niedziela, 24 listopada 2024

l.tomczukMieczysław F. Rakowski, znakomity, jak na czasy PRL-u, redaktor naczelny tygodnika Polityka skończył niechlubnie. Został mianowicie... politykiem.

 

Mimo to urazy doń nie żywię, ?zrehabilitował się" bowiem wyprowadzeniem sztandaru PZPR. Chwała mu. Tu uspokajam: nie przepoczwarzam się w archiwalnego mola i nie staję w szranki z pewnym nudziarzem, który w przebraniu felietonisty bałamuci czytelników, że jest nieumoczoną w mrokach przeszłości dziewicą. To krętacz wstydzący się przyznać, że na dnie szuflady trzyma dyplom ukończenia szkoły, której patronował Bolesław Bierut.

Ociupinę w historii pogrzebiemy, owszem, ale w imię teraźniejszości.

Na łamach organu prasowego pana burmistrza zakwitł brzydko pachnący kwiatek. Ni to felieton, ni odezwa, ot, prostacka połajanka. W stylu Albina Siwaka - sekretarza KC, wygłoszona na kolejnym Plenum Biura Politycznego PZPR. Połajanka o długaśnym tytule na tyle mocno odjechanym, że nie potrzeba zagłębiać się w treść, by zatrybić, co autor miał na myśli: ?Co by się stało gdyby radny Niesłuchowski oberwał od łobuzów, pod nie zaświeconą lampą?".

Już powyższa fraza pokazuje skalę gramatyczno-stylistycznego dramatu, jaki w tekście się rozgrywa. Jeśli dodamy niechujstwo ortograficzne i okropną edycję, rodzi się pytanie, czy wydawca wobec autora jest życzliwy? Skoro zdecydował się na publikację w takiej formie, bez jakichkolwiek korekt, skompromitował nie tylko siebie. Do tego akurat zdążył czytelników przyzwyczaić. Nie zważa na treść ani formę, ważne żeby dowalić. Z tego w głównej mierze składa się żerująca na naszych podatkach amatorska gazecina, której przyświeca jedno: podlizać się lokalnemu bonzie.

Wgłębienie się w połajankę sprokurowaną przeciwko koledze po mandacie bardzo szybko prowadzi na samo dno dialogu. Autor bezlitośnie morduje swoich wyborców miłością: "... wierzę, że mieszkańcy Brzegu - nasi Brzeżanie - są mądrymi i rozważnymi ludźmi" /pisownia oryginalna/. Że brzeżanie są mądrzy wierzę również, ale mam wątpliwości, czy przy kolejnych kampaniach wybierają mądrych polityków, którzy czegoś nie prześpią.

 

E. Bublewicz

 

Coś jeszcze w połajance powala na kolana. Odwołanie do ks. Józefa Tischnera, którego autor zna na pamięć. Prawie. Cóż, z pamięcią jest nietęgo, a wystarczyło przecież sięgnąć do źródeł, gdzie stoi wołami.

Góralska teoria poznania mówi, że są trzy prawdy: Świenta prowda, Tyż prowda i Gówno prowda.

Czy nonszalanckie zacytowanie księdza-filozofa legitymizuje mądrość autora połajanki o radnym, łobuzach i ciemnej lampie? Myślę, że wątpię.

Rozpocząłem wspomnieniem redaktora-premiera doby PRL - śp. MFR i na dziennikarzach chcę zakończyć. Przed laty w Brzeskim Zagłębiu Prasowym wydawano tabun gazet, m.in. Starą Gazetę Brzeską. Z racji fatalistycznego tytułu wiadomo było, że długo nie pociągnie. Na łamach ?Starej" gwiazdorzył zdolny do wszystkiego - apsik! - felietonista i zajmował się samorządową bieżączką. Dzisiaj całkowicie zapomniany, żaden z miłośników słowa pisanego po nim nie płacze i którego nigdy nie przypomnimy w Narodowym Czytaniu. Szlocham tylko ja, ma się rozumieć. Miałem kolegę po piórze, któremu trochę zazdrościłem. Czego? Wizji. Tak jest. Każdy tekst kończył podaniem tytułu dzieła, które napisze za tydzień! Genialny geniusz.

Brzeskie skowronki ćwierkają, że roztrwonił talent i poszedł w politykę, został radnym. Czas na rehabilitację i wyprowadzenie sztandaru.

 

tomczuk na pasku