Popełniając dwa teksty pod hasłem TPPR zastawiłem pułapkę na gwiazdę felietonistyki (tu bez ironii) Brzeskiego Zagłębia Prasowego Marcina Barcickiego. Wnyki zadziałały. Orzeł, a może raczej mąż kuropatwy, wpadł w potrzask i cichutko popiskuje.
Jestem anty myśliwym, co wynika z niechęci do wczesnoporannego czajenia się po lasach, dlatego kolegę po piórze oswobodzę. Zwłaszcza, że mamy czas zmartwychwstania, a ja przecież nie zamierzałem nikogo kamienować. Szczególnie ostatniego w Brzegu felietonistę, którego szanuję i w którym upatruję resztek nadziei. Ktoś w tym mieście musi felietonowe zagony uprawiać, nieprawdaż?
Mój wytyk był prosty, jak bazowy drąg od cepa. Adresat tekstu odpowiedział niezrozumiale, a upubliczniony wywód przypomina pokrętne kichy baranie (kto owe wnętrzności widział - metaforę zrozumie).
Powtórzmy więc pytania. Dlaczego w gromadzkim tygodniku odchodzi nawalanka w "Peło" i w "Donka"? Na chwałę którego Pana Boga łamy opłacane przez lokalnych bonzów robią za ambonę do opluwania Kościoła? Dlaczego Organ Huczyńskiego tydzień w tydzień drukuje brednie o "smoleńskim mordzie", będące w istocie przedrukami cudzych majaczeń pisanych żółcią? Czy cotygodniowe POpisywanie się (wielkie PO to felietonowe jaja) obok rzołnieża (korekto - sorry) maszerującego "Drogami do Wolności" zahacza o dumę? A współdzielenie łamów z maniakalnym pleplonistą, to nie przyczynek do dyshonoru?
Po co komu napierniczanie w partię rządzącą, jeśli na barykadach siedzą hardzi Wildstein z Ziemkiewiczem i rozhisteryzowani Warzecha z Semką? To odbieranie chleba zdolnym do wszystkiego kolegom.
Do licha! Na miejskim bruku leżą gorące tematy!
Pan mąż kuropatwy odpisnął, że bohatersko nie godził się na niektóre durne pomysły lokalnych decydentów. Zgoda. I to ma być alibi do nawalanki w Donalda Tuska, ha! Dlaczego nigdy nie odniósł się do brzeskiej hydry politycznej o nazwie PiSLD? Kocha potwornego potworka?!
Oczywiście wiem, że i bywają lokalne rodzynki: kserokopiarka, skany podpisów i szwarccharakter Krzysztof Puszczewicz. Pragnę coś przyuważyć. Ten ostatni jest całkowicie poza decyzyjny. Naprawdę. Warto to zakodować. Nie sprawuje żadnych urzędów, ma przy tym świadomość, że niejako na własne życzenie. Człowiek ów niczego już nie musi, a że rządzącym wyciąga brzydko pachnące smaczki? Jego wola i zarazem wilcze prawo. Właśnie tu, panie powiatowy felietonisto, odłogiem leży ugór do zaorania. Czas zostawić wyblakłe podpisy najważniejszych ludzi w Polsce, bo to już sądownie rozsądzona nuda.
Najwyższa pora kochany Marcinie zacumować jachtem przy Marinie. Zamiast szarpania za księżowskie sutanny lepiej zagrzewać rządzących do karczowania jamy po czymś, co kiedyś było amfiteatrem. Warto zacząć lamentować nad w ogóle niewykorzystywanym stadionem - monstrualną wtopą lokalnej władzy.
Na razie dość, mógłbym tematami zapładniać do następnej Wielkanocy. Szanowny pan sprytnie manewruje pomiędzy walającymi się kostkami ulicy Reja zanosząc co tydzień do redakcyjnej kanciapy te swoje, jak był pan łaskaw nazwać, wypociny.
Zakończę po partyjniacku. Nazwanie niżej podpisanego POważnym Recenzentem przypomina sławetny strzał w policzek. Trochę huku i niewiele dymu. Z PO sympatyzuję, owszem, no bo z kim w tym kraju można się zakolegować, z Leszkiem Millerem? O Święty Oleksy!
Coś nas mocno różni. Nigdy nie zapisałem się do jakiejkolwiek partii politycznej, nie startowałem w wyborach, pan wspina się po partyjnej drabinie. Powiatowy sekretarz nie może być zarazem odlotowym felietonistą. Marnotrawstwo talentu. Amen.