sobota, 23 listopada 2024
leszektomczuk_08Pomieszkuję w domku posadowionym na spłachetku zielonej, dolnośląskiej  ziemi. Niestety, nie mam warunków do hodowania kozy. A szkoda, byłoby ekologicznie: mlecznie i uciesznie. I cicho!

 

 

 

kozy
foto: letom

 

Mówiąc szczerze ? do trzymania kozy nie pretenduję z ważnego powodu i strasznie cierpię, jako że uwielbiam pobekiwanie tego zwierzęcia. Chów kóz to dekadencki obyczaj, kultywowany przez upadłe gwiazdy, na starość bratające się z rożnymi bydlątkami. W stadach psów, kotów i właśnie kóz potwierdzające swoje człowieczeństwo, zatracone gdzieś na rozświetlonych scenach, w zgiełku rozentuzjazmowanych fanów. Zapomniani artyści na starość szukają ciszy i miłości. A jaki ze mnie artysta? I do tego uporczywie nie daję się zapomnieć?

Kiedy sprowadziłem się do swojej sadyby starsi mieszkańcy osiedla hodowali jeszcze różne zwierzęta: kury, kaczki, króliki, nutrie i świnki. Bynajmniej nie byli aktorami, rockmanami, czy operowymi divami. Czas był pionierski, nowo-miastowi dawali świadectwo zaradności w dobie ?przejściowych? trudności na rynku żywnościowo-futrzarskim. Siłami ojców awansowali do miasta i w aporcie wnieśli koloryt swojej wsi. Minęły dwie dekady a wszystko się poprzewracało. Prawie nikt nie nosi czapek z nutrii i mało kto już kisi ogórki zebrane w przydomowych ogrodach. Wszechobecne markety sprzedadzą słoik za półgratis, za skryty za pin-kodem pieniądz wirtualny. Mało kto ma zagony z warzywami. Każdy ma za to po kosiarce i po żyłkowej podkaszarce. A także inne machiny tnąco-strzyżące.

Wyjechać na grillu z domowymi wekami, czy z salcesonem z warchlaka z przyzagrodowego chowu znaczy tyle, że jesteśmy artystą ze spalonego teatru, osobą, jak na komedianta/kę przystało ? bezwstydną, czyli pozbawioną obciachu, jednym zdaniem: robimy za wiochmeńskich tupeciarzy. Produktami własnej roboty w dobie Żabek-Biedronek chwalić się już nie wypada.

 

Z okazji kolejnego majowego weekendu markety przygotowały superofertę: kiełbaski w osłonkach konsumpcyjnych wydające zniewalający zapach. A ja wciąż jestem niepowalony. Ileż w dzisiejszych czasach trzeba się nagimnastykować by zdobyć (niczym za komuny!) coś zjadliwego, co po spożyciu nie zrodzi odruchu wymiotnego. Pałaszowanie ?kiełbas cywilizacyjnych? to jazda ekstremalna, tu naprawdę chodzi o przeżycie.
Nieszczęściem Polaków jest polityka przepraszania ? dowodzi DJ ?JarKacz?, artysta zdeptany i ? powiedzmy to uczciwie ? skończony. Na pohybel podczytującym mnie jego zwolennikom ? też dzisiaj poprzepraszam. Ale zanim w przebłagalne dzwony uderzę, coś powyjaśniam. Zdeptany ? znaczy niski; skończony ? stary. I w przeciwieństwie do mnie (też jestem niemłody) ? nieumiejący przepraszać, ale za to przeprosin, wraz z bratem, domagający się bez ustanku.

Przepraszam Zdzisława, przepraszam Kazika, przepraszam krótkiego, wszystkich innych wirtualnych współbraci oczywiście też ? obejmując za kolana ? proszę o przebłaganie. Za co? Że ostatnio spotykam się z wami nieregularnie. Że nie zważam na gromadzącą się w waszych szlachetnych trzewiach żółć. Że żółci wylać z siebie nie możecie z racji mojego milczenia. Dlaczego pisuję nierytmicznie? Wszystko przez zawodowe obowiązki wymuszające przemieszczanie się po naszym pięknym kraju. Jeżdżę i dziwuję się. W te cudne majowe dni stwierdzam jedno: CAŁA POLSKA KOSI. Jazgoli, rzęzi, terkocze, warczy, brzęgoli, burczy. O niemal każdej porze dnia, do późnego wieczora. Jak Bóg w przeciągu tygodnia daje nadmiar deszczu, także w niedzielę (raczej po sumie, tak bardziej po bożemu).
Taka jest moja oaza ciszy! Strach wracać do domu!

Problem koszenia na okrągło to temat w sam raz dla Bartka ? sekretarza wojewódzkiego ?Tyczyńskiego, jedynego radnego dynamicznego, który robi furorę w swojej partii. Na Andrzeja Ogonka już nie liczę, jest jak i ja wiekowy, pewnie już niedosłyszący, co mu tam zatem grzmoty-jazgoty-brzęgoty. Za demoniczne kosiarki weźmie się wtedy, kiedy zoczy burmistrza ze starostę warkoczących na zielonych wzgórzach władzy. Rzecz musi być aferalna, ze sfery nadbudowy, a nie jedynie przyziemna.

 

Chcę zauważyć, że cywilizowana Europa już dawno zadbała o strefy ciszy. Że jest coś na rzeczy z tym hałasem zacytuję piątkowe wydanie Dziennika (?Straszny dwór Lecha Kaczyńskiego?): Anna Fotyga, zamiast pomagać, sama zarzuca szefa swoimi kuriozalnymi problemami. Legenda mówi, że zdenerwowana Fotyga zadzwoniła na prywatną komórkę prezydenta. Skarżyła się, że nie może pracować, bo robotnik pod jej oknami strzyże trawę spalinową kosiarką. Prezydent interweniował osobiście, by przerwać koszenie. W pałacu nie ma żadnej hierarchii. Głowa państwa zmuszona jest do zajmowania się najróżniejszymi błahostkami.
Mhm? błahostkami?

Ekologiczna Kosiarka Pobekująca to bynajmniej nie idiotyczny pomysł. A i Alik nie będzie taki samotny.


tomczuk na pasku