„Kochanowo i okolice" to
rejony w których powinni się odnaleźć ci wszyscy, którzy w
czasach swojej młodości przypadającej na lata 80-te i ewentualnie
przełom lat 80-tych i 90-tych z wiarą godną lepszej sprawy
przerabiali adaptery „Bambino" tudzież radia „amator 2 B" na
wzmacniacze gitarowe.
Albo przechodzili trudną
drogę od puszek po kawie i kartonów do pierwszego zestawu
perkusyjnego typu PolMuz. Od gitary ortopedycznej firmy Defil po
elektryczne cacka takich gigantów światowego rynku muzycznego, jak
Mansfeld, Jolana, Kosmos czy - to był już pełen wypas -
Mayoness udający gitarę Ibaneza albo Squire udający Fendera. To
zarazem tragikomiczny epos, ale też piosenka o pokoleniu, które
niby miało wielkie szanse, wchodząc w tzw. nową rzeczywistość,
ale zaczyna się w niej odnajdywać dość późno, jakoś teraz,
przekraczając trzydziestkę.
Mam wrażenie, że można by -
zapewne w poważniejszym tonie i innych dekoracjach - opowiedzieć
dzieje zespołu „Exterminator", jako historię powolnego
odnajdywania się w Polsce; dorastania do pierwszej klęski i
upokorzenia, ale także do pierwszego wyraźnego „nie"
powiedzianego nadmiernym kompromisom. Książka ma coś w sobie z
gawędziarskiego stylu Roddy'ego Doyla i jego słynnej noweli „The
Commitments" z tym, że obejmuje swoją optyką dużo więcej niż
Doyle i skupia się nie tylko na wyekstraktowanych losach zespołu,
ale pokazuje dość szeroki kontekst tragikomicznych wydarzeń, w
które wplątuje czterech muzyków tworzących zręby lokalnej death
metalowej kapeli „Exterminator".
Czytelnik poznaje bohaterów
w momencie, gdy wróciwszy z szerokiego świata, schodzą się
ponownie w kochanowskim domu kultury, jako muzycy, chociaż
oczywiście nie chodzi im już o sławę, ale o bycie ze sobą pod
pozorem uprawiania muzyki. Tymczasem jednak pojawia się okazja by
otrzymali przyznawane przez gminę stypendium dla młodych talentów,
z tym, że panowie nie są już tacy młodzi, ale wójt gminy liczy
na to, że będzie mógł się pochwalić, jak to gmina wspiera
lokalne talenty. Punktem kulminacyjnym ma być występ
„Exterminatora" razem z legendą - „ Kombi" - na jednej
scenie w czasie gminnych dożynek, które to zestawienie wydaje się
być samo w sobie groteskowe.
W między czasie okazuje się, że
oczekiwania wójta gminy sięgają o wiele dalej. Jak wiele, to
dopiero wychodzi w trakcie przygotowań do dożynek, w ramach których
upokorzenie goni upokorzenie a muzycy z „Exterminatora"
przekraczają kolejne granice umoczenia w lokalne układy. Zarazem ta
tragikomiczna fabuła jest tylko pretekstem by opowiedzieć historię
polskiej muzyki rozrywkowej a poprzez to, nietypowo pokazać ostatnie
20 może 30 lat przemian Polski, widzianych z perspektywy niby to
wsi, niby to małego miasteczka, gdzieś w Sudetach Środkowych.
Radosław Wiśniewski
(Przemysław Jurek,
„Kochanowo i okolice", Wydawnictwo „Grasshoper", Warszawa
2010)