Szczypta zamorskich smaków. Dużo niedobrej kawy i orzeźwienie "czwartkowym" piwem, które smakuje wybornie mimo etykiety zastępczej...
Powrót z Argentyny. Echoes 3. Ostatnie piwo.
Przede wszystkim wołowina, świetnie robiona, w różnych cenach ? niekoniecznie im droższa tym lepsza: smażona, gotowana, wołowina, wołowina. Do tego okropna kawa, czy to hotel czy restauracja czy kawiarnia, smaki od drewna po tynk, aromat od cementu po paździerz, ale generalnie zaskakująco niedobra. Najlepsza kawa trafiła się w drodze do San Antonio de los Cobres na północ od Salta. Bus stanął na kilka minut przed umówioną lepianką a tam we wnętrzu pozbawionym okien, na kilku cegłach Indianin warzył cafe i to była najlepsza cafe jaką tam wypiliśmy. W ciemnej norze, w wiosce, której nazwy już nie pamiętam.
Do posiłków można zamówić licuado, czyli świeżo wyciskany owoc zmieszany z lodowo-śniegową kaszą, co w gorące dni dawało przyjemne orzeźwienie i można to pić bez końca, zamiast obiadu i wszystkiego innego, co w płynie. Wina? Próbowane w niewielkich ilościach, rzekomo nie znają w Argentynie pół-słodkich win, tak mówią półki sklepowe w samej Argentynie jak i w Polsce. Nieprawda, w Puerto Madryn było całkiem dobre wino z Mendozy Santa Julia, półsłodkie właśnie (a takie lubiliśmy najbardziej). Ale jeżeli chodzi o napitki to wcale nie z powodu licuado ani wina.
Największym odkryciem okazały się piwa. Były z grubsza do kupienia dwóch typów ? powszechnie spotykane na świecie lub takie udające i zwane ?artesanal" czyli lokalne, ludowe. To ostatnie dostępne tylko w niektórych rejonach i nie w każdej knajpie. Najlepsze z tego ostatniego typu było w Chalten, o wdzięcznej nazwie ?Jueves", co wykłada się jako ?czwartek". Nazwa dziwna, etykieta plugawa, odbijana na jakiejś domowej kserokopiarce, coś jak dawne nasze etykiety zastępcze, ale smak tego mętnego napoju? O, nie... on nie był zastępczy! Jak twierdził szef lokalu, tym się ?Jueves" różnił od innych piw typu ?artesanal", że tamte generalnie były pędzone w Patagonii a ?Jueves" konkretnie w Chalten, u stóp Cerro Torre i Fitz Roya i kto wie, czy to nie miało największego wpływu na smak. To oczywiście tylko przypuszczenie.