Polskę zastawiono pomnikami papieża i brata prezesa. W moim mieście zapomnikowanych papieży zatrzęsienie i na razie nie zanosi się by powstało coś jeszcze.
Pewne potrzeby, czy też dojmujące luki, jednak występują. Choć mamy plac Prezydenta Milionlecia wciąż brakuje jego pomnika, ale spoko, niejaki Czarnek z Lublina wraz z Sasinem już działają. - Dlaczego Czarnek tworzy team z Sasinem? Bo ten logistyk, będąc mieszkańcem podwarszawskich Ząbek, jako spadochroniarz wybrany w okręgu chełmskim, stał się synem tej ziemi i na Wiejskiej reprezentuje Lubelszczyznę.
Śp. bliźniaka ukazano w przeróżnych konfiguracjach: stojącego, kroczącego, siedzącego. Do tego dochodzą liczne popiersia i tablice pozbawione dynamiki. Artyści prześcigają się z wymyślaniem czegoś oryginalnego i widać już, że z braku konceptu rzeźbią bokami. Spektrum jednak jest szerokie niczym rzeki Wołga i Jenisej wraz z rozlewiskami i bagnami. Boleśnie brakuje pomników osób klęczących, leżących czy choćby półleżących. Model może przyklęknąć na zdrowym kolanie lub - z poświęceniem i pobożnie - na obu, a leżeć na boku lewym lub, co bardziej prawomyślne, na prawym, albo też - relaksacyjnie - na plecach czy brzuchu. Gorzej z kucaniem, bo niby, co taka poza miałaby wyrażać? Choć nie krygujmy się, w końcu są takie miejsca do których nawet królowie chodzą piechotą.
Pomysłów wszystkich, jak widać, nie wyczerpano, tylko artyści leniwi i bez polotu. Można przecież sięgnąć do życiorysu i wyrzeźbić figuranta z kolejnych etapów jego życia: kiedy był pacholęciem, a potem dojrzewał i rozkwitał. Oczyma wyobraźni widzę ekspresyjny monument ukazujący bliźniaków podczas szczenięcej gry w cymbergaja. Póki co, takie dzieło, z uwagi na legendarną skromność modela żyjącego, w najbliższym czasie nie powstanie. A w przyszłości? Któż to wie...
Narodową pomnikomanią powoli dopędzamy Koreę Północną, która, jak żaden kraj w świecie, czci swoich bogów i półbogów. Rozsiane po Polsce pomniki i pomniczki, wmurowane, gdzie tylko się dało, tablice i tabliczki, w wielu przypadkach ukazują postaci niepodobne do nikogo i gdyby nie objaśniające napisy (częstokroć z błędami ortograficznymi, tu: Kraśnik) potrzeba kudłatej wyobraźni by domyśleć się kogo przedstawiają.
Niechaj służby dyplomatyczne Kraju Płaczącej Wierzby biorą się do roboty i zasuwają do ojczyzny Kim Dzong Una po wzorcowe wzorce. Na czele delegacji postawiłbym europosłankę Beatę Kempę z logistycznym wsparciem Sasina. Kempa to dama z europejskim sznytem, bywalczyni uroczystych celebr w Toruniu, gdzie nie raz pokazała gibkość w składaniu hołdów i pokłonów, bez czego w Pjongjangu ani rusz. Pamiętamy, że w okresie, kiedy była ministrą ds. humanitarnego pomagania na miejscu, zadziwiała skutecznością. Osobiście poleciała do USA, żeby, właśnie na miejscu, dobrać kolor tapicerki i dywaników w samolocie Gulfstream dla VIP-ów. Pani z Sycowa ma rozmach, nieokiełznany gust i nie bez powodu nazywana jest „załatwiaczką”. Dobrze wie, co odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa.