Wydawało mi się, że dawno nic nie czytałem o najnowszej poezji, że już odpadłem. A tymczasem czytam w necie, bo w kiosku nie kupuję - artykuł Przemysława Witkowskiego „Trzeba zabić starych poetów". Znowu wołanie o zaangażowanie, znowu dyskusja w sieci i znowu w podobnym tonie. O tym, że na takim poziomie nie warto gadać. Zabić trzeba tym razem poetów z okolic dawnego bruLionu a namaścić Górę, Pułkę, Witkowskiego, Kopyta, wszystkich których Witkowski przypisze do nurtu lewicującego.
Wszystko trochę dziwi i trochę smuci. Pomijam zwyczajowy spór o specyficzność poezji zaangażowanej i poszczególnych poetów, dlaczego prawem kaduka w czasopiśmie szerokiego rażenia Przemysław wskazuje na Tomasza Pułkę a pominie Michała Nowaka i tak dalej. Niby nihil novi sub sole, zawsze będzie kredens z pominiętymi, a do pisma mającego pretensje do szerokiej poczytności kredens się nie zmieści, wystarczy miejsca na kilku.
Artykuł jest oczywiście uproszczeniem - to nie do uniknięcia w przepisanych przez redakcję ilościach znaków ale jednak nie rozumiem - siedząc bardziej w środku poezji a nie na jej zewnętrzu co to jest ta lewicująca opcja młodych rwąca się do przejęcia sterów zbiorowej wrażliwości. Czy każdy poeta u którego pojawia się jakiś motyw społeczny, ideowy to poeta zaangażowany? Czy może taki co ma dobrą, słusznie zaangażowana biografię? Czy Zbigniew Herbert był w takim razie zaangażowany? I jak w ogóle pisać o poezji do poczytnych tygodników - a nie zdarza się to często - żeby nie popadać w uproszczenia, śmieszność? Czy w ogóle się da cokolwiek sensownego o poezji napisać do takiego „Przekroju", „Polityki"? Czy może format jaki proponują nie powinien skłaniać raczej do milczenia? Może to milczenie byłoby wymowne? Martwi mnie ten tryb w jakim rozmawiamy o poezji, literaturze, bo jakoś jako żywo nie ma on szans być czymkolwiek więcej niż zewnętrznie manifestowaną wewnątrzśrodowiskową rozgrywką - trochę tak jak międzynarodowe zapowiedzi ustawienia rakiet w Kaliningradzie, którym starszy nas prezydent Rosji, żeby na swoim podwórku coś pokazać i mięśnie pod tym adresem napiąć. Dla czytelnika z zewnątrz artykuł Witkowskiego, wcześniejsze występy Igora Stokfiszewskiego czy niech będzie Zdzisława Pietrasika (kto pamięta jeszcze słynny artykuł „W pełni ciemni" czy jakoś tak?) - jest niezrozumiały, nie zawiera żądnego odniesienia do rzeczywistości, którą by ten czytelnik znał lub chociażby miał szansę poznać. Dlaczego? Chociażby dlatego, że nie ma antologii poezji lewicującej podobnie jak nie ma antologii poezji neomesjanistycznej, czy jakiejkolwiek innej, żadnego katalogu, leksykonu. Antologia „Macie swoich poetów" spełniała pewna istotną funkcję podstawy do początku rozmowy, podobnie od biedy tę funkcję pełniły potem leksykono-antologie „Tekstylia" i „Tekstylia bis". Kolejne ukazujące się antologie jakoś nijak nie pasują do proponowanego opisu obozów walczących w klinczu. Wydaje mi się, że powinno tak być, że najpierw jakiś numer czasopisma z tekstami, prezentacjami, a potem ewentualnie enuncjacje w „Przekroju". Tomików poetów młodych nikt z czytelników wysokonakładowej prasy nie czyta i nie będzie czytał. Ale kto wie, antologię jakąś a może i dwie niejeden student polonistyki może by i chciał mieć. A tak wyszło chyba trochę na skróty, bez zaplecza, bo nawet Góra i Kopyt jakby się dystansowali od głosu Witkowskiego. Najzabawniejsze dla mnie jest to, że proponowałem Przemkowi Witkowskiemu lat temu trzy lub cztery zrobienie numeru „czerwonego" „Red.-a". Zaproponowałem przez pośrednika, podobno odpowiedź brzmiała - pewnie że zrobię, ale ile zapłacicie. Cytuję z pamięci i z drugiej ręki. No niestety, tutaj zrobiło mi się przykro, bo jako redaktor naczelny pisma literackiego nie miałem i nie mam jak zapłacić wielu ludziom wkładającym swoją pracę i czas w powstawanie pisma, książek etc. Stać nas było i jest jedynie na druk dla idei. Na honorarium za ideowy numer - już nie.
Pozostaje zaś we mnie jeszcze jakby z zupełnie innej beczki pytanie na które od kilku lat, od kiedy widmo zaangażowania - czy to lewicowego czy prawicowego (patrz neomesjanizm) - krąży ponad dachami kilku oficyn, które jeszcze uprawiają samobójcze misje wydawania nowej poezji - dlaczego poezja? Dlaczego poezja ma być nośnikiem idei lewicowych? O ile mi się wydaje nośnikiem takich idei raczej bywała proza, bardziej do tego się nadawała, może muzyka (np. rockowa) a poezja - owszem czasem w takt maszerujących gigantów popiskiwała czasem z boku. Czy to bardziej głód docenienia, bycia sławnym, znanym i świetnym ze strony młodych poetów? Czy może brak chętnych do odgrywania artystycznego, nośnego konia trojańskiego, ze strony środowisk lewicujących, którym ciągle coś z tą nową myślą lewicową się nie składa. Jak myśl, to nie nowa, jak lewicowa to nie nośna. I tak od ściany do ściany orają interpretatorzy a nuż coś się wynurzy i w razie czego będzie można zakrzyknąć - a nie mówiłem?!
I na koniec - ktoś w jednej z dyskusji o tekście Witkowskiego wspomniał, że młoda poezja jest w sposób oczywisty lewicująca. Wydaje mi się, że kiedy czytam zestawy konkursowe kilka razy w roku - nie widzę żadnej dominanty ideologicznej, jeżeli jakaś wśród ludu poezja jest popularna - pisana i czytana - to przede wszystkim religijno-obrzędowa. I to wszystkim szukającym nośności w poezji, literaturze ku uwadze i rozwadze polecam. Amen
Radosław Wiśniewski