poniedziałek, 25 listopada 2024

Tomczuk3Stery Brzegu dzierżą nauczyciele. Osierociwszy dziatwę szkolną poszli w politykę. Przyczyna porzucenia zawodu okazuje się prozaiczna. Częstokroć był to dzieciowstręt, ale nie tylko.

Bardziej chodziło o poprawę nauczycielskiego losu, który w naszym kraju jest raczej ciężki. Wyjście z roli bakałarza nie jest łatwe. Człowiek nauczał, pouczał, strofował - aż tu nagle: wypada być pokornym. Nawet wobec krytyków, czyli tych, którzy patrzą władzy na ręce i recenzują jej poczynania.
Polityk pokorny to swoisty wzorzec metra, bo okazując pokorę łatwiej uzyskuje się mandat społecznego zaufania. Pokora to jednak ptak ulotny, nazajutrz po wyborach odfruwa, a wybraniec przepoczwarza się w całkiem innego ptaszka, w skrajnym przypadku w sępa.

Niechcący porobiło się ornitologiczne. Ptasie porównania mają głęboki sens, wszak powiada się że rządzą nami orły, a w takim stwierdzeniu nic złego przecież nie ma. Problem w tym, że ptactwa przedniego jest mało i dlatego na prowincji szarogęsi się awifauna pospolita, w zdecydowanej masie szarobura. Barwniejsze sztuki odlatują do województwa lub stolicy, a my zostajemy ze starymi kogutami, które koszmarnie pieją, kurczowo trzymając się chwiejnej grzędy.

Państwo to ja! - powiedział Ludwik XIV Burbon - król Francuzów. Było to w czasach, kiedy o czyjejś racji przesądzała gilotyna. Szczęśliwie żyjemy tu i teraz, porządków nie zaprowadza się za pomocą szafotów, a przeciwników ideologicznych nie eliminuje się - wzorem państwa islamskiego (IS) - przez dekapitację maczetą. Wraz z upadkiem komuny skończyła się cenzura i korzystamy z wolności słowa. Polska to nie Białoruś, a Brzeg to nie Mińsk, gdzie rządy twardej ręki sprawuje baćka Alaksandr Łukaszenka. Wolność jest naszym wielkim, wspólnym dorobkiem.

Szykuje się w Brzegu kolejny proces, który ma zastraszyć tych, którzy ośmielili się krytykować rządzących. Tym razem sądowe tryby będą wirować na nasz koszt, czyli - parafrazując - wszyscy zapłacimy za salę w której nie tańcowaliśmy.
Wciąż toczymy sądową batalię z byłym samorządowcem, który oskarża z trochę innej grzędy, ale - oddajemy sprawiedliwość - skarży prywatnie, na koszt własny, czyli jego ego wydaje się być mniejsze. Zbiedniał, ponosząc koszty już przegranych procesów, ale niechcący pokazał, że jest człowiekiem trochę innego honoru.
W naszym małym królestwie zawołanie Ludwika XIV jest żywe niczym idee Lenina i brzmi: Powiat to ja! Dlatego powinniśmy przed niektórymi czapkować, przestać komentować niemądre decyzje i... przepraszać.

Żyjący w XIX w. Michaił Sałtykow-Szczedrin - autor satyr politycznych, ukuł powiedzenie: «Nadęta władza niczego nie boi się bardziej niż tego, że ktoś może ją wyśmiać. Bo wówczas najpełniej widać jej głupotę». Dziewiętnastowieczna prawda, jak ulał pasuje do teraźniejszości i ta nadętość wyłazi z powiatu.

Wymądrzając się nie twierdzę, że mam receptę na mądre rządzenie, gdyby tak było startowałbym w wyborach, zgłaszam jedynie nieśmiałą próbę refleksji. Przy okazji oznajmiam, że jestem pogodzony z faktem, że ktoś może nazwać mnie idiotą.

Władza chętnie pokazuje swoje związki z dawnym miejscem pracy i składa wizyty w szkołach, zwłaszcza przy okazji uroczystych akademii. Może się zdarzyć, że jakiś uczeń-poeta wyrwie się przed szereg i honorowego gościa przywita takim oto zawołaniem.

Na czole zmarszczka, na brodzie krosta, niech nam żyje pan starosta!

Scenariusz całkiem realny w przypadku, kiedy nieletni „poeta” pasjonuje się filmami Stanisława Barei i stamtąd czerpie twórcze natchnienie. To w komedii «Miś» pada kultowy tekst: Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu. Niech żyje nam! To mówiłem ja...

 

tomczuk na pasku