piątek, 22 listopada 2024
thumb_yorkBo we mnie jest seks... ? dawno, dawno temu śpiewała (najprawdziwszą prawdę) Kalina Jędrusik. To stara historia i nie ma już wśród nas ani Kaliny ani współautora niezapomnianego hitu - Jeremiego Przybory. Według mnie robi się coraz smutniej, bo spośród żywych, wciąż i wciąż, odchodzą najlepsi

 


Wymienię kilkoro, których lubiłem i o których często myślę. Dokonuję wyboru subiektywnego, bez jakiegokolwiek klucza: Agnieszka Osiecka, Jonasz Kofta, Czesław Miłosz, Piotr Skrzynecki, Jacek Kuroń, Czesław Niemen, Stanisław Lem, Marek Grechuta...

Adam Krzemiński (Polityka) opłakując cesarza reportażu Ryszarda Kapuścińskiego napisał: Był nazywany Herodotem naszych czasów. Po jego śmierci jeszcze bardziej zimno i nieprzyjemnie robi się w IV Rzeczpospolitej. Po Miłoszu, Herbercie, Lemie, Karolu Wojtyle odszedł kolejny z Wielkich. Żegnaj, Ryśku, zostajemy sam na sam ze strażnikami narodowej rewolucji...

Od siebie dodałbym: zostajemy z chamami, bo głównie tacy są na świeczniku. Wystarczy otworzyć gazetę, włączyć telewizor, a tam - przepełnienie, tłok, tumult głupoty pomieszanej ze zwykłym draństwem. Czołowi brylownicy mediów, parafrazując Przyborę, ryczą na całe gardło: Bo we mnie jest zwierz!

Świeżo upieczony radny, którego odbierałem, jako kogoś rozsądnego i nieskłonnego do zachowań konfrontacyjnych, zdobywszy mandat pod sztandarem partii rządzącej - zapytany, jak się czuje mając za przywódców K2, facecików z nieustannie zaciśniętymi ustami i okropnie podejrzliwych ? odpowiedział: jestem tu i mam gdzieś warszawkę i zakichaną politykę. Wtórowała mu rozpromieniona małżonka, zgadzająca się z tak pojmowanym racjonalizmem.

Odkrywszy dwulicowość radnego, którego zaliczam do kasty wykształciuchów, poczułem się dość dziwnie. Okazało się bowiem, że koniecznie chciał się załapać do władzy, niejako wbrew sobie, kiedy na samym szczycie zasiadają, powątpiewający w ewolucjonizm i zamotani w seksafery, troglodyci. Filozofię rzeczonego polityka możnaby sprowadzić do kretyńskiego, ale zarazem chytrego zdania: A ja na nasz rząd dobrego słowa nie dam powiedzieć. Jaką politykę taki ktoś może uprawiać, jakim ideałom służyć? ? odpowiedzi na razie brak.

 

york

 

Otwieram ostatnie wydanie Panoramy, gdzie na pierwszej stronie produkuje się kolejny nowy radny, którego szczęśliwy numerek to 40, bo taką ma chmarę wyborców. Przykłada przewodniczącemu rady maczugą słów i bez znieczulenia. Nie wnikam czy ma rację (w meritum nie!), ale warto pyszałkowi wyperswadować, że jest po sztubacku niegrzeczny a przy okazji wypomnieć, że załapał się do RM psim swędem, na plecach lokomotywy wyborczej. Powie ktoś, że to zbójeckie prawo usankcjonowane w ordynacji wyborczej. OK, milczałbym, gdyby nie zdradziecka postawa politycznego zwierza.

Z kolei na portalu www.brzeg.com.pl, w wywodzie długaśnym niczym Jenisej wraz z dopływami, kolejny samorządowy żółtodziób broni siebie (bynajmniej nie współradnych), rozszarpując na strzępy dziennikarkę lokalnego tygodnika, która śmiała pognać wybrańców do roboty. Oddajmy głos atakującej zwierzynie: Delikatnie mówiąc czarnowidztwo jednej, oburzonej Pani jest fantasmagorią mającą na celu tylko i wyłącznie podkopanie ? ba! ? pozbawienie autorytetu  radnych i całej  Rady Miejskiej.

Niebywałe, jakbym czytał Trybunę Ludu lat 80-tych. - Jakiego autorytetu? ? pytam. Na szacunek trzeba harować latami, w ciszy i bez ekshibicjonizmu. Nie wystarczy obudzić się po sennej mrzonce z gotową receptą na udane życie: O nie, robić za elektryka to ciężko i niebezpiecznie jest ? idę w politykę bom mądrala, będę wystawiał cenzurki każdemu i w każdym temacie, niech mi czapkują.

Postscriptum.
Awansując marzeniami do V RP i ja zechciałem napiąć szpony. Staję w obronie Ryszarda Kapuścińskiego (nie byłem godzien strząsać podróżny pył z Jego butów), opluwanego pośmiertnie przez poniektórych nieudaczników. Oto notoryczny kandydat do politycznych żłobów, wódz kanapowej Unii Polityki Realnej, bloguje o Wielkim Zmarłym, że to agent SB. Skąd to wie? - ?po klace, jaką Mu urządziła lewicowa część klasy politycznej?. Cóż, hucpę politycznego dziwaka skwituję filozoficzną maksymą: Mój panie, na cóż tłumaczyć durniowi, że jest durniem. Przecież jego dureństwo na tym właśnie polega, że nie ma o nim pojęcia (Bernard le Bovier de Fontenelle).


tomczuk na pasku