środa, 01 maja 2024
radek_wisniewskiDziwne miejsce, trochę jak Ziemia w pigułce. Małe, zatopione w bezmiarze i bez reszty pochłonięte drobnymi sprawami mieszkańców, tak jakby ten wielki Ocean naokoło, 2000 km do najbliższego lądu, w ogóle nie miało znaczenia. I wcześniej i teraz.


Rapa Nui jest przedziwnym miejscem na Ziemi. Jest niewielka, ale i tak większa niż wyobrażenie o niej, kiedy się ją widzi z powietrza. Pełna domysłów o poprzednikach, w zasadzie tylko domysłów, bo zostało po nich wprawdzie trochę pisma (co ich różni od Polinezji i kultur Ameryki Południowej, które nie znały słowa pisanego) ale że nie ma materiału porównawczego - nie ma jak odcyfrować pisma i nie wiadomo co to w ogóle za znaczki. Niektórzy mówią o powinowactwie z sanskrytem, a inni z hieroglifami egipskimi. Statuje, czyli Moai, podobne są do polinezyjskich bóstw, ale nie wszystkie a niektóre miejsca pod statuje (platformy kultowe) mają łączenia kamieni, jak z fortecy inkaskiej Saqsaywaman pod Cuzco. Widziałem jedne i drugie i rzeczywiście podobieństwo jest łudzące. Albo i nie łudzące.
Klimat jest umiarkowany, teraz na początku zimy kwitną kwiatki i fioletowieją wszystkie trawy, więc wyspa się robi bardziej adwentowa, niż wielkanocna. Ponoć temperatura wody nie spada poniżej 20 st., powietrza poniżej 15. Ale też latem nie jest wyższa niż 30 st.

moai_rano_raraku


Przy tym wyspa wydaje sie mała, ale nie jest tak mała żeby wszędzie dojść na nogach. Dzisiaj np. wleźliśmy spacerkiem na jeden z wulkanów na krańcu wyspy. Jutro wypożyczamy quada żeby udać się na jedyną piaszczystą plażę na wyspie (cała reszta jest skalno-wulkaniczna, raczej nie nadaje się do pływania). Frajda podwójna bo nigdy nie jeździłem na quadzie, ho ho a oni tutaj akceptują wszystko, nawet polskie prawo jazdy.

Wyspa była dziwna w przeszłości, kiedy istniało tutaj kilka udzielnych księstw i dziwna jest teraz bowiem domaga się... niepodległości, a jakże. Tymczasem zważmy, że trzy razy w miesiącu przypływa z Chile statek i specjalnym promem (bo nabrzeża tutaj nie ma) przewożone są wszystkie niezbędne do życia rzeczy. Raz na trzy miesiące przypływa specjalny tankowiec i elastycznym rurociągiem, kotwicząc około 200-300 metrów od skalistego brzegu, podaje paliwo do zbiorników koło lotniska. Lotnisko to właściwie wielki pas startowy przecinający wyspę na pół, zbudowany w ramach porozumienia między Chile a USA, jako zapasowe lotnisko dla wahadłowców kosmicznych. Na wyspie jest łącznie około 5000 mieszkańców.
Występuje tu kilka zespołów folklorystyczno-cepeliowskich, jeden chyba całkiem niezły folkowy, są tutaj także dwa browary i niezliczona ilość agencji podróży, ale żadnego wielkiego turystycznego przemysłu, żadnych wielkich hoteli. Wszystkie przedsiębiorstwa, poza lotniskiem, należą do miejscowych ludzi. Aczkolwiek 43 procent powierzchni wyspy zajmuje park narodowy i archeologiczny, pozostałe 40-42 procent należy do rządu Chile, a około 5 procent do mieszkańców. Żaden obcokrajowiec nie ma prawa kupić ziemi na Rapa Nui, nawet jeżeli weźmie ślub z Rapanujczykiem lub Rapanujką to ziemia, którą razem ewentualnie kupią od rządu będzie należeć do rzeczonego małżonka lub dzieci z tego małżeństwa. Mieszkańcy nie płacą podatków ale nie wpadli na pomysł, że gdy uzyskają tę ukochaną niepodległość - rząd Chile może im już nie dostarczać paliw płynnych za free.

Wszystko jest koszmarnie drogie, ale pewnie to jest cena za względny spokój na wyspie. Dzisiaj przez cały dzień w zasadzie nie spotkaliśmy innych ludzi. Cisza i spokój, żadnych wielkich hoteli. Jest zakaz budowania budynków wyższych niż dwa piętra. Wyjątek stanowi wieża kontrolna na lotnisku. Wszyscy mieszkają w jedynym miasteczku na wyspie Hanga Roa. W interiorze jest może 10 bud udających farmy. Nic więcej.
Statuj jest około 1000, tych znanych, pierwotnie 300 z nich stało na platformach kultowych, 200 było na różnych etapach transportu ku platformom a 400, w tym największa 21 metrowa, były na różnych etapach produkcji. Wszystkie rzeźbiono w kraterze jednego wulkanu Rano Raraku w centrum wyspy. Patrząc na same proporcje statuj postawionych, transportowanych i tworzonych, to wyglądało na rosnącą histerię wytwórczą. Tym dziwniejsze jest to, że wokoło statuj w trakcie produkcji znaleziono masę narzędzi, tak jakby ludzie nagle porzucili pracę i odeszli.

Dziwne miejsce, trochę jak Ziemia w pigułce. Małe, zatopione w bezmiarze i bez reszty pochłonięte drobnymi sprawami mieszkańców, tak jakby ten wielki Ocean naokoło, 2000 km do najbliższego lądu, w ogóle nie miało znaczenia. I wcześniej i teraz. Chciałoby się krzyknąć: Ludziska, ludziska, przecie jesteście nic nieznaczącym pyłkiem na bezmiarze wód. Obudźta się!
Ale, czy Ziemia nie jest taką Wyspą Wielkanocną? Już nie powiem że Polska.

Rapa Nui, 4 czerwca 2010 r.
Radosław Wiśniewski

http://jurodiwy-pietruch.blog.pl

wisniewski na pasku