niedziela, 24 listopada 2024

Tomczuk3Papugi to stworzenia zadziwiające. Spotkania z nimi są samą przyjemnością. W tropikach widziałem ich wiele, teraz odkrywam w najbliższej okolicy.

 

Wrócę do początku, czyli do tytułu. Żony aktualnie nie posiadam i żadna z moich byłych nie hodowała papug. Dzisiejszy tekst więc nie będzie o mnie, choć niekoniecznie, wszak felieton jest rzeczą bardzo osobistą. Kiedy uprawia się ten specyficzny rodzaj publicystyki trudno wyzwolić się od egocentryzmu. Kto tego nie akceptuje powinien unikać czytania wypocin, jakimi są felietony. Komicznie jest, kiedy ktoś je pisuje nie pojmując sensu, czym ten rodzaj twórczości jest. A zaczyna być naprawdę kabaretowo, gdy takie teksty ukazują się w ogólnokrajowych czasopismach. Dzisiaj felietony płodzą wszyscy. Począwszy od Kasi Cichopek po Jerzego Urbana. Artyści, lekarze, politycy, prawnicy... dosłownie wszyscy. Wystarczy być życiową madralą, która postanowiła zbawiać innych. Nieszczęście piszących polega na tym, że sami sobie szkodzą.

Surfując po internecie natrafiłem na tekst Michała Kelma zatytułowany ?Dla kogo jest prawo?". Jako że całe zawodowe życie związałem z prawem, a na stare lata prawo mnie dopadło w sensie wykonawczym, nie mogłem tego kąska nie przeżuć. Autor w krótkim tekście nawypisywał tyle bzdur, że aż chce się zakrzyknąć: traktorzyści na traktory, dojarki do krów, precz od pisania felietonów! Rozczarowanie moje jest tym głębsze, że takie wypociny drukuje legendarny tytuł prasowy: Tygodnik Powszechny, w którym zaczytywałem się w młodości. Czyżby i on poszedł w ślady rozhisteryzowanego Faktu, tygodnika Wprost i pozostałych bulwarówek?

Autor pisze, że biedny burmistrz został ?ukarany". A cóż to za woltyżerka prawna? Przecież to on oskarżał! Gdyby po znalezieniu w aktach korzystnego dlań uzasadnienia cichutko siedział na czterech paragrafach, to dzisiaj byłby zwycięzcą? Czy taka jest - pytam - logika wywodu autora tekstu pt. ?Dla kogo jest prawo?". Doprawdy pokrętna.

Akurat tak się składa, że przytoczone dwa ?przykłady" dotyczą ludzi, których znam osobiście. Zestawienie obu dżentelmenów i zrównanie ich czynów ociera się niestety o groteskę. Wysoko postawiony funkcjonariusz służby więziennej (mój kolega), jak i ?burmistrz jednego z opolskich miast" (były kolega) to faceci z którymi zetknął mnie los. Pierwszy budzi szacunek, bo udowodnił karłowatość polskiego prawa, drugi zaś stracił wszystko, gdyż swoją karłowatość obnażył. Powiem wprost: polityk ciągający po sądach wyborców staje się obiektem żałosnym.

Autor inkryminowanego felietonu, w ?cywilu": adwokat, członek Wrocławskiej Izby Adwokackiej, stale współpracujący z Tygodnikiem Powszechnym, ani słowem nie zająknął się, że ?ukarany" burmistrz przystał na niemądrą linię oskarżenia. Zgodził się na sformułowanie w jego imieniu nieudolnego pozwu, pełnego błędów rzeczowych, nie zapominając o językowych i gramatycznych.
Czepiam się, wiem, prawo to jednak nie literatura. Cóż, ale jakoś nie mogę przejść obojętnie obok prawniczej nowomowy. Tego całego sosu w którym pływają kiepsko dobrane precedensy i casusy, gdzie bzdura goni bzdurę i robi się z tego jeden wielki bełkot. Czy na tym ma polegać kultura prawna, o którą Michał Kelm się upomina?

Polska to też Brzeg i Oława, czyli prowincja. Pewnie dlatego powstał felieton prowincjonalny, tekst miałki i troszku śmieszny. Ale za to bardzo osobisty, bo w ?obronie" własnej żony.

 

Więcej o ?papugach": TUTAJ

 

tomczuk na pasku