Nie cierpię wina. Nawet słodkiego, a już najbardziej cierpkiego. Nie trawię zwłaszcza napitku czerwonego, choć do samego koloru nic nie mam. Bo niby dlaczego miałbym mieć, skoro czerwień stanowi pięćdziesięcioprocentową moc polskich barw narodowych?
Czy, gdyby ktoś mi zarzucił, że pisuję felietony pod wpływem czegoś mocniejszego ? zechciałbym się o swoją trzeźwość procesować? No, nie wiem? Wiadomo już do czego piję. Około prezydenccy urzędnicy znowuż zapałali chęcią ?obrony? dobrego imienia głowy państwa. Główny obrażony nabrał w usta (zażartuję: czerwonego wina ? cha, cha, cha?), otóż pan prezydent nabrał w usta wody, czyli niewiele mówi, bo od gadania w swoim imieniu ma tabun ministerialnych ? trzeba mieć nadzieję ? trzeźwych głów. Otóż te niby jasne umysły chcą zaciągnąć prezydencki autorytet do trybunału ? niech spojrzy w oczy posła-filozofa z Biłgoraja, który w blogu śmiał postawić pytanie z tezą, niby w trosce o zdrowie pierwszego Polaka. Niech głowa państwa się tłumaczy, że nie jest wielbłądem, choć akurat wielbłąd ? zwierzę pustynne ? pije bardzo rzadko i wypieranie się takiego podobieństwa byłoby strategicznym błędem.
W notce biograficznej wyrywnego blogera możemy przeczytać: Janusz Palikot to zapalony bibliofil. Wyszukuje w europejskich antykwariatach rzadkie egzemplarze książek o architekturze i sztuce. Ma ich już około 6 tys., a co roku wydaje na nowe około 50 tys. zł. Palikot osobiście kierował renowacją 400-letniego ogrodu w zespole pałacowym w Jabłonnie pod Lublinem, którego jest współwłaścicielem. Po polskich przemianach 1989 r. zajął się biznesem. Pierwszy milion zarobił na początku lat 90. na produkcji drewnianych palet do transportu alkoholi. Pieniądze zainwestował w winiarnie i destylarnie spirytusu; w 1990 r. założył firmę Ambra, produkującą wina musujące. Przez jakiś czas był właścicielem marki Cin-Cin.
Filozoficzne wykształcenie, obycie w literaturze i znajomość branży spirytusowej to, w moim głębokim przekonaniu, wystarczające kompetencje do zadawania fundamentalnych pytań, nawet tych najstraszniejszych, sięgających mroków ludzkich ułomności. A powodów do niepokoju jest niemało. Nawet początkujący psychoterapeuta wie, że alkoholicy są obrażalskimi awanturnikami. Pijak pije, bo zakompleksiony i tak w nieskończoność. Nadąsanie pijaków, choć nie stanowi reguły (znam wyjątki) ? jest powszechne. Wszak piją nie z własnej winy a przez? kogoś, ktoś ich przecież w nałóg pchnął. Są więc naburmuszeni niejako programowo.
Gdyby mnie zapytano, czy aby nie jestem chory bo za często wyprawiam się za Bug (nie tak często, jak prezydenckie odloty na Hel ? w grudniu 17 razy!), a więc, czy podróżami na Wschód nie poniewieram wątroby ? odpowiedziałbym zapytaniem. ? Ciągnie mnie tam namiętność, a czy zakochanie we wschodnich klimatach stanowi jednostkę chorobową?
Odpowiedzi nie znam, nie jestem doktorem. Co nie znaczy, że mam kompleksy i muszę się natychmiast obrazić. Na bliskich, na ojczyznę, na cały świat, no i na Donalda Tuska, który, jak przecież wiadomo, też lubi pociągnąć czerwonego nektaru. W zgodnym chórze członków PiS-u prezydent to wzór cnót, w przeciwieństwie do poprzedników jest wręcz boski. Podziękujmy filozofowi z Biłgoraja, że go nam uczłowieczył, przybliżył. Ideał sam się obroni?
Zakończę, bo od ślipienia w laptopa mam już czerwone oczy. Podejrzliwsi czytelnicy jeszcze sobie pomyślą, że to od nadmiaru wina, ale ? zapewniam ? nie obrażę się. Nie moja wina, że nie trawię czerwonego wina.
Ech, głupia puenta, za mało filozoficzna.