Płowowłosa bestia, przynajmniej w warstwie
estetycznej, nie jest autorskim pomysłem Nietzschego. Moda na barbarzyńców i
rycerzy, dowartościowanie znaczenia etnosu i pogańskich elementów kultury
europejskiej pojawiły się jako wyraźna tendencja w okresie romantyzmu.
Te fascynacje były skorelowane w
czasie z pierwszymi badaniami etnologicznymi: poeci i uczeni wędrowali po
zapadłych wioskach w celu zapoznania się z szeroko pojętą kulturą chłopską. Były
one także wyrazem ogólnego zmęczenia skostniałymi formami społecznymi i
estetycznymi oraz oczekiwaniem na odświeżający i wyzwalający głos przeszłości.
Owe budzące się dopiero tendencje,
oddziałały ze zdwojoną siłą na przełomie XIX i XX wieku, stanowiąc rodzaj
instynktu obronnego przed gwałtownymi zmianami gospodarczymi i społecznymi. Najlepszym
przykładem są tutaj państwa niemieckojęzyczne, których mieszkańcy, szukając
wspólnej bazy dla konsolidacji narodowej z jednej i skutecznego remedium na
negatywne skutki modernizacji z drugiej strony - wykopali z pod ziemi swoich
bohaterskich, germańskich praszczurów.
Piękni, twardzi, jasnowłosi giganci
mieli stanowić lekarstwo na wszelkie bolączki nowoczesności. Częściowo
zrekonstruowany, częściowo wyimaginowany: obraz szorstkiego i prostego, zarazem
jednak uczciwego stylu życia, opartego na strukturze klanowej oraz rolniczej
utopii miał stanowić wzór do naśladowania i źródło natchnienia dla
współczesnych. Również legenda bitwy w lesie Teutoburskim, rozgromienie
legionów Varusa i walka z Rzymem w ogólności stanowi istotny element oporu
wobec tego co „nowe". Powołując się na relacje Tacyta (ignorując oczywisty,
propagandowy wymiar jego pisma dotyczącego starożytnych germanów) - współcześni
apologeci stworzyli obraz witalnego ludu, żyjącego zgodnie z rytmem przyrody i
nakazami przodków, miłującego pracę na roli, posiadającego silny kręgosłup
moralny - w odróżnieniu od zdegenerowanych Rzymian, którzy - jak narzekał Tacyt
w
Germanii - odwrócili się od
chwalebnej przeszłości swoich ojców i dlatego skazani są na klęskę.
Żeby pojąć dynamikę kształtowania
się takiej świadomości, trzeba przede wszystkim zdać sobie sprawę z ciągu
burzliwych przeobrażeń, które przeszła niemiecka państwowość. Półfeudalne
zrzeszenie księstw, palatynatów i państw kościelnych przedzierzgnęło się w
państwo narodowe a regionalna gospodarka rolnicza została wyparta przez przemysłową.
Ponadto, zjednoczenie w jednolity organizm państwowy bynajmniej nie przyczyniło
się do ukonstytuowania, tak bardzo upragnionej, narodowej świadomości. Zamiast
tego - rozpoczęła się pogoń za zyskiem, rozbudowa miast i przemysłu, czego
efektem była erozja i wietrzenie starych germańskich tradycji. W tych nowych
zjednoczonych Niemczech nie wytworzyło się takie społeczeństwo, w którym każdy
mógłby się znaleźć. Stąd wielu, wykrzykując hasła bardziej „autentycznej"
jedności odrzucało ideę uprzemysłowionego społeczeństwa, szukało rozwiązań
poprzez powrót do germańskich korzeni i nawoływało do „niemieckiej rewolucji"
Na tym gruncie doszło do restauracji myślenia romantycznego. Melancholia,
przemijanie, tęsknota za spajającą naród ideą, ale także forma eskapizmu od rzeczywistości
mieszczańskiej, od wszechwładzy pieniądza, przemysłu i maszyn, salonowej
małoduszności, filisterstwa i materializmu. Romantyzm oferował możliwość
ucieczki w dawną, świetną, rycerską przeszłość.
W takim właśnie
kontekście pojawia się pojęcie
Volku,
które już samo w sobie jest określeniem dość kłopotliwym, nie dającym się
adekwatnie przełożyć na język polski. Z pewnością ma ono inny zakres pojęciowy,
niż słowo „naród". Na początku swego powstania, jeszcze przed narodzeniem
Romantyzmu u kresu XVIII wieku
Volk
oznaczał związek grupy narodowej z jakiegoś rodzaju metafizyczną,
transcendentną esencją. Co do charakteru tej esencji trwały przez cały
późniejszy okres spory. Nazywano ją różnie: „mitem", „przyrodą", „kosmosem" -
jednakże zawsze chodziło o jakiś duchowy rdzeń człowieka, źródło jego mocy i
twórczości, centrum najgłębszych uczuć jednostki, łączności z innymi członkami
Volku.
Wypowiadając
wojnę przybierającej coraz to nowe formy nowoczesności volskiści dążyli do odnalezienia jakichś wrodzonych,
niezmiennych elementów cielesnych i duchowych w człowieku, które mogłyby stać
się miarą witalnych i duchowych wartości
Volku.
Efektem tych poszukiwań były przeróżne teorie ras, które stały się później
między innymi zaczynem uprawianej naukowo eugeniki. Wariantów tego „rasowego"
myślenia było oczywiście całe mnóstwo; ich ilość, jakość i zróżnicowanie
odpowiadały też różnorodności proweniencji samych teoretyków
Volku. Jedni uważali, że należy dążyć do
doskonalenia rodzaju ludzkiego poprzez dostosowywanie go do wzorca jakim była
rasa nordycka. Inni nawoływali do „odnowy biologicznej" narodu niemieckiego,
jeszcze inni uważali, że „rasowość" nie objawia się poprzez cechy fizyczne, ale
jest kwestią świadomości, charakteru i woli. Ci pierwsi teoretycy „rasizmu"
czerpali mocno z rezerwuaru metodolicznego i pojęciowego nauk biologicznych XIX
wieku; na tej „naukowości" opierali też swoje pretensje i roszczenia. Drudzy z
kolei toczyli swoje batalie przede wszystkim na polu szeroko pojętych nauk
humanistycznych, uzasadniając swoje ustalenia poprzez odwołania do literatury,
mitologii i historii.
Teorie te były również
zróżnicowane, jeśli idzie o stosunek do Żydów. Te radykalne, w zależności od
proweniencji, odmawiały im prawa do mienienia się ludźmi, operując manichejskim
schematem rasy i antyrasy jako dwóch zmagających się ze sobą w świecie zasad,
lub też wywodziły biologiczne upośledzenie Żydów i naturalną wyższość rasy
aryjskiej na podstawie quasi-naukowych badań.
Teorie rasowe są fałszywe i widać
to gołym okiem. Wbrew bowiem temu, w co wierzą amatorzy „czystości krwi" ludzie
nie są zdrowsi i piękniejsi, kiedy rozmnażają się w obrębie jakiejś hermetycznej
grupy. Wręcz przeciwnie. Chów wsobny często powoduje ujawnienie się
niekorzystnych cech genetycznych i prowadzi do degeneracji i chorób
psychicznych (tzw. choroby królów). Można by na ten temat snuć jeszcze długo
rozważania matury socjologicznej i genetycznej, tylko po co? Wystarczy
obejrzeć, skądinąd bardzo ciekawy, „Triumf Woli" Leni Riefenstahl, żeby
zobaczyć jak brzydcy i obleśni byli przyboczni Hitlera. Te szpetne twarze są do
dzisiaj najlepszym zaprzeczeniem poglądów wyznawanych przez ich właścicieli.
Łukasz
Ślipko
l.slipko@hotmail.com