Podejmuję się zadania karkołomnego, spróbuję zarekomendować książkę przed zakończeniem lektury! Wszystko przez fragment, który zacytuję w zakończeniu.
Zwykle czytam 2-3 książki rownolegle, w zależności od nastroju i miejsca w którym aktualnie przebywam. Pożeracze słowa pisanego rozumieją o co chodzi, wiedzą, że lektura łatwiej "wchodzi”, dajmy na to, w miejscu do którego nawet koronowane głowy chadzają piechotą. Akurat w tej czytelni tematyka nie ma znaczenia, mogą to być nawet reguły bezpieczeństwa zastosowania środka piorącego, zapodane w pięciu językach, łącznie z serbochorwackim. Całkiem inaczej czyta się w pociągu, w przeciągu i oczywiście do poduszki.
Książka którą rekomenduję spowodowała, że zerwałem z zasadą równoległego pochłaniania kilku pozycji i celebruję - tak jest! - wyłącznie tę jedną, jedyną. Zwyczajne czytanie było aż do strony 231.
Na wszelki wypadek uprzedzam: w życiu nie złowiłem najmniejszej płotki. Wędkowanie (i myślistwo) jest mi dalekie niczym najdalsza, znana dzięki teleskopowi Hubble'a, galaktyka w znanym Wszechświecie MACS0647-JD. Również nie mam żyłki wodniackiej, nie mówiąc o morskiej.
Księga Morza autorstwa Mortena Andreasa Strøksnesa wciągnie w otchłań każdego bez wyjątku. Autorowi bynajmniej nie idzie o złowienie legendarnej ryby, którą uznaje się za najstarsze żyjące na Ziemi zwierzę, tajemny i straszny w swej nieprzewidywalności potwór, który w dotychczas zbadanych przypadkach żył już w czasach - odnosząc się do historii Polski - gdy Jan III Sobieski odnosił zwycięstwo pod Wiedniem w roku 1683!
Strøksnes’owi w połowach towarzyszy znawca morza, wierny przyjaciel - Hugon. Spędzają na wodzie mnóstwo czasu i przeżywają chwile radości, zdumienia, częstokroć pakując się w groźne sytuacje. Księga okazała się pretekstem do podania niezwykłych faktów z historii Morza Lofockiego i historii marynistyki w ogóle. To opowieść nasycona legendą, mitami, przesądami i wierzeniami, bogata w wiedzę antyczną oraz stricte encyklopedyczną. Faktograficzna strona bynajmniej nie psuje przyjemności czytania, lekturę ułatwiają bogate przypisy. Konstrukcja Księgi jest zwiewna, wręcz poetycka - z odnośnymi, celnie dobranymi cytatami. Z głębin morskich z lekkością wznosimy się w... kosmos. Tak jest! Strøksnes zrównuje otchłań oceanów z niemierzalnym kosmosem.
Księga Morza jest pozycją do której się wraca, bo to książka mądra, napisana przez mądrego człowieka.
Czas na wyjaśnienie. - Dlaczego rekomenduję książkę mając do przeczytania jeszcze 106 stron? Przez zachwycający opis najmniejszych istot morskich, widzianych wyłącznie pod mikroskopem. Bajeczne porównania ich wyglądu szokują i obezwładniają. Po tym fragmencie człowiek przestaje się czemukolwiek dziwić. Ten cały zgiełk, politycy-kretyni zbawiający ludzkość, wszystko to wydaje być bez sensu. Najważniejsze jest życie, niechby w skali micro!
Morten A. Strøksnes pisze…
Plankton przyjmuje najdziwniejsze postacie. Gdy ogląda się zdjęcia za pomocą mikroskopu elektronowego, z trudem się wierzy, że to możliwe. Organizmy przypominają kryształki śniegu, księżycowe lądowniki, piszczałki organów, wieże Eiffla, boginie wolności, satelity telekomunikacyjne, fajerwerki, układanki z kalejdoskopu, szczoteczki do zębów, puste koszyki na zakupy, otwarte gofrownice, kieliszki do wina z pływającą kostką lodu, szampanki wyłożone lamparcią skórą, greckie urny, etruskie rzeźby, stojaki na rowery, podrywki na ryby na długich trzonkach, części maszyn, piórka, kwiaty, kulki śluzu z jabłkiem w środku, zestawy słuchawek do telefonu komórkowego, kule dyskotekowe, przezroczyste, roztapiające się dzwony kościelne, unoszące się perskie dywany, dmuchawce, sieci rybackie, kapelusze, cylindry, odkurzacze, embriony, żyletki, macice, obrośnięte wyrostkami organy płciowe, plemniki, mózgi i wieczne pióra…