czwartek, 21 listopada 2024

201826311 10226483657859571 6838669251452737528 n kopiaOpowiem Wam dzisiaj o Pistolecie. Pistolet był moim kolegą z pracy. Pracowaliśmy w administracji publicznej szczebla, powiedzmy, wojewódzkiego.

 

 

Nie pracowaliśmy dla pieniędzy bo te były wówczas nędzne, a myśmy byli młodzi i traktowaliśmy to wszystko co nas spotykało bardziej jak przygodę. I to była przygoda bardziej niż kiedykolwiek później. I niezły zestaw ludzki w tej przygodzie brał udział, który po dwóch, trzech latach zupełnie się rozleciał.

 

Z rozrzewnieniem wspominam tamte czasy, kiedy z moim ówczesnym angielskim szedłem tłumaczyć na przykład spotkanie z Ambasadorem Japonii. I tłumaczyłem w obie strony z angielskiego na polski i polskiego na angielski, liczącna to , że nie wybuchnie przez to wojna polsko-japońska.

 

Bywało, że trzeba było się zająć taką zagraniczną delegacją dłużej, albo tych delegacji było więcej i w całym biurewniku robiono pospolite ruszenie dla wszystkich, którzy znali jakikolwiek język. Pamiętam nawet że dostałem imienne podziękowania od Ambasadora Słowenii. Widać delegacja Słoweńskiego MSZ zapamiętała nasze rozmowy o zaletach pisarstwa Drago Jancara. Oczywiście nikt mi w urzędzie tych podziękowań z pisma ambasadora nie przekazał. Gdyby nie to, że znałem się asystentami wojewody – to bym w ogóle o nich nie wiedział. No cóż.

 

Ale miało być o Pistolecie. Pistolet był fajnym kolegą a przede wszystkim był zawsze naładowany i gotowy do wystrzału. Jak brał się do roboty to robił tę robotę do spodu, aż furczało. Dobrze się z nim pracowało.

 

Pewnego razu mieliśmy do zmontowania jakąś sprawę dyplomatyczną począwszy od przygotowania korytarza podejściowego dla samolotu z dyplomatami na lotnisku w Strachowicach we Wrocławiu, aż po kolację z rektorami wrocławskich uczelni. Duża sprawa, naprawdę. I w zespole piątka, może szóstka ludzi, w tym Pistolet. Podzieliśmy się robotą i zaczęła się walka na pisma, zaproszenia słane faksami, pocztą, osobiście dostarczane, bo przecież emailem mało kto wówczas się jeszcze sprawnie posługiwał. No i telefony, telefony, telefony. Ale jako szare mróweczki nie mieliśmy służbowych komórek. Te mieli wojewodowie, dyrekcja generalna, dyrekcja gabinetu, asystenci wojewodów, dyrektorzy wydziałów. U pracowników czasem ze służbowego telefonu stacjonarnego nie było nawet tak zwanego wyjścia „poza miasto”. A tu zdaje się weekend szedł czy coś, no jakiś kontakt trzeba było mieć z osobami do których się słało faksy, bo sprawy były oczywiście na wczoraj i jednak trzeba było je dopiąć. A tutaj wychodzisz po 16:00 z pracy, nocować w urzędzie nie będziesz, a sprawy się toczą. Co robić?

 

No i stało się. Pisząc jakieś pismo, o dosyć sporej w gruncie rzeczy ważności, związane z potwierdzeniem obecności Bardzo Ważnych Osobistości w Kluczowych Punktach Programu Wizyty Jeszcze Ważniejszych Gości Z Zagranicy kolega Pistolet wpisał swój prywatny numer komórkowy jako kontaktowy telefon po godzinie 16:00, czyli kiedy wychodziliśmy z pracy.

 

Zapomniał jednak, że kiedyś komunikat na poczcie głosowej, która jak wiadomo włącza się zazwyczaj kiedy osoba nie może odebrać telefonu – nagrała jego dziewczyna. Brzmiało to jakoś tak, że miękki dziewczęcy głos mówił pół-szepcząc, pół-mrucząc:

 

- Czeeeść, Misiek jest teraz baardzo, ale to baardzo zajęty, zostaw wiadomość, może oddzwoni...

 

No i wiecie co się stało. W czasie wolnym od pracy Pistolet nie zawsze zdążył odebrać prywatną komórkę, nie zawsze, w każdym momencie dnia i nocy kojarzył, że podał przecież swój numer w oficjalnym piśmie i ta poczta włączyła się kilka razy kiedy dzwonił na przykład Rektor, Kanclerz albo Prezes albo poseł czy senator.

 

I zanim Pistolet wrócił do pracy dostał telefon od dyrekcji, że kierownictwo wydziału w uznaniu jego ofiarnej pracy, prosi, żeby zachorował jeżeli to możliwe bo, że jest dym to mało powiedziane. Jest grzyb atomowy nad jego głową. Lasy Kalifornii płoną. Eksploduje wulkan Krakatau. Poszły nawet pisemne skargi, że ktoś wpisał numer agencji towarzyskiej w oficjalne pismo urzędowe i że oczywiście ukarać winnego, głowę jego w misie w zupie z krwi przynieść należy.

 

Ostatecznie Pistolet nie pojawiał się w pracy jakiś czas a potem kierownictwo pozwoliło mu wrócić do roboty, ale z zastrzeżeniem, żeby wchodził bocznym wejściem i nie rzucał się w oczy.

 

I teraz tak sobie myślę, że Pistolet niechcący sprokurował tę małą aferę, bo po prostu nie miał sprzętu. Nikt nam nie użyczał służbowych komórek czy laptopów do obsługi zagranicznych delegacji, bo rzekomo ich nie było, urzędu nie było stać. A nie było go stać, bo byliśmy za małymi pionkami, jakimiś tam pracownikami merytorycznymi.

 

Minęło 20 lat, technologia poszła do przodu, administracja się rozwinęła, a u władzy mamy kretynów, którzy sprokurowali aferę, nie dlatego, że nie mieli sprzętu, ale dlatego, że go mieli, ale nie chcieli używać.

 

Od dawna to powtarzam, nie cenię inteligencji polityków, ale ci rządzący obecnie, pacany ze społecznego nadania w kretyństwie, partactwie i niedorajdztwie nie mają sobie równych na przestrzeni ostatnich nie 20, ale chyba 120 lat.

 

Są najbardziejsi z bardziejszych.

 

201826311 10226483657859571 6838669251452737528 n

 

 

AAA Radek okragly

 

 

 

Dodaj komentarz

wisniewski na pasku