piątek, 29 marca 2024

l.tomczukPapuga jest ptakiem barwnopiórym. Słynie z papuziego gadania i uchodzi za symbol pewnej profesji prawniczej. Niekoniecznie zasłużenie.

 

Nim temat papug rozwałkujemy, należy objaśnić ideę felietonowego cyklu ?Pieczeniarze", wszak to już piąty wypiek w tym sezonie. Mini jubileusz, czyli pomału doganiamy ?Klan", który niedawno świętował 2500 odcinek. Jeśli życia nam starczy zechcemy prześcignąć ?Modę na sukces" (wg stanu na dzień 16 sierpnia 2013 r. wyemitowano już 6639 odcinków).

Pieczeniarz - słowo ździebko omszałe, takie sobie staromodne nazwanie kogoś. Wg Wikipedii: pieczeniarz to ?człowiek mający skłonności do żywienia się cudzym kosztem, lubiący dobrze zjeść na cudzy koszt; darmozjad?. W Polsce szlacheckiej - ubogi krewny przesiadujący na "łaskawym chlebie" u zamożnej rodziny szlacheckiej, odwdzięczający się usługami domowymi.

Dzisiaj szlachty tyle, co kot napłakał. Współczesny pieczeniarz to nikt szczególny, ot, cwaniaczek uczepiony samorządowego koryta. Właśnie o takich amatorach "łaskawego chleba" w naszym serialu rozprawiamy. To nie tylko lokalni bonzowie, czy kreujący się na liderów karierowicze, którym całkiem niedawno sypnął się wąs, zastępując pod nosem gile. Prócz nich z samorządowego kotła czerpią podmioty zewnętrzne, choćby kancelarie oferujące usługi prawne. Niektórzy w naszym mieście wywindowali się na pozycję wyjątkową, a rozporządzająca nieswoim groszem władza dopieszcza ich ile wlezie.

Stary recydywista nie zhańbi się i nie powie o swoim obrońcy - ?adwokat", dla niego to papuga. A ja jestem stary...

Papuga przed sądem tokuje tak, jak jej klient nadał, a nawet wygaduje banialuki, wystarczy, że klient dobrze zapłaci. Ma trochę niewygodnie, bowiem prawnicze wygibasy utrwala na piśmie, a musi tak czynić, bo ślepa Temida bez papieru niczego nie ogarnia.
Procesowe pisma obnażają bałaganiarstwo i zwykłe niedouczenie. Pomylone fakty, częstokroć wyssane z palca. No bo jak nazwać mylenie nazwisk pozwanego? Pozywa się Kowalskiego, a w uzasadnieniu ględzi o... Kowalu. Żenada, którą na chybcika koryguje się na wokandzie i dla zatarcia zbrodni niechlujstwa, nazywa oczywistą omyłką pisarską!
Szanujący się sąd taką papugę winien przepłoszyć. Niestety, w wielu sądach nie reaguje się na kaleczenie polszczyzny. A jak - pytam - w bajorze językowym ma się czuć pozwany uważający się za estetę? Pisma niektórych papug to polonistyczna rozpacz. Od razu przypomina się anegdota o PRL-owskich milicjantach, którzy męczą się z notatką służbową: jeden umiał pisać, drugi czytać, a trzeci - bez sprawdzenia sensu - wziął i to wszystko zamaszyście podpisał.

Ilekroć pomyślę o współczesnych papugach, o ich kulejącym profesjonalizmie, tylekroć wspominam gwiazdorów polskiej palestry, intelektualnych gigantów, jak nieżyjący już: Władysław Siła-Nowicki lub Tadeusz de Virion. Owym mecenasom - Panie, świeć nad ich duszami - mało kto potrafi dorównać, zwłaszcza na prowincji. Myślę, że jeśli chodzi o umiejętności niektórych prawników, w grobie przewraca się twórca osobliwego nurtu jurysdykcyjnego, ojciec ?falandyzacji prawa" - śp. Lech Falandysz. Ów niezapomniany adwokat potrafił chociaż luzacko prawo naginać i dopasowywać do bieżących potrzeb swojego szefa.

 

Niespodziewanie zrobiło się wesoło, na zakończenie więc ociupina czarnego humoru.


- Dlaczego adwokatów chowają cztery metry pod ziemią?
- Bo podobno w głębi to oni są dobrzy.

 

tomczuk na pasku