piątek, 10 maja 2024
leszektomczuk_08? Byłem na Kaczyńskim ? poinformował znajomego, opuszczający salę stropową brzeskiego ratusza starszy człowiek, który, jak i ja, pofatygował się w ostatnim dniu marca, na spotkanie z prezesem PiS-u.
 

 

pardonpl
foto: pardon.pl

 

Czy warto było niemalże godzinę oczekiwać na spóźniającego się gościa? Zdecydowanie tak. Z wielu powodów i od razu wyjaśniam dlaczego. Tak przygaszonego prezesa jeszcze nie widziałem. To po pierwsze, po drugie zaś ? odniosłem wrażenie, że uczestniczyłem w czymś ostatecznym. Do Brzegu przyjechał bowiem polityk zgrany i? rejterujący, którego czas już się wypełnił.

Powód trzeci, z egoistycznego punktu widzenia dość ważny, to możność złapania atmosfery sali, gdzie odbywają się legendarne nasiadówy kwiatu brzeskiej samorządności, 21 rajców, którym grożą odsiedziny (bo przecież nie odleżyny, wszak naradzając się nie leżą), którzy niejako w ramach reparacji będą od teraz konsumować relatywnie tłustsze diety, co sobie wygłosowali na ostatniej sesji.

Jak niewygodne to zydle przekonałem się na własnym, niemłodym kośćcu. Podobnie, jak reszta uczestników, ludzi wiekowych, dawno już po wojsku i to po służbie w Ludowym Wojsku Polskim. Właśnie niewygodą krzeseł tłumaczę rachityczne brawa wyklaskane gościowi. Z owacyjką jakoś nie współgrał ogromny bukiet z szarfą w barwach narodowych, którym polityka obdarowano. Słynący z gościnności Maciej Armin Stefański, szef brzeskiego PiS-u, rzutem oka po sali ocenił, że ?na Kaczyńskiego? przyszło około 300 osób. To frekwencyjny sukces, sala była rzeczywiście pełna, a któryś z młodych uczestników skonstatował, że wyraźnie czuje zapach naftaliny. Jako ten niepoprawny optymista nie dostrzegłem w tym powodu do zmartwienia, przesiąknięcie ową wonią to czysty zysk, skutecznie przepłoszy się mole.

 

W pewnym momencie skojarzyłem, że Jarosław Kaczyński posłuchał się laureata Srebrnych Ust 2007, corocznego plebiscytu radiowej Trójki, Aleksandra Kwaśniewskiego, który zebrał laury za wypowiedzenie w apogeum choroby filipińskiej słynnej kwestii: Myśmy to już przeżyli, nie idźcie tą drogą ? Jarosławie Kaczyński, Lechu Kaczyński, Ludwiku Dorn... i Sabo, nie idźcie tą drogą. Nie idźcie tą drogą!

Jarosław Kaczyński za przykładem prezydenta układającego się w Juracie z premierem zawrócił, by nie rzec: zboczył z antyeuropejskiego kursu, dołączył do brata i Donalda i zagłosuje wbrew politykowi przebranemu za księdza, który nadaje z miasta pierników. Dzieło wypełni się w Prima Aprilis, ale nie zapeszajmy.
Czy ze spotkania z prezesem wyniosłem coś nowego? Nic. Dosłownie nic. A mogłem choćby zydel, ale ? jak wspomniałem ? to mebel niewygodny, ponadto ktoś by pomyślał,  że jestem pazerny na stołki. Prezes konsekwentnie twierdzi, że PiS jest partią prointeligencką. Tusk nie umie być premierem a polityka zagraniczna Radka Sikorskiego przypomina ?pochyłą wierzbę, na którą każda koza wejdzie?. W Niemczech za nami nie przepadają a sądownictwo to tragedia. I rzecz najstraszniejsza: polskie sądy zabierają polskim matkom dzieci i nakazują wysłanie ich do Niemiec. Nie, nie zmyślam, zasłyszałem, to i odnotowuję?
 
Pytania z sali były ugrzecznione. Nie ma sensu ich przywoływać, zwłaszcza odpowiedzi o poetyce już zacytowanej. Trudne pytanie padło z ust Janusza Jakubowa. Zapytanie było dwuczłonowe, skoncentruję się na tym dotyczącym problemów lokalnych. Pytający chciał wiedzieć, dlaczego w Brzegu wyrugowano uczciwych działaczy prawicowych a w ich miejsce nominowano ludzi z kryminalną przeszłością. Prezes udzielił odpowiedzi karkołomnej, która wyglądała mniej więcej tak: Polityka nie jest dla ludzi o cienkiej skórze. A dobra partia nie składa się z aniołów. Tyle.

Janusz Jakubów słynie z ciętego języka, ale ?drastyczne? pytanie zadał osobie niewłaściwej. Jakby nie pamiętał, z kim prezes wchodził w alianse przy rządzeniu Polską. Po czasie wychodzi na jaw, że nawet wicepremier od mundurków i becikowego musi się  z czegoś tłumaczyć, ściga go mianowicie fiskus, za jakieś niejasności związane z budową domu. A taki był do nieba uczciwy.

Mniemam, że parę osób wyszło ze spotkania usatysfakcjonowanych. Moi przypadkowi sąsiedzi nie kryli jednak rozczarowania. Wielbicielka Radia Maryja (od dawna marzyłem poznać kogoś takiego na żywo) wieszczyła rychły rozpad PiS-u, z kolei siedzący obok prawicowiec, szczerze nienawidzący pewnego belzebuba maskującego diabelstwo pod sutanną, radiomaryjnej pani odparował, że jest głupia. Ot, zwykła Polaków rozmowa.

Prezes schyłkowej partii opuścił poniemieckie miasto Brzeg w opancerzonej limuzynie, w asyście kilku aut, z radiowozem policyjnym na czele. A ja wróciłem do domu poruszony Maciejem Arminem, który łamiącym się głosem podziękował Politykowi Wielkiego Formatu za wizytę.

tomczuk na pasku