środa, 24 kwietnia 2024
lt_deszczPolitycy, a pośród nimi wszelakiej maści samorządowcy, zaraz po zdobyciu mandatu społecznego zaufania popadają w swoisty stan ducha i umysłu, jakiś letarg. Niewiele czasu potrzeba by całkowicie zerwali z elektoratem. Jeśli któremuś poszczęści się po raz kolejny zostać wybranym stan ów przybiera nowy, o wiele dramatyczniejszy wymiar. Obserwując zjawisko z boku odnoszę wrażenie, że wybrańcy dostąpili... wniebowstąpienia.

 

Może ktoś jeszcze pamięta obraz Andrzeja Kondratiuka "Wniebowzięci". To tytuł refleksyjnego filmu o dwóch prostych mężczyznach, którzy wygrali sporą sumę w totolotka. Niespodziewane szczęście postanowili przelatać samolotami, i to dosłownie. Z Warszawy do Koszalina (akurat zabrakło miejsc na samolot do Gdańska), potem do Rzeszowa i Krakowa i w końcu na Wybrzeże do Sopotu, gdzie na plaży przed Grand Hotelem skończyła się kasa. W przestworzach poczuli się niczym w niebie: podrywają dziewczyny i lądują tylko na chwilę, by odwiedzić kolegę z wojska z którym, jak się okazuje, po latach nie ma już o czym gadać. Pieniądze zaczarowują i pozwalają na moment stać się kimś innym, niż byli dotychczas. Niestety, spełnione marzenie nie czyni ich szczęśliwszymi. Sam tytuł okazuje się przekorny, bo ani Lutek (Jan Himilsbach), ani Arkaszka (Zdzisław Maklakiewicz) bynajmniej nie czują, że dzięki pieniądzom trafili do nieba.

Zupełnie inaczej jest z naszymi wybrańcami. Po wyborze ich majestat staje się jeszcze majestatyczniejszy. Oto wybraniec, który miesiąc w miesiąc będzie inkasować żołd pobierany z kont podatników. Wystarczy, że wtopi się w jakiś układ, zniknie na cztery lata i spokojnie zarobi - nie kiwajmy się - za nic, albo zupełnie niewielkim wysiłkiem, okrągłą sumkę. Nawet w przypadku prowincjonalnego radnego jest to kwota niebagatelna. Ot, starczy na nieskromny samochód z klimatyzacją i paroma bajerami. Dołoży dobra teściowa i można pokusić się na full wypas.

Niech radni brzescy obrażają się i nie zgadzają z powyższą logiką, fakty są jednak bezlitosne. Jedna kadencja to 50 000 zł niewyjętych. Bynajmniej nie uważam, że ma być tak, jak za komuny, kiedy rajcowie pracowali "społecznie" i regularnej kasy nie dostawali. Korzystali za to z innych przywilejów, o których dzisiaj nie czas wspominać. Fakt faktem, że większość "za durno" inkasuje diety i ma gdzieś przedwyborcze obietnice.

Na obu szczeblach samorządu mamy blisko 50 radnych i - pytam - ilu z nich daje oznaki politycznego ożywienia? Jeśli już któryś się wychyli, na co się naraża? Medialny sługa Huczyńskiego obsobaczy go i obśmieje, wyzwie od tumanów, debili, nieuków (taka perwersja), nieudaczników, szkodników i pospolitych drani. Radni przykucnięci, w mysiej norze schowani, niemowy, potakiwacze i typowe pieski kiwające grzecznie główkami (dawniej w syrenkach, teraz na tylnej półce mercedesa) mogą czuć się komfortowo. Tzw. "piarowiec" z Reja ich nie ruszy, mało tego: pochwali za konstruktywną postawę.

Jak to idzie skomentować? Cwane chamidło manipuluje wystraszonymi trusiami.

Żyjemy w mieście liczącym blisko 40 tys. dusz i niech nasi wybrańcy sobie nie pomyślą, że w tej grupie brakuje ludzi myślących, którzy nie godzą się na tryumfujące draństwo. Spolegliwy elektorat zahukany przez komunę powoli odchodzi w cień. Wyrosło nowe pokolenie, które za darmo wybierać już nie będzie. Kochani, uwierzcie, mamy prawo od was wymagać! Skończył się etos walki, zaczęła się metodyczna robota samorządowa. A my - wyborcy - oczekujemy aktywności, chcemy rozumieć wszystkie wasze posunięcia. Nie interesuje nas partyjna dyscyplina, której hołdujecie, a niezakłamane zaangażowanie w rozwój brzeskiego dobrobytu. A jak o tym mamy się dowiedzieć, kiedy ogromna większość milczy i publicznie nie prezentuje poglądów? Dla rasowego polityka kampania wyborcza nigdy się nie kończy. W naszym mieście jest inaczej. Nazajutrz po podliczeniu głosów - my, nieutuleni w żalu wyborcy - was tracimy. Na długie cztery lata!

Obserwuję brzeską arenę polityczną z pozycji Internetu i co stwierdzam? Poza radnym Bartłomiejem Tyczyńskim oraz Krzysztofem Puszczewiczem nikt nie prowadzi własnej witryny. Ostatnio do nich dołączył najmłodszy radny Wojtek Komarzyński i chwała mu za to. Nie wnikam w treści prezentowane przez wymienionych samorządowców, może kiedyś pokuszę się o jakąś analizę. To najmobilniejsi z radnych. W każdym momencie mogę liczyć na kontakt i odzew. Pomijam profile prowadzone na portalach społecznościowych typu Facebook czy Twitter. Wszak to niezbyt poważne formy komunikacji z wyborcami. Ale na dobrą sprawę nawet tam naszych radnych spotkać nie idzie. Dlaczego uczepiłem się tej sieci? - zapytacie. A jak mam badać puls Małej Ojczyzny w obcym świecie? Internet wszak jest wszechobecny.

Dzisiaj napisałem o wniebowziętych, a już niebawem zajmiemy się niezastąpionymi, których trawi omnipotencja.


tomczuk na pasku