patronatem kobiety, żony męża, który nie zawsze pojawia się publicznie trzeźwy, chociaż częściej trzeźwy niż pijany, co liczy mu się na plus i odróżnia go na przykład od pewnego prezydenta Rosji.

Skąd zatem przeświadczenie, że oto jesteśmy na kawałku Polski pomimo tych onieśmielających i mylących znaków przynależności, trudnych do rozwikłania skandynawsko-bahamskich formalnych okoliczności? I nawet herb Gotlandii nieodspawany z dziobu wraz ze zmianą właściciela statku - z lenistwa czy przewrotnego złomiarskiego wyczucia estetyki ? nie zatrze unoszącego się nad statkiem tajemniczej aury polskości, czy może raczej polactwa. Polactwo, jako rodzaj nieumiejętności, upośledzenia, kalectwa, które samo siebie nie rozpoznaje za to widzi siebie we wszystkim obcym; to polactwo właśnie unosi się jako koloid w tej feerii zapachów, gdy zaraz po wejściu na pokład moi bracia, nomadzi zajmują wszelkie lepsze, mniej uczęszczane kawałki podłogi ? pod schodami, w rozszerzeniach korytarzy w dojściach do kabiny, pomiędzy fotelami lotniczymi; a do tego wszędzie te kołdry, koce, stare, watowane śpiwory, dresy, siatki, worki, tobołki chciałoby się rzec, złote łańcuszki na szyi, podrobione adidasy firmy najki marki ribuk i piwo, piwo, piwo.

Cywilizujemy się przecież, wykonujemy skok cywilizacyjny ku zachodowi a widomym tego znakiem, że jako zbiorowość już nie pijemy wódki a pijemy piwo w plastikowych kubkach, w szklanych kuflach cienkościennych z napisem ?Warka" z pianą na dwa palce i wreszcie na potęgę w puszkach z aluminium, które dobrze trzymają się w ręku, i nie da się z nich zrobić tulipana, a ich zgniatanie po wypiciu daje poczucie samczego sprawstwa każdemu mężczyźnie, niezależnie od ilości godzin spędzonych na siłce. Bo zgnieść puszkę to tyle złożyć rękę w przyjazną, polską pięść. I jeszcze ten dźwięk otwieranej puszki, jakby odbezpieczenie granatu, sidolówki, filipinki, na pohybel, nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, nie będzie nam, tu popatrz Zenek, tutaj ruska kula, nas orłów sokołów nie przemogą, nie przemogą powiadam, więc ten dźwięk, jakby klaśnięcie jednej dłoni i chwila syku, jakby odpalony lont, jak syk węża, znam, znam dźwięk ten, klucznik zasłonił lica, znam dźwięk ten ? to jest Targowica. Zdradzi zawsze i wszędzie, wyjdzie z odbicia Polaka praptaka i wskaże, że oto tutaj jest, unosi się ten, który nawet ogolony, będzie miał w sobie coś z nieogolenia.

 

wisniewski na pasku