Historia jednej piosenki czyli lubelski epizod Hanki Ordonówny.
Legenda Lublina - miasta zwanego Kozim Grodem - wywodzi się z mniej lub bardziej prawdziwych historii.
Każdy, kto tu trafi musi przekroczyć Bramę Krakowską, charakterystyczną budowlę bez której Lublin byłby bez wyjścia i - co nie do pomyślenia w przypadku gościnnych progów - nie miałby wejścia. Szanujące się miasto musi mieć bramę.
Centralnym usytuowaniem i ograniczoną przepustowością brama wszystkich zbliża: lokalsów i zamiejscowych, tych którzy zmierzają do Starego Miasta lub zeń wracają. Jest znakomitym punktem orientacyjnym dla niezorientowanych w przestrzeni urbanistycznej nie-lublinian i popularnym miejscem spotkań zakochanych. Spacerując ze starówki do nowych kwartałów nie sposób nie spostrzec naściennej dekoracji, której starszy pierwowzór - Matka Boska Ostrobramska - znajduje się w Wilnie.
To wizerunek św. Antoniego Padewskiego, opiekuna osób i rzeczy zagubionych i równocześnie patrona Koziego Grodu. Św. Antoni trafił nad sklepienie bramy w 1839 roku, właśnie wtedy, jak odnotowują kroniki, wybito otwór na obraz. To patron nieprzypadkowy, wszak w Lublinie można się zatracić na zawsze, albo wypłynać stamtąd na szerokie wody. Lublin - miasto na granicy kultur i religii, nawiązujące do tych tradycji i kreujące nowoczesne inicjatywy - wysłał w świat wiele znakomitości.
Przez Bramę Krakowską z pewnością nie jeden raz przechodziła, składając pokłon świętemu, Hanka Ordonówna, której legenda rozpoczyna się właśnie w magicznym Kozim Grodzie.
Hanka Ordonówna, Ordonka, właściwie Maria Anna Tyszkiewiczowa, z domu Pietruszyńska, pseudonim literacki Weronika Hort – piosenkarka, autorka wierszy oraz tekstów piosenek, tancerka i aktorka. Błyskotliwa kariera Ordonki rozpoczęła się w Lublinie w latach 1917 i 1919. Artystka występowała z repertuarem piosenek o tematyce żołnierskiej w teatrze działającym w sali kina „Louvre“ przy Krakowskim Przedmieściu 48, nieopodal dzisiejszej Poczty Głównej. Swoje programy prezentowały tam kabarety „Czarny Kot“ i „Wesoły Ul“ i właśnie z tym ostatnim była związana. Gmach teatru już nie istnieje, w jego miejscu stoi pomnik poety Józefa Czechowicza, który zginął pod gruzami kamienicy podczas pierwszych bombardowań Lublina, zaledwie kilkaset metrów od rodzinnego domu.
W realu i filmie Ordonka była nie do odróżnienia: kochała „do ostatka, do szału, do dna”. Pierwszą wielką miłość znalazła „pod miedzą Michałową” w Lublinie i był to Janusz Sarnecki. Ówczesny gwiazdor, absolwent szkoły teatralnej, obyty scenicznie, łatwo podbił serce Marii Anny, którą „przechrzcił” na Hankę. Oboje wylądowali w Lublinie na zaproszenie Tadeusza Żeromskiego-Wrzosa, który postanowił założyć własny kabaret. Dzięki Sarneckiemu młodziutka artystka, adeptka szkoły baletowej, poznała tajniki sztuki scenicznej. „Wesoły Ul” nie odniósł sukcesu, lublinianie najzwyczajniej nie chcieli kupować biletów. Po powrocie do Warszawy rozpoczęły się kłopoty ze zdrowiem (pierwszy rzut gruźlicy) i - co najgorsze - szybko prysło miłosne szczęście. Zimą 1919 roku ukochany nagle, bez uprzedzenia, wyjechał do Sosnowca.
Spotkali się po roku w Wilnie, gdzie Sarnecki zatrudnił się w jednym z teatrów w charakterze reżysera. Miłość Ordonki nie wygasła, dlatego szybko wybaczyła porzucenie. Nadaremnie! Wiarołomny kochanek znowu nawiał, tym razem do stolicy. Dopełnieniem czary goryczy była wieść, że wybranek serca zawiązał rodzinę z inną kobietą. Zdradzona postanowiła się zastrzelić, ale - na szczęście - działała nieudolnie. Pocisk rozorał skórę nie uszkadzając kości czaszki. „Pamiątka” po nieszczęśliwej miłości została już na całe życie. Bliznę na lewej skroni maskowała kapeluszami noszonymi w charakterystycznej stylizacji, mimowolnie stając się ikoną mody lat dwudziestych i trzydziestych.
Być może legenda o dramatycznej miłości stanowiła kanwę „Piosenki o zagubionym sercu”, dedykowanej Ordonce i napisanej w roku 1936 przez Artura Marię Swinarskiego (słowa) oraz Henryka Warsa (muzyka).
Piosenka o zagubionym sercu
Święty Antoni, święty Antoni
Serce zgubiłam pod/za miedzą
Oj, co to będzie, święty Antoni
Gdy się sąsiedzi dowiedzą
Noce takie są upalne
I/A słowiki spać nie dają
A przez okno do mej izby
Jakieś strachy zaglądają
Gwiazdy gdzieś się pochowały
I utonął księżyc w stawie
Więc uciekłam z dusznej chaty
Po wilgotnej biegłam trawie
Wtedy się nieszczęście stało
Och, tej nocy, tej czerwcowej
Serce gdzieś się zapodziało
Koło miedzy Michałowej
Noce takie są upalne
I/A słowiki spać nie dają
A przez okno do mej izby
Jakieś strachy zaglądają
Święty Antoni, Święty Antoni
Strach mnie od rana opada
Palą mnie skronie, w uchu/uszach mi dzwoni
Już pewnie wieś o tym gada
Przecież to nie moja wina
Tak mi serce kołatało
Tą ciemnością przestraszone
Jakby z piersi uciec chciało
No i jakże się tu dziwić
Że zbłądziłam, ach/aż zbłądziłam
I pod miedzą Michałową
Biedne serce że zgubiłam/straciłam
Straciliśmy je oboje
Wśród rumianków i wśród mięty
Lecz ty tego nie zrozumiesz
Bo to sprawy nie dla świętych
Noce takie są upalne
I słowiki spać nie dają,
A przez okno do mej izby
Jakieś strachy zaglądają
W niezwykle burzliwym życiu Ordonka zaznała wszystkiego: sławy, uwielbienia, bogactwa (była żoną prawdziwego hrabiego!), więziennego poniżenia ze strony hitlerowców, sowietów oraz ciężkiej choroby, która przerwała o wiele za krótkie - 48-letnie życie.
Podzieliła tułaczy los wielu Polaków, wędrowała nawet po śmierci. W końcówce wojennej zawieruchy mieszkała kolejno w Palestynie, Indiach i Syrii. Ostatecznie osiedliła się w Bejrucie. Tam, razem z Jerzym Petersburskim, wystąpiła z ostatnim koncertem. Nawrót gruźlicy skutkował wycofaniem się z życia estradowego, Ordonka zajęła się malarstwem.
Na bejruckim grobie artystki wyryto epitafium wg jej zamysłu:
Śp. Maria Hanna Tyszkiewiczowa
Hanka Ordonówna
Ur. 25 IX 1902
Zm. 8 IX 1950
»Tyś jest ucieczką moją od uciśnienia, zachowasz mię i piosenkami radosnego wybawienia uraczysz mię« - Ps. XXXII. 7.
Jerzy Waldorff - nietytularny Kustosz Starych Powązek - doprowadził do sprowadzenia prochów Ordonki do kraju. W 1990 roku zakończył się tułaczy los artystki, ostatecznie spoczęła w Alei Zasłużonych pod kamienną płytą z napisem: Uratowała setki dzieci polskich samotnie błąkających się po wojennych bezkresach ZSRR. W tym samym roku Szkoła Podstawowa nr 209 w Warszawie przyjęła jej imię.
Postscriptum
Do rozwikłania pozostaje trzykrotnie powtórzana w „Piosence o zagubionej miłości“ poetycka fraza: pod miedzą Michałową, która z pewnością skrywa jakąś tajemnicę. To zalążek kolejnej legendy.
Korzystałem z witryn http:// - onet.rozrywka - teatrnn.pl - culture.pl