piątek, 22 listopada 2024
l.tomczukNiedoskonałą pracę samorządu można częściowo tłumaczyć kiepskim wykształceniem i brakiem odrobiny talentu u ludzi zamujących się polityką.
Prawda jest brutalna. O mandaty społecznego zaufania walczą osoby zupełnie nie zważające na obciach w jakim uczestniczą. Do politycznej roboty pcha się - polecę klasykiem - przypadkowe towarzystwo.
 
Paru znajomych twierdzi, że powinienem wreszcie w wyborach wystartować i zadać bobu wszystkim obśmiewanym. W takich sytuacjach obnażam skrywaną słabość. Do polityki nie pcham się ze wstydu: nie miałbym wyborcom nic do zaproponowania. Jakoś nie widzę się na niekończących się posiedzeniach (bo zaziewałbym się z nudów) i nie umiałbym układać się z politycznymi koteriami (bo spaliłbym się ze wstydu do reszty). Trzeba by było przecież kadzić komuś tylko dlatego, że zaproponował ciepłą synekurę, np. wiceprzewodniczącego z dostępem do mikrofonu i inkasującego parę stówek więcej od radnych grzejących ławy opozycji. Na przykładzie brzeskich elit jestem w stanie wskazać parę osób, które podobnych dylematów nie mają. Zawiesiwszy na kołku ideologiczne przekonania odgrywają polityczny kabaret.

Skoro zboczyliśmy do kabaretu warto pochylić się nad Janem Pietrzakiem, zasłużonym patriocie prawicy, którego kariera zapikowała w dobie wczesnego Gierka. Potem było już mniej śmiesznie. Świat pana Janka zawalił się wraz z krachem komunizmu i nastaniem "wymarzonego" kapitalizmu. Wtedy ów artysta podjął decyzję o kandydowaniu na urząd prezydenta RP. Powie ktoś, że kabareciarz Pietrzak wystartował dla jaj. A to mylny błąd. Autor ponadczasowego songu "Żeby Polska była Polską" nie może robić za trefnisia. Prezydentem pragnął zostać z całego serca, tylko przypadkowe społeczeństwo zagłosowało nieprzypadkowo. W kontekście historycznym taka kandydatura jawi się groteskowo, a niczego nieodpuszczający Pietrzak w grotesce ugrzązł na zawsze.

Ukoronowaniem osobliwej kariery jest honor Człowieka Roku 2012 nadany przez Tygodnik Solidarność. Laureat Jan Pietrzak monologizuje: "Zbierzmy się, huknijmy, tupnijmy i zmieniajmy Polskę na lepsze. Zobowiązuje nas do tego hasło Wolnych Polaków: Bóg Honor Ojczyzna!". Dodaje coś jeszcze: "Namawiam, żebyśmy następny rok traktowali jako rok wielkiej szansy". Dramatycznie zwietrzały dowcipniś, dziadzia "bezdomnego kabaretu" wzywa lud na barykady, strasząc przy okazji Ruskiem i Niemcem. Ot, pietrzakowy dowcip, w którym zabrakło mądrości Charliego Chaplina: Ci, co rozśmieszają ludzi są cenniejsi od tych, którzy każą im płakać.

W siwej głowie pana Janka nie mieści się, że w międzyczasie wyrosły zastępy śmieszniejszych odeń Polaków, choćby wschodząca gwiazda Stand-up'u Abelard Giza, nie zapominając o zabawnym Ani Mru-Mru, czy Kabarecie Moralnego Niepokoju. Dzisiaj karty rozdają wnuki pana Janka, a ze zbliżonego pokolenia dają radę wciąż zabawni - Maria Czubaszek oraz Andrzej Poniedzielski z Arturem Andrusem. Pietrzakowy talent już dawno powinno się złożyć w Mauzoleum Politruckiej Satyry.

Przybijmy jednak do mariny przy naszym Brzegu. Jako widz czuję się tutaj niczym na spektaklu tworzonym przez mocno zgranych aktorów. Posiwieli, obwisły im podbródki i widowiskowo są atrakcyjni inaczej. Wiem, wiem - polityczne teatrum nie powinno być śmieszne. Do śmiechu potrzebny jest dystans. Dowcipnym jest ten, kto potrafi śmiać się sam z siebie. Bo brak poczucia humoru nie zawsze jest dowodem powagi - powiedział Antoni Słonimski. Brzescy aktorzy są tragikomiczni. I lepiej nie zagłębiajmy się w ich artyzmie. Możemy zasmucić się na śmierć.
rezyser

Z roli wielkiego aktora brzeskiej polityki wyrósł nasz burmistrz i działa ostatnio jako... reżyser.  Ale to normalne, po latach gwiazdorzenia znudził się scenicznymi dechami i zapragnął reżyserować. Najzwyczajniej chce wszystkim rządzić. Zgraję aktorów, czyli radnych, uznaje za beztalencia, a w jednostkowych przypadkach nieoszlifowane diamenty. Niczym bohater "Psów" Pasikowskiego leci kultową frazą: "Nie chce mi się z wami gadać" i pisze... list za listem.  Ustawia towarzystwo aż miło i wychodzi z tego niezły kabaret.

Swego czasu na tej witrynie objawiliśmy światu niepospolite kwalifikacje reż. Wojciecha Huczyńskiego. To cichy doktor nauk, który tytułem w ogóle się nie chwali. Jestem przekonany, że zaszczytny stołek zdobył właśnie dlatego, że konkurenta przewyższał kwalifikacjami. Myślę, że na doktoracie nie powinien spocząć. Osiągnął niemało i czas na habilitację. Pojawiła się w tym względzie jaskółka nadziei. Pewnie nie spostrzegliście, przywołam więc notkę z Gazety Wyborczej.

Prof. Ryszard Knosala, z Politechniki Opolskiej, został członkiem Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów Naukowych. Ogólnopolskie wybory do tego elitarnego grona odbyły się pod koniec minionego roku.
 
- Zwykle wybory te wygrywają profesorowie z dużych ośrodków akademickich. Tym razem i ja dołączyłem do tej grupy, naukowiec z - było nie było - mniejszego ośrodka akademickiego - mówi prof. Knosala.

Znalazł się on w gronie osób mających opiniować decyzje o stopniach naukowych w naukach technicznych, dyscyplina inżynieria produkcji. Cały tekst: KLIKNIJ

A co to ma wspólnego z brzeskim reżyserem? - zapytacie. Prof. Ryszard Knosala to nasz senator, który otrzymał swego czasu list otwarty od odmawiającego mu lokum burmistrza, który teraz mógłby się zrehabilitować. Jak? Wystarczy przeprosić za okazany przez doktorka tupet i przystąpić do ewentualnej habilitacji. Pan senator prof. Ryszard Knosala to z pewnością ludzki naukowiec. I kto wie - może nawet lubi kabaret.

tomczuk na pasku