W moim wieku zdarzają się już sytuacje, kiedy zapomina się po co w danym momencie zeszło się do piwnicy. W przypadku sklerotyka-optymisty to bynajmniej nie kłopot a realny zysk
Człowiek rozprostowuje zastałe kości i zamiast kompotu z okropnych mirabelek przytaskuje flaszeczkę aroniowego wina z owoców-marzenie, które przed dziesięcioma laty obrodziły, jak w szczenięcym śnie. W nieprzeholowanej dawce ów wyleżały napitek pozwala odlecieć do chwil, które nieodwołalnie już za nim. Bo im stajemy się starsi, tym wyraźniej widzimy przeszłość. A pewnie tak się dzieje przez to, że kurczy się nam przyszłość. Ludziom z bagażem życia łatwiej zatem mędrkować i wszystko dookoła prostować, ale spoko ? młodszych dziś oszczędzę.
Oderwałem się właśnie od telewizora po wysłuchaniu przemówienia premiera na konwencji partii przewodniej, będącej "nowym otwarciem" pod hasłem - "Przyszłość, Rozwój, Sukces". Jeśli nie zdziwiło mnie info, że nie ustaje budowa ojczyzny numer cztery, co z zapałem realizuje ?wymuszona? koalicja, która "działa wśród nieustannych ataków" wrogów wewnętrznych i zewnętrznych, to wciąż nadziwić się nie mogę, że autor wypowiadanych słów ma odwagę głosić swoje mądrości w świetle kamer i w biały dzień, nadużywając kompromitującej wymowy.
Ja ? wykształciuch ? nawet rozumiem czyjś patriotyczny zapał i bezkompromisowość w dochodzeniu do celu, ale za mongolskiego Pana Boga nie mogę pojąć, dlaczego doktor nauk prawnych, a więc człek wyedukowany, w niemalże każdym zdaniu sadzi następujące kwiatki: czwartom, muszom, chcom, som, zwartom, zrobiom. Który bladej i nijakiej minister Fotydze dziękuje, że "prowadzi nasze sprawy z wielkom konsekwencjom i wielkim samozaparciem".
Na to wszystko mój laptop, po wklepaniu weń premierowych słów, dostaje głupawki i całe kwestie podkreśla na czerwono. A może to wcale nie tępa maszyna i daje jakieś znaki? ? kombinuję. Bo może być, że premier operuje tajemnym, niezrozumiałym dla niezaangażowanych, kodem? Tylko, do licha, dlaczego ja się rumienię? Przecież nie od wlania w siebie kolejnej szklaneczki. A ze wstydu!
Z kolei wicepremier Dorn informatyzujący IV RP, słynący z łagodności i jak nikt lepiej rozumiejący mojego durnowatego kompa, apeluje do zebranych, by zechcieli: "przeciwników i rywali PiS zalać oceanem dobrej woli", tak aby wspólnie z PiS ciągnęli "ten rydwan". - Musimy przyjąć logikę (...), że ten, kto nie jest przeciwko nam - jest z nami ? oświadczył, nie Fidel Castro, a Ludwik Dorn.
Tylko kogo mamy ubrać w uprząż, chomąta i zapiąć w uzdy? ? pytam z nieśmiałością szaraczka. Rydwanu już nie pociągną najwybitniejsi językoznawcy - profesorowie: Witold Doroszewski i Zenon Klemensiewicz, z rozkazów boskich zza chmur przypatrujący się temu, co z polszczyzną wyprawiają najważniejsi Polacy. Może da się zaprząc prof. Jan Miodek, jeszcze wśród żywych (pod warunkiem, że słucha Kaczyńskich ze stoperami w uszach), człowiek zbliżony wzrostem do obu braci, co przecież koi kompleksy.
Zastanawiam się, kto w Brzegu ciągnie pisowski rydwan, może obecna w samorządzie grupka nauczycieli, których powinnością jest pielęgnowanie ojczystej mowy. Pewnie rumienią się na wspomnienie własnej młodości, kiedy w latach 60-tych, 70-tych i 80-tych defilowali z łopocącymi flagami - czcząc kolejne rocznice wyzwolenia i Święta Pracy. Niektórzy tak sprawnie formowali nas w karnych szeregach i przez megafony zagrzewali: Oto maszeruje ucząca się młodzież ? przyszłość socjalistycznej ojczyzny!
W miarę wchodzenia w lata wracają obrazy z przeszłości i wypełniają współczesność. Koszmarne déj? vu: nabite sale i owacje na stojąco - Gomułka, Gierek i artysta sprzed trzech dekad Andrzej Rosiewicz. A półsłodkie wino daje kopa i pobudza językową fantazję: mufta jak hceta ale rupta co musita.