Ludzie /.../ chcą po górach chodzić. Pewnie że to ryzyko, ale ryzykiem jest też jazda samochodem wśród rodaków wymuszających pierwszeństwo...
Wstrząsające doświadczenie. Naprawdę wstrząsające. Czterech ludzi weszło zimą na Broad Peak, dwóch zostało. Tak bywa w tym sporcie, o ile alpinizm czy himalaizm można nazywać sportem ? mam co do tego pewne wątpliwości. Ale najbardziej wstrząsające dla mnie są komentarze w polskim Internecie. Wciąganie do wszystkiego bieżącej polityki, wytykanie patronatu nad wyprawą Prezydenta R.P., tego, że ma miejsce, kiedy rządzi jakaś partia w Polsce, gorące wypowiedzi światłych ekspertów zasiadających w kapciach przed telewizorem, wyzywających uczestników wyprawy od debili i nieudaczników, a nawet propozycje, żeby kierownika wyprawy z mety po wylądowaniu postawić przed prokuraturą za to, że nie zaopatrzył wyprawy w GPS. Swoją drogą bardzo użyteczne urządzenie ? GPS w pionowej ścianie, czy się jest u jej podstawy, czy u szczytu, pokaże tę samą pozycję plus minus 80 metrów. W łagodniejszej wersji padają pytania, po co, za co, za czyje pieniądze i na czyją chwałę... a niech się ubezpieczają od ryzyka, a najlepiej zabronić ludziom wchodzić w wysokie góry! Te wszystkie komentarze pojawiały się masowo, jeszcze kiedy tliła się nadzieja, że chłopaki wrócą, że ktoś ich wypatrzy, że może doczołgają się jak Joe Simpson, choćby ze złamaną nogą ? do bazy albo w zasięg widoczności. To bardzo ładne, taktowne i ogólnie przyjęte, że się takie komentarze powstrzymuje, dopóki nie wiadomo, czy ludzie żyją, czy nie. To po pierwsze. Po drugie, nie rozumiem krzywdy oglądaczy telewizji czy czytaczy gazet, wynikającej ze śmierci polskich himalaistów. Skąd ta paląca potrzeba rozliczeń? Ludzie chodzą po górach, bo góry są i oni chcą po tych górach chodzić. Pewnie że to ryzyko, ale ryzykiem jest też jazda samochodem wśród rodaków wymuszających pierwszeństwo, chłopków roztropków, co to przesiedli się z furmanki do audicy z lawety, co to ją szwagier wyklepał młotkiem w stodole ? i prują przez teren zabudowany 150. Każdy, kto wychodzi na Orlą Perć w Tatrach, wychodzi na Zawrat, a także kto wychodzi na Broad Peak, bierze za siebie odpowiedzialność. To nie krucjata dzieci. To dorośli ludzie, ich rodziny to także dorośli ludzie, wiedzą, z kim się wiążą, kim są ich bliscy. Nad matkami i żonami żołnierzy roztacza się (chociaż może już nie) nimb milczenia i zrozumienia, mimo że zawód żołnierza nie jest wcale mniej niebezpieczny niż pasja alpinisty. I słusznie, bo to takie społeczne zastępstwo, substytucja, zapośredniczenie doznań, dumy i uczuć. Szanuję żołnierzy, bo robią pewnie te niemiłe rzeczy, który inaczej ja bym musiał robić. Cały naród kochał Adama Małysza, a teraz Justysię Kowalczyk, mimo że takie skoki narciarskie to ryzykowny sport, jak zresztą każdy sport wyczynowy. Nie wspomnę już o kosztownej Formule 1 i jej superdrogich samochodach, gigantomachicznych torach, miliardowych kontraktach.
www.mojemiasto.pl
Coś współczesnym Polakom przeszkadza do swojej wspólnoty przyjąć himalaistów. Coś ich boli. Być może to, że tu nie zachodzi to łatwe zapośredniczenie, to nie jest sport pełnych trybun i kolorowych reklam. To jest sport samotności. To wie każdy, komu uda się pojechać chociażby w Tatry koło marca-kwietnia, kiedy sporo jest nieprzetartych szlaków, a w schroniskach pustki. Może właśnie dlatego, że w tej działalności liczy się przede wszystkim ? oprócz kondycji, sił, umiejętności i gadżetów ? siła woli i umysłu, nadal nie jestem skłonny uznać himalaizmu za sport. W sporcie bowiem siła woli, umysł, hart ducha liczy się coraz mniej. W sporcie, tym normalnym, bez wykładania gigantycznych pieniędzy (za czyje to pieniądze?) np. na stadiony, ośrodki treningowe, bazy, zaplecza, dietetyków, doping ? nie ma sukcesów. W górach nadal się liczy człowiek i góra. Niewiele więcej. Narodowość, płeć, poglądy polityczne, religia, orientacja seksualna, stosunek do Lecha Kaczyńskiego ? to wszystko w obliczu sytuacji granicznej, nagiej, odkrytej ? a taką jest sytuacja: Ty i Przestrzeń ? przestaje mieć znaczenie. Dlatego pewnie przewadze internetowej tłuszczy trudno jest to pojąć, nie daje się łatwo zaczepić swoich wioskowych kompleksików, traumek na gumnie, frustracyjek przydrożnych i frasobliwych o takiego himalaistę, nie uniesie ich zbyt wysoko, on nie jest nasz, on nam nie załatwi nic, nawet dobrego samopoczucia. I tutaj cytat z jednej z internetowych dyskusji:
tacx
wczoraj
Oceniono 72 razy 48
Żałosne. Gdyby na szczycie K2 któryś z himalaistów zostawił 100 par kluczyków od sponsora ? firmy maybach ? i powiedział że każdy kto nie jest wspinaczem może przyjść i wziąć sobie nawet cały komplet tych maybachów pod warunkiem że wejdzie na szczyt osobiście i przyniesie te klucze, to ciekawy jestem jakie pakistańskie biuro turystyki miałoby obłożenie aspirantami do pozwolenia na wejście. Zapewniam że większość z tych którzy tak tu ujadają pierwsza zaczęłaby szukać poradników typu ?K2 dla opornych".
To, co ludzi pcha w góry, to głód przestrzeni, eksploracji, przygody, i nie jest to nic niezwykłego. Niezwykłe jest tylko to, że himalaiści wchodzą na górę nie dla kasy, sponsorskich kontraktów z Pepsi, tylko dlatego, żeby wejść, żeby zobaczyć pod sobą kawałek ziemi, być sam na sam z życiem i śmiercią, doświadczyć, zobaczyć, przeżyć. To ten sam głód, który popycha ludzi do sportowego wyczynu czy lotów kosmicznych. Nikt nie wie i nie zna odpowiedzi, po co w dzisiejszych czasach planować załogowe wyprawy na Marsa czy powrót na Księżyc, skoro automaty mogą za człowieka zrobić dokładniejsze pomiary, lepsze zdjęcia. A jednak. Pęd do eksploracji, potrzeba transgresji, przekraczania siebie prawdopodobnie była tym, co wyróżniało Homo sapiens spośród innych gatunków i zapewniło mu supremację. Gdyby Homo sapiens nie działał wbrew ustalonym prawom, gdyby nie łamał wyobrażeń o swoich możliwościach, nie przekraczał swoich ograniczeń ? nie zszedłby z drzewa. A jeżeli nawet, to tylko na chwilę, złapać robaka, co wygląda smakowicie, ale zaraz by na to drzewo zdjęty strachem wrócił.
www.mojemiasto.pl