W centrum Brzegu bezbrzeżne przygnębienie: ul. M. Reja wciąż zamknięta. Zaświtała nadzieja...
Kiedy w styczniu 2011 r. właściwe służby wykreśliły z komunikacyjnej mapy spartolony trakt im. Mikołaja Reja, w powietrzu zawisł topór, czuło się że to decyzja fatalistyczna.
Sądziłem wtedy, że człowiek, któremu po raz trzeci pofarciło się zasiąść na najwyższym stołku w Brzegu, stanie na głowie, by ulicę szybko udrożnić. W przeciwnym przypadku pogrąży się i z kretesem przepadnie. Wyborcy zaniechania już mu nie darują. Przypomnieć trzeba, że zamknięcie obrosłej sądową legendą drożyny nastąpiło nazajutrz po zwycięskiej kampanii. Była to mega wtopa, a wyborcy, póki co, ?odpuścili", podobnie jak ogromną kałużę, która niespodziewanie rozlała się na pachnącym nowością (i trącącym megalomanią) stadionie. Pisałem o tym w felietonie Prokurator off line.
Wróćmy jednak do wyniku wyborów sprzed czterech lat. Bogatszy o doświadczenia nabyte w toku dwóch kadencji, barchanowy - jak się okazało - polityk, a tak naprawdę samorządowy leń i nudziarz, z łatwością wymanewrował konkurencję. Tuż po zliczeniu zawartości urn udałem się na wywiad do paszczy lwa i dostrzegłem osłupienie w jego oczach, prawie nie wierzył, że dane jest mu zawalczyć w drugiej turze. Trzecia kadencja nagle stanęła otworem. Cud mniemany!
Pierwsza część kampanii przypominała szalone zapasy. Jeden przeciw wszystkim, po trupach do celu. Znowu się udało, tym razem przy ogniowym wsparciu pałkarzy, niby-dziennikarzy, absolutnie beznamiętnych - i nie kryjmy - chamskich, którzy opluskwili wszystkich, którzy odważyli się wystawić swoje kandydatury. Pałkarze potu za wiele nie wylali, bowiem inni kandydaci sami się podłożyli. Dali się sprowokować do ?dyskusji". Z kolei, już w dogrywce, kontrkandydat (przez jednego z pałkarzy nazwany ?Grochówką") praktycznie odpuścił i zadowalił się obietnicami. I tak powstał kolesiowski układ.
Poniewczasie wyliczać granty, jakie kto i za co uzyskał, faktem jest, że przez cztery lata betonowa grupka przegłosowywała nawet najgłupsze rozwiązania i naprawdę fatalne decyzje. I bez znaczenia, że ?gorące kartofle" podrzucał człowiek, który radnych jawnie lekceważył i bezpardonowo obrażał. Gdyby szanowni rajcowie nie wiedzieli o co chodzi - przypominam - były to połajanki w formie listów otwartych, odjechane oświadczenia, karkołomne wywiady oraz długotrwały bojkot posiedzeń rady miejskiej.
Mamy październik 2014 roku a rzeczywistość skrzeczy, w samym centrum Brzegu bezbrzeżne przygnębienie: ulica Mikołaja Reja wciąż jest nieprzejezdna, a człowiek komunikacyjną katastrofę firmujący sposobi się do czwartej kadencji! Paranoja? Owszem. Podobnie, jak uznawanie tych kilkuset metrów wykolejonego bruku za... dowód sądowy. Wmawianie w biały dzień, że tak jest w istocie, zakrawa na kpinę z Bogu ducha winnych brzeżan. Czas najwyższy by geniusz, który rzecz ową wymyślił, już się ujawnił. Być może startuje w wyborach?
Skąd wywodzę przekonanie, że ktoś robi ze mnie głupka? Z życiowego doświadczenia. A zresztą, zdradzę skąd to się bierze.
W piątek 3 października wysłuchałem deklaracji kandydata na burmistrza, który zaprosił dziennikarzy na konferencję prasową zorganizowaną na nieszczęsnej ulicy i obiecał przywrócenie przejezdności w trybie pilnym. Wystarczy, że zostanie wybrany! Zapewnił, że to możliwe. Czy mu ufam? A dlaczego nie, skoro kiedyś zawierzyłem człowiekowi, który potem zawiódł na całej linii. Naobiecywał ile wlezie, z niczego się nie wywiązał, a kiedy mu to wygarnąłem - zawlókł do sądu. Teraz chcę uwierzyć komuś innemu, może gorzej nie będzie? Trzeba żyć nadzieją.
Przez dwanaście długich lat miasto jest zarządzane w permanentnym konflikcie. Czy w takch okolicznościach jest czas na zajmowanie się czymś tak przyziemnym, jak drogi i chodniki? Skądże! Ważniejsze są trybunały i odgrywanie komicznej roli szeryfa. Mędrkowanie, samorządowe ględzenie i deptanie wszystkiego co staje na drodze.
Nie ma wyjścia. Trzeba pójść głosować. Stadnie!