środa, 24 kwietnia 2024
thumb_mig1Pamięta ktoś jeszcze co oznacza skrót TPPR? Uważam, że temat wart jest odgrzania. Dlaczego? Na poczekaniu znajduję kilka powodów.

 

 

Po pierwsze: w kraju na rzeką Wisłą nie wymarli jeszcze Polacy tęskniący za dawnymi czasy, za przyjaźnią polsko-radziecką, za wymianą grup w ramach tzw. "pociągów przyjaźni", za zawsze udanymi akademiami ku czci, za dniami radzieckiej kultury, techniki, książki, filmu a także fani festiwalu piosenki radzieckiej (dla amatorów ? skąd wiem? ? też uczestniczyłem!). I nie ma co rechotać - wszak do lat osiemdziesiątych TPPR liczyło ok. 3 miliony członków, głównie poprzez masowe zapisywanie uczniów i pracowników przedsiębiorstw i instytucji państwowych.


Powodem drugim dla którego tepepeer odkurzam jest remake starej nazwy i jej kariera w dziennikarskim obiegu. Skrót TPPR bywa rozwijany, jako Towarzystwo Publicystów Popierających Rząd. Różnica - zauważmy - jest kolosalna, towarzystwem nie zawiadują (z przyczyn biologiczno-dziejowych) goście tacy, jak Cyrankiewicz czy Żukrowski. Za aktyw TPPR IV RP robią dziś publicyści naprawdę wybitni: Piotr Semka, Piotr Zaremba i Rafał Ziemkiewicz.

I bądźmy sprawiedliwi ? są to mistrzowie pióra i argumentu, zdecydowanie wyróżniający się na tle pismackiej rodziny. I żeby ktoś mi nie zarzucił złośliwości od razu podkreślam, że publicystyka wyżej wymienionych nie mieści się w konwencji produkcyjniaków z wielkonakładowych i darmowych pism typu ?Kraj Rad? albo ?Przyjaźń?, wydawanych na papierze śliskim i niezniszczalnym, niczym współczesna ?Gala?. Ich wyróżnik to autentyczne zaangażowanie w usprawiedliwianiu odlotowych pomysłów rządzących, którym jawnie sprzyjają i wybaczają kompromitujące gafy.


A teraz najważniejszy powód dla którego wyskoczyłem z tym TPPR. Nie wychodzi nam z Niemcami, kiepsko idzie z Anglikami, szczególnie z tamtejszymi dziennikarzami przekręcającymi wypowiedzi prezydenta i premiera, które wciąż i wciąż trzeba odkłamywać. O Francuzach żal wspominać, nie dość, że nienawidzą polskiego hydraulika, to ten kraj jest symbolem miłości francuskiej, no i te ich żaby.
mig1

 

Nawet romans z USA wydał średnio udany owoc, supernowoczesny nielot (F-16 cud techniki leciał tydzień z Ameryki), jastrząbek niedawno ochrzczony w Krzesinach. Z wypiekami powitany przez władze a gwizdami przez ekologów i wrogo przez ludzi mających domy nieopodal pasów startowych. Na dokładkę okazało się, że litewski właściciel jeleniogórskiej Jelfy okazał się skrytobójcą polskich alergików, którym popodmieniał ampułki z Corhydronem.

Dookoła mamy więc wrogów i nieobliczalnego Łukaszenkę. I jak tu żyć? Jeżeli jesteśmy skonfliktowani z sąsiadami jedyna nadzieja w TPPR nowej generacji, czyli w Towarzystwie Przyjaźni Polsko Rosyjskiej. Zapaliłem się do tego projektu eksperymentując na sobie, po przejechaniu wzdłuż, tam i z powrotem, Rosji i poznaniu mnóstwa wspaniałych i przyjaźnie usposobionych Rosjan, z którymi naprawdę idzie się dogadać. Nawet bez wódki.

Byłoby super gdyby przywódcy reprezentujący mój kraj, województwo, powiat, gminę i miasto, w tym świeżo wybrani radni, nie wyrażali się bełkotliwie i pokrętnie, a na tyle jasno, by dziennikarze rozumieli ich i nie musieli objaśniać, uzasadniać, argumentować, dochodzić sedna, spolszczać i tłumaczyć co autor miał na myśli. Niech czarne znaczy czarne, a białe białe. Może i felietoniści wreszcie odpoczną. Jeśli chodzi o mnie z radością przystąpię do TPPR ? Towarzystwa Publicystów Popierających Rządzących.

Teraz, kiedy już znam wyniki wyborów i wiem, że mandaty zdobyli najlepsi z najlepszych, 47 tysięcy najpracowitszych i najuczciwszych radnych, wyłuskanych z ogromnych płacht wyborczych ? wierzę, że wreszcie odmieni się podła rzeczywistość. Najwspanialsi i najwybitniejsi zluzują dotychczasowych nieudaczników i - co tu kryć - nierobów za darmo inkasujących diety. Powtarzam: w nowiutkiej, powyborczej Polsce chcę zostać aktywistą TPPR!

Już dzisiaj pokażę ile potrafię. Oto rozsławiam imię świeżo upieczonego wójta Andrzeja Pulita, któremu po staropolsku dziękuję: Bóg zapłać. Dokładam dziękczynności po niemiecku ? dankeszejn, po angielsku ? sękju i po francusku ? mersi. No i oczywiście w moich ukochanych językach: po rosyjsku ? spasiba i po mongolsku ? bajarlalaa. Za co tak czapkuję? Za niemałe zasługi w demontażu pasów startowych na awiabazie. Już wiem, że to dzięki Niemu w Skarbimierzu nigdy nie wyląduje śmiercionośny jastrząb i nie zakłóci świętego spokoju, jak to niegdyś czyniły maszyny typu MiG-21, strzegące z nieba przyjaźni polsko-radzieckiej.


Leszek Tomczuk

tomczuk na pasku