piątek, 29 marca 2024
radek_wisniewskiPoszła fama po polskim ludzie, którą podrzuca kolejna ekipa rządząca, że oto nastąpi decymacja stanu biurewskiego bo wzrasta ów stan, a kasy brakuje, więc administracja musi oszczędzać.

Z informacji wynika, że dyrektorzy generalni wszystkich urzędów znajdujących się w gestii rządu centralnego, dostaną polecenie, żeby zredukować zatrudnienie o 10 procent pod groźbą nagany, w tym kary finansowej do pięciu pensji. Jurodiwy, który o zgrozo pracuje w administracji, acz bywało różnie, nie zna się na barwach partii politycznych i niewiele go one obchodzą. Ale przyjrzyjmy się uzasadnieniom i diagnozie sytuacji, na którą remedium ma być rzeczona decymacja stanu biurewskiego. Otóż powiadają mądrzy w piśmie - stan administracji publicznej wynosił jesienią roku 2007 równo 576 tysięcy biurew i przez trzy lata podskoczył o 10 procent, podczas, kiedy efektywność liczona wedle skomplikowanych współczynników OECD spadła o 8 procent. W związku z tym rząd postanawia zdziesiątkować administrację rządową o 10procent. I to ma dać oszczędności, że ho, ho.

Po pierwsze. Wkrada się drobna niespójność. Bowiem administracja publiczna to administracja rządowa wraz z jednostkami podległymi oraz samorządowa wraz z jednostkami podległymi wzięte razem. Na zatrudnienie i wynagrodzenia w administracji samorządowej mają wpływ władze danego samorządu - gminy, powiatu, miasta i decymacja rządowej administracji może nic nie dać, bo co z tego, że utnie się tam 10 procent, skoro w samorządach może ciągle rosnąć zatrudnienie. I pewnie będzie, bo i niby dlaczego nie? Tam w końcu najłatwiej upchnąć kogo trzeba.

biurokracjaPo drugie, administracja rządowa służy przede wszystkim do wykonywania nadzoru, kontroli oraz realizacji niektórych ustaw i innych aktów prawnych. W jej skład wchodzi skarbówka (powszechnie znienawidzona, jak wszędzie w każdym kraju i w każdych czasach), różnego typu straże, inspektoraty, organy nadzoru (np. prawnego w województwie) etc. Może zatem zamiast ciąć zrazu mechaniczną piłą o 10 procent zatrudnienie, sprawdzić, czy część przepisów musi obowiązywać? Bo ostatecznie uzasadnieniem zatrudniania urzędników jest obsługa aktów prawnych, mniej aktów prawnych, precyzyjniejsze prawo - mniej urzędników. Oczywiście droga jest tutaj dłuższa, bo trzeba najpierw trochę pomyśleć, zamiast wywalić 10 procent stanu z roboty i automatem komuś przydzielić funkcje tej osoby która wyleciała. Z drugiej jednak strony wywalając ludzi, i zostawiając mniej ludzi do obsługi tych samych aktów prawnych, oszczędza się niby kasę, ale nie oszczędza się czasu bo być może zatory w urzędach jeszcze wzrosną.

Po trzecie. Pamiętam taką historię kiedy w urzędzie wykryto, że ktoś z sekretariatu pewnego wydziału, powiedzmy że była to osoba z umocowania wysokiego, wydzwoniła na służbową komórkę 4, czy 5 tysięcy złotych. Wybuchł skandal i natychmiast pod publiczkę wprowadzono zasady w myśl których większość telefonów stacjonarnych obcięto możliwości połączeń na tylko i wyłącznie lokalne, w pokojach kierowników były aparaty międzystrefowe a w pokojach dyrektorów aparaty z wyjściem na komórki zaś tylko u szefa urzędu - poza Polskę. Komórek urzędnikom nie odebrano bo i tak mieli je tylko ci w randze dyrektorów. Zagadka - jaki był sens tych kosztownych zmian, skoro nadużycia dopuścił się pracownik w randze prawie dyrektora? I teraz tak samo, zwolni się 10 procent stanu urzędników, ale sęk w tym, że pewnie nie tknie ta redukcja kierowników, dyrektorów, dyrektorów generalnych i gabinetów, z tego prostego powodu, że to oni będą w trosce o uniknięcie ostrych sankcji przeprowadzali te cięcia. Czyli może się utnie 10 procent stanów osobowych, ale wcale nie zmaleje o te 10 procent fundusz płac. Kto wie, może nawet się zwiększy, bo trzeba będzie uzasadnić proporcjonalny wzrost obowiązków, przy czym w największym stopniu wzrośnie (na papierze) ilość obowiązków nie urzędnikom niskiego i średniego szczebla, chociaż jeżeli ktoś w administracji czyni produktywność to oni.

Po czwarte. Wiadomo, że nepotyzm taki, jak w polskiej piłce nożnej nie panuje nigdzie na świecie, ale i polska administracja nie jest od niego wolna. W mojej skromnej opinii, rządowa administracja średnich szczebli, głownie z powodu niższych niż w samorządach płac jest relatywnie czysta. Płace te bowiem są od reformy samorządowej w 1999 roku średnio niższe od płac na porównywalnych stanowiskach w samorządach o 20 do 50%. Ale nawet mimo tego, że zysk niski, to nepotyzm bywa silny. I proszę mi powiedzieć, czy mając nad głową bat przymusowej decymacji polecą w ramach redukcji ludzie „swoi" czy „obcy"? Młodzi stażem (jeszcze mają szanse znaleźć sobie pracę) a zatem najmniej zdemoralizowani, czy starzy (nie zwolnimy tego pana ze względów moralnych), napełnieni złymi i dobrymi, ale trudnymi do zmiany nawykami? Wszyscy wiemy, kto pójdzie na odstrzał najpierw. Pytanie czy o to chodzi?

Prężenie muskułów na pokaz fajnie wygląda, ale nic nie mówi o realnej sile, wytrzymałości oraz sprawności mięśni. Jakoś dziwnie kulturyści nie ćwiczą gimnastyki ani akrobacji. Cała ta heca z cięciem etatów w opinii piszącego te słowa niewiele da z powyższych powodów. Bowiem oszczędności często wymagają we wstępnym etapie zwiększonych wydatków a nie zmniejszonych. Żeby np. wprowadzić ambitny projekt e-administracji trzeba najpierw furę pieniędzy wydać i to nie tylko na sprzęt, ale na ludzi, którzy ten sprzęt mają obsługiwać etc. Wie o tym każdy kto by chciał na przykład unowocześnić sobie ogrzewanie w domu, żeby później mniej płacić za prąd czy gaz. Nowoczesne, energooszczędne konstrukcje kosztują. I tak samo nowoczesna administracja. Tyle, że o tym u nas się nie rozmawia poprzestając na pokazowych projektach, że przytnie się 10 procent stanów osobowych a potem wprowadzi się jeszcze majątkową odpowiedzialność urzędnika za podejmowane decyzje bo to fajnie wygląda w mediach, które lubują się w tematach „urzędnicy-tamto-siamto-sramto". Rzecz w tym, co ma robić administracja i do czego jest potrzebna.

Radosław Wiśniewski

wisniewski na pasku