czyli zdemaskowanie Układu
Kampania wyborcza ruszyła na dobre. Termin zbiega się z akcją bliźniaczą (bynajmniej to nie polityczna aluzja a żart, żenujący - przyznaję), kampanią buraczaną, która dla ludzkości jest równie ważna, tym bardziej, że z wyborami jest ściśle związana. Wydawałoby się, że obie kampanie wszystko różni a kojarzenie ich to nieporozumienie. Nic bardziej mylnego, a twierdzę tak nie dlatego, że felieton jest wyluzowanym gatunkiem dziennikarskim, w którym zamiast racjonalnych argumentów można prezentować skrajnie subiektywne, ocierające się o fantasmagorie, sądy.
Łatwo udowodnię, że kampania wyborcza i kampania buraczana to w zasadzie to samo. Tu i tam rozchodzi się o słodkość. Tam i tu nie ma profesjonalistów a amatorzy. Przesadziłem. Jednak na kombajn buraczany trzeba mieć jakieś papiery, na radnego nie potrzeba nic. - Co mamy z buraków? - wiadomo. - A co oferują kandydaci do przeróżnych rad municypalnych, powiatowych i wojewódzkich? - Samą słodycz! Słodycz słodszą od supersłodkiego produktu słodkiej pani prezes Cecylii - Wyśmienitej Chałwy Brzeskiej.
Wszystkie gazety mają teraz żniwa. - Żyć nie umierać - uśmiechając się tajemniczo, zaklinają rzeczywistość redakcyjni koledzy. Naczelna Panoramy chodzi z miną uroczystą, by nie rzec - wyniosłą. Teraz już wszystko rozumiem. To rasowa kobieta i jak każda przedstawicielka płci pięknej, uwielbia słodkości i bynajmniej nie mam na myśli idącego w biodra (!) sztandarowego produktu brzeskich Cukierków a coś jeszcze słodszego - mianowicie walory pieniężne, po góralsku: dutki, koniecznie w dużych ilościach, za które można nabyć nie tylko tonę wyrobów p. Cecylii, ale i... perły. Wiadomo jak dzisiaj jest - większość gazet pędzi w piętkę: redukcje, ocieranie się o niewypłacalność, ciągłe liczenie grosza. Wyborcze żniwa wnoszą umiarkowany optymizm i jeśli nie od razu bogactwo, to są szansą na odbicie się od dna.
Rozumiejący potęgę prasy kandydaci na radnych walą do redakcji z reklamą towaru najcenniejszego, czyli samych siebie i zabiegają o jak najlepszą ekspozycję. A to kosztuje. Pojawiły się więc na łamach gazet uśmiechnięte lica tych, którzy chcą przejść na służbę całemu Narodowi Polskiemu (cytat z ex posła brzeskiego - Wybory 2001). Każdy zadba o to, żebyśmy byli naprawdę szczęśliwi. Wystarczy, że na nich zagłosujemy.
W kampanijnym okresie i ja ożywam, znowuż coś znaczę, znowuż sporo ode mnie zależy, znowuż ktoś do mnie się uśmiecha. Mam moc i potęgę, ów jeden jedyny głos, który komuś mogę dać. (Jeśli tylko pójdę do wyborów.).
Po przejrzeniu list z kandydatami naszła mnie refleksja: oto sami swoi. - Kto startuje do rad? - Ciocia Krysia, co dobry sernik robi; kolega Tadek całe życie kontestujący przełożonych i uważający wszystkich za głupszych od siebie; wujek Krzysiek specjalista od wina domowej roboty; bezrobotny Darek, ten od rudej sąsiadki, która ma dwóch kochanków; dobra pani doktór od L4; kolega Michałka mający licencjat z marketingu i zarządzania; stary znajomy Zuzki, co kiedyś miała kiosk na hali; najprzystojniejszy w szkole wuefista, który musi podreperować domowy budżet i wielu, wielu im podobnych. Paru osób zabrakło, ot, choćby Stanisławy H., która schudła mocno dzięki cud-diecie.
- Co u licha? - Dlaczego na listach wyborczych nie ma mnie? - pytam retorycznie. - Może nie pasuję do towarzystwa? Może jestem za mało reprezentacyjny? Gdzież tam, reprezentuję tę samą masę, zlewam się z ogółem i spokojnie mógłbym zastartować. Tym bardziej, że mam sławne nazwisko, trochę gazetowe, ale zawsze nazwisko. I do tego wszystkiego przyrządzam wspaniałe (mniam, mniam) spaghetti. Na maxa spełniam więc kryteria by dzierżyć mandat radnego!
Hmm... chyba już nic z tego, listy poumawiane i przez sztaby zaklepane. Nawet rezolutna posłanka Samoobrony Danuta H. zadbała o właściwe rozstawienie ludzi bliskich sobie. „Genealogiczne drzewko wyborcze" rodu Hojarskich upubliczniła niedawno Gazeta Wyborcza. Gdyby szefowa Panoramy podzieliła się chałwą mógłbym sporządzić powiatowy wykres koligacji i uwarunkowań koleżeńsko-familijnych, czyli ujawnić
UKŁAD, szarą sieć powiązań. Materiał ów, jako news możnaby wydrukować na pierwszej stronie i zadedykować miłośnikom IV RP. A zresztą po co - wystarczy poczytać listy wyborcze w takiej formie, jak lecą i wszystko wiadomo. Kto z kim, dlaczego i za ile.
Leszek Tomczuk