Fragment większej całości pt. "W drodze do Ahmisy...", który ukaże się w najnowszym numerze pisma literackiego "Bliza".
Ciepły listopad 2012 roku w Argentynie. Puerto Madryn ? miasto jak z dobrego snu aktywistów ?Sea Shepard". Pierwszego dnia poszliśmy pytać w firmach turystycznych o cenę jaką trzeba zapłacić za możliwość wypłynięcia ku wielorybom i porobienia im zdjęć do suwenirowego albumu.
A co jeżeli nie zobaczymy wielorybów pytam jowialnego Argentyńczyka w biurze. Zwracamy 110% ceny, odpowie, bo nie ma takiej możliwości, żebyś wypłynął i nie widział wielorybów i śmieje się. Nazajutrz wyszliśmy na spacer przejść się wzdłuż miejskiej plaży, słońce było piękne i jeden z nielicznych w Patagonii bezwietrznych dni. Stanęliśmy na murku nad plażą. Morze podeszło niemal pod ulicę. Potem cofnie się 200 czy 300 metrów dalej w ramach odpływu. Ale teraz było na wyciągnięcie ręki. Silnie niebieskie, podobnie jak niebo. Jakieś 100 metrów od brzegu chłopak na kajaku. Obok niego widać było coś jak wielki bal czarnego drewna. I ten bal po chwili wypuścił fontannę wody. Zaraz potem nieco dalej z wody wystawił się jak do suszenia czarny ogon i trwał tak jakiś czas. Ludzie leżeli na wąskim pasku miejskiej plaży jakby tego nie widzieli, trwał normalny ruch przed sjestą, w tle na połów wychodził kuter rybacki, wycieczkowiec zmierzał w stronę mola na końcu promenady. W tym niewielkim kwadracie pomiędzy plażą a farwaterem widać było nie mniej niż 5 wielorybów. Dalej pod linią horyzontu ze dwa trzy ćwiczyły skoki znacząc linię błękitu oddzielanego od błękitu krzakami białej piany po ich upadku. Nikt tego nie powie ci wprost ale jest tak, że to miasto żyje z pokazywania i obcowania z wielorybami a nie polowania. O Twój komfort zadbają tak samo jak o komfort wielorybów. Zatoka przy półwyspie Valdez ma niewielkie wejście, dzięki czemu przez cały rok utrzymuje się tutaj spokojna woda, rzadko wpływają orki, które chętnie pożywiają się wielorybiątkami.
Im więcej wielorybów, pingiwnów, fok, lwów i wilków morskich a także orek i im lepiej się tutaj czują, tym więcej ludzi przyjeżdża je oglądać, tym więcej zostawiają tutaj pieniędzy. Jeżeli masz łódź motorową, to nie masz prawa podpłynąć na bliżej niż 20-30 metrów do wieloryba, do wielorybicy z małym na 100 metrów. Zwierząt nie wolno stresować i niepokoić. Ale to żadna ahimsa, to po prostu rachunek ekonomiczny. A gdybym założył park narodowy oglądania świń w błocie?
Powyższy tekst stanowi fragment większej całości pt. ?W drodze do Ahmisy ? z notatek postbuddysty, pseudokatolika i umiarkowanego ekologa", którego druk w najnowszym numerze gdyńskiego pisma literackiego ?Bliza".