czwartek, 21 listopada 2024
l.slipkoPłowowłosa bestia, przynajmniej w warstwie estetycznej, nie jest autorskim pomysłem Nietzschego. Moda na barbarzyńców i rycerzy, dowartościowanie znaczenia etnosu i pogańskich elementów kultury europejskiej pojawiły się jako wyraźna tendencja w okresie romantyzmu.


Te fascynacje były skorelowane w czasie z pierwszymi badaniami etnologicznymi: poeci i uczeni wędrowali po zapadłych wioskach w celu zapoznania się z szeroko pojętą kulturą chłopską. Były one także wyrazem ogólnego zmęczenia skostniałymi formami społecznymi i estetycznymi oraz oczekiwaniem na odświeżający i wyzwalający głos przeszłości.

Owe budzące się dopiero tendencje, oddziałały ze zdwojoną siłą na przełomie XIX i XX wieku, stanowiąc rodzaj instynktu obronnego przed gwałtownymi zmianami gospodarczymi i społecznymi. Najlepszym przykładem są tutaj państwa niemieckojęzyczne, których mieszkańcy, szukając wspólnej bazy dla konsolidacji narodowej z jednej i skutecznego remedium na negatywne skutki modernizacji z drugiej strony - wykopali z pod ziemi swoich bohaterskich, germańskich praszczurów.

Piękni, twardzi, jasnowłosi giganci mieli stanowić lekarstwo na wszelkie bolączki nowoczesności. Częściowo zrekonstruowany, częściowo wyimaginowany: obraz szorstkiego i prostego, zarazem jednak uczciwego stylu życia, opartego na strukturze klanowej oraz rolniczej utopii miał stanowić wzór do naśladowania i źródło natchnienia dla współczesnych. Również legenda bitwy w lesie Teutoburskim, rozgromienie legionów Varusa i walka z Rzymem w ogólności stanowi istotny element oporu wobec tego co „nowe". Powołując się na relacje Tacyta (ignorując oczywisty, propagandowy wymiar jego pisma dotyczącego starożytnych germanów) - współcześni apologeci stworzyli obraz witalnego ludu, żyjącego zgodnie z rytmem przyrody i nakazami przodków, miłującego pracę na roli, posiadającego silny kręgosłup moralny - w odróżnieniu od zdegenerowanych Rzymian, którzy - jak narzekał Tacyt w Germanii - odwrócili się od chwalebnej przeszłości swoich ojców i dlatego skazani są na klęskę.

germania

Żeby pojąć dynamikę kształtowania się takiej świadomości, trzeba przede wszystkim zdać sobie sprawę z ciągu burzliwych przeobrażeń, które przeszła niemiecka państwowość. Półfeudalne zrzeszenie księstw, palatynatów i państw kościelnych przedzierzgnęło się w państwo narodowe a regionalna gospodarka rolnicza została wyparta przez przemysłową. Ponadto, zjednoczenie w jednolity organizm państwowy bynajmniej nie przyczyniło się do ukonstytuowania, tak bardzo upragnionej, narodowej świadomości. Zamiast tego - rozpoczęła się pogoń za zyskiem, rozbudowa miast i przemysłu, czego efektem była erozja i wietrzenie starych germańskich tradycji. W tych nowych zjednoczonych Niemczech nie wytworzyło się takie społeczeństwo, w którym każdy mógłby się znaleźć. Stąd wielu, wykrzykując hasła bardziej „autentycznej" jedności odrzucało ideę uprzemysłowionego społeczeństwa, szukało rozwiązań poprzez powrót do germańskich korzeni i nawoływało do „niemieckiej rewolucji" Na tym gruncie doszło do restauracji myślenia romantycznego. Melancholia, przemijanie, tęsknota za spajającą naród ideą, ale także forma eskapizmu od rzeczywistości mieszczańskiej, od wszechwładzy pieniądza, przemysłu i maszyn, salonowej małoduszności, filisterstwa i materializmu. Romantyzm oferował możliwość ucieczki w dawną, świetną, rycerską przeszłość.

W takim właśnie kontekście pojawia się pojęcie Volku, które już samo w sobie jest określeniem dość kłopotliwym, nie dającym się adekwatnie przełożyć na język polski. Z pewnością ma ono inny zakres pojęciowy, niż słowo „naród". Na początku swego powstania, jeszcze przed narodzeniem Romantyzmu u kresu XVIII wieku Volk oznaczał związek grupy narodowej z jakiegoś rodzaju metafizyczną, transcendentną esencją. Co do charakteru tej esencji trwały przez cały późniejszy okres spory. Nazywano ją różnie: „mitem", „przyrodą", „kosmosem" - jednakże zawsze chodziło o jakiś duchowy rdzeń człowieka, źródło jego mocy i twórczości, centrum najgłębszych uczuć jednostki, łączności z innymi członkami Volku.

prawie_r.hauerWypowiadając wojnę przybierającej coraz to nowe formy nowoczesności volskiści dążyli do odnalezienia jakichś wrodzonych, niezmiennych elementów cielesnych i duchowych w człowieku, które mogłyby stać się miarą witalnych i duchowych wartości Volku. Efektem tych poszukiwań były przeróżne teorie ras, które stały się później między innymi zaczynem uprawianej naukowo eugeniki. Wariantów tego „rasowego" myślenia było oczywiście całe mnóstwo; ich ilość, jakość i zróżnicowanie odpowiadały też różnorodności proweniencji samych teoretyków Volku. Jedni uważali, że należy dążyć do doskonalenia rodzaju ludzkiego poprzez dostosowywanie go do wzorca jakim była rasa nordycka. Inni nawoływali do „odnowy biologicznej" narodu niemieckiego, jeszcze inni uważali, że „rasowość" nie objawia się poprzez cechy fizyczne, ale jest kwestią świadomości, charakteru i woli. Ci pierwsi teoretycy „rasizmu" czerpali mocno z rezerwuaru metodolicznego i pojęciowego nauk biologicznych XIX wieku; na tej „naukowości" opierali też swoje pretensje i roszczenia. Drudzy z kolei toczyli swoje batalie przede wszystkim na polu szeroko pojętych nauk humanistycznych, uzasadniając swoje ustalenia poprzez odwołania do literatury, mitologii i historii.

prawie_j._lawTeorie te były również zróżnicowane, jeśli idzie o stosunek do Żydów. Te radykalne, w zależności od proweniencji, odmawiały im prawa do mienienia się ludźmi, operując manichejskim schematem rasy i antyrasy jako dwóch zmagających się ze sobą w świecie zasad, lub też wywodziły biologiczne upośledzenie Żydów i naturalną wyższość rasy aryjskiej na podstawie quasi-naukowych badań.

Teorie rasowe są fałszywe i widać to gołym okiem. Wbrew bowiem temu, w co wierzą amatorzy „czystości krwi" ludzie nie są zdrowsi i piękniejsi, kiedy rozmnażają się w obrębie jakiejś hermetycznej grupy. Wręcz przeciwnie. Chów wsobny często powoduje ujawnienie się niekorzystnych cech genetycznych i prowadzi do degeneracji i chorób psychicznych (tzw. choroby królów). Można by na ten temat snuć jeszcze długo rozważania matury socjologicznej i genetycznej, tylko po co? Wystarczy obejrzeć, skądinąd bardzo ciekawy, „Triumf Woli" Leni Riefenstahl, żeby zobaczyć jak brzydcy i obleśni byli przyboczni Hitlera. Te szpetne twarze są do dzisiaj najlepszym zaprzeczeniem poglądów wyznawanych przez ich właścicieli.

Łukasz Ślipko
l.slipko@hotmail.com

slipko na pasku