niedziela, 24 listopada 2024
l.slipkoLuksus to jest coś „ekstra" - jak by to ujął jeden z bohaterów „Misia". Luksus to taka „ekstradycja". Stara tradycja.


Nauki ekonomiczne definiują luksus jako, z grubsza rzecz biorąc, coś, na co popyt rośnie bardziej niż proporcjonalnie w stosunku do wzrostu dochodów. W tym sensie luksusem nie są na przykład artykuły pierwszej potrzeby, takie jak chleb i mleko, ponieważ ich konsumpcja nie wzrasta wraz z zawartością portfela. Nikt nie będzie kupował codziennie dziesięciu chlebów zamiast jednego tylko dlatego, że nagle zaczął więcej zarabiać.

Teoria potrzeb Maslowa nie określa luksusu jako czegoś absolutnie zbędnego. Wszystko, czego pragniemy i potrzebujemy, jest w jakimś sensie „potrzebne" do życia. Luksus jest jedną z ludzkich potrzeb.

Luksus to jest coś „ekstra" - jak by to ujął jeden z bohaterów „Misia". Luksus to taka „ekstradycja". Stara tradycja. Tak jak wtedy, gdy ukradną nam wóz, a muszą nam oddać samolot. Ale po kiego wała nam samolot?

luksus


Luksus jest pojęciem relatywnym. Brzmi to jak banał i w pewnym sensie jest banalne, jak wszystko, co względne. Nie chodzi jednak tylko o to, że jednemu wystarczy chleb z masłem, a drugiemu potrzeba ostryg i szampana na śniadanie (tak na przykład odżywiała się nasza narodowa gwiazda Fryderyk Szopen). Luksus może być różnie odczuwany przez tę samą jednostkę w zależności od różnych sytuacji. Znana jest historia cesarza Fryderyka Barbarossy, który podczas wyprawy krzyżowej upadł na kolana w kurzu drogi, żeby napić się z kałuży, po czym oświadczył, że nigdy w życiu nie pił cudowniejszego napoju. O tym, że zbyt wiele luksusu może nas zabić, świadczy fakt, iż Barbarossa utonął później w jeziorze.

Luksus w dzisiejszych czasach nieuchronnie wiedzie nasze zawistne spojrzenie w kierunku tych, którym się udało dotrzeć na szczyt. Czasem kosztem innych, czasem ciężką pracą... i kosztem innych. Tradycja mówi, że pierwszy milion luksusu trzeba maybachsobie ukraść, żeby potem móc go pomnożyć. Kolejny z naszych narodowych bohaterów doktor Jan Kulczyk zbudował imperium sięgające gwiazd, ale zaczynał niekoniecznie od pastowania czyichś butów. Ba, jego ojciec, który sam był utalentowanym biznesmenem, zostawił mu w spadku milion dolarów. Luksus bywa więc dziedziczny.

Tym, którzy przywykli już do życia w luksusie, może on wydawać się jak zimny miód. Kupili już wszystko, co mogli kupić, objechali świat dookoła. Polecieli w kosmos, jak ten amerykański turysta, którego przedsiębiorczy Rosjanie wystrzelili z Bajkonuru za 20 milionów dolarów. Nic więcej im nie pozostało, za wyjątkiem najważniejszego, czyli syzyfowej rolexwędrówki w głąb siebie, ciężkiej pracy nad swoim charakterem i intelektem. Niestety nie jest to już tak proste, a i pieniądze mogą w tym pomóc jedynie w ograniczony sposób. Jeżeli ktoś nie przestał być głąbem na drodze do luksusu, prawdopodobnie po osiągnięciu celu głąbem pozostanie już do końca życia. Nie ma luksusu w wymiarze ducha.

Luksus może też być zwykłym stylem życia. Ci, którzy mają niefart i wypadają z kręgu milionowych pensji i kontraktów, willi na Lazurowym Wybrzeżu oraz rejsów prywatnymi odrzutowcami, tracą coś więcej niż tylko zawartość konta. Utrata luksusu skazuje ich na swoistą banicję. Nie mogą już dzielić hobby i wakacji ze swoimi bogatymi przyjaciółmi. Nie stać ich na chodzenie do tych samych restauracji, grę w kasynie oraz rozbijanie się drogimi samochodami. Lexus to niekoniecznie luksus.

Luksus kojarzy nam się z obecnym kryzysem. Nasz kryzys wynika z luksusu innych. Bankierzy, tłuste koty z Wall Street, spekulanci i kolaborujące z nimi rządy państw, nie znający się na ekonomii ignoranci, szukający jedynie wygodnej synekury; nie pomni, że budżet ich kraju stoi na skraju przepaści. Instrumenty finansowe są dziś tak wymyślne, że przy nich słynny oscylator ekonomiczny Bagsika i Gąsiorowskiego z początków naszego polskiego romansu z kapitalizmem wydaje się być prymitywnym i mało pomysłowym sposobem na zbicie fortuny.

Luksus był pojęciem mocno nastygmatyzowanym w poprzedniej epoce naszej narodowej świadomości. Socjalizm próbował wybić obywatelom z głowy wszelkie luksusy, ale z umiarkowanym powodzeniem. Luksus miał być kojarzony z przepychem perlyzgniłego Zachodu oraz niesprawiedliwością społeczną Sanacji. Oddalając perspektywy luksusu od ludu, władza uczyniła z niego jedynie święty Graal, sama zresztą niczego sobie nie odmawiała. Mao Zedong wcinał tłustą rybę w oleju, podczas gdy Chińczycy umierali z głodu całymi milionami. Czołowa ideolożka grupy Baader-Meinhoff Ulrike, nie chcąc narażać swoich małych dzieci na zepsucie luksusami kapitalistycznego RFN-u, chciała oddać je do przytułku w Palestynie, żeby wyrosły na porządnych towarzyszy.

Luksus w istocie może przyczynić się do zniszczenia sztuki. Kupiony ostatnio przez grupę pseudoartystów za 263.200 tys. euro 17-wieczny oryginał „Ukrzyżowania" Pietera Breugela został zdeformowany. W miejsce twarzy ukrzyżowanego Jezusa pojawiła się głowa insekta. Gdyby nasz rodzimy artysta domalował wąsy freskom w bazylice świętego Piotra, prawdopodobnie żadne luksusy nie uratowałyby go przed linczem.

Wszyscy żyjemy mirażem luksusu. Nurzamy się w jego dwoistości. Bo czyż nie jest on czymś właściwie zbędnym, a jednocześnie czymś, czego stale nam brakuje? Każdy wie, bez luksusu można się obejść, można bez niego żyć. Ale co to za życie?

 
Łukasz Ślipko
l.slipko@hotmail.com

slipko na pasku