sobota, 20 kwietnia 2024
caluje_berlusconiZgodnie z powszechną tendencją zanurzę się dzisiaj w przeszłości i sięgnę do własnego archiwum. Parę lat temu na łamach „Kuriera Brzeskiego” opublikowałem felieton o całowaniu cudzych rąk. Odgrzewam temat sprowokowany przez osoby publiczne, wyróżniające się zaciśniętymi z nienawiści ustami, które przy byle okazji lądują na kobiecych dłoniach.
Kamery to rejestrują a wrogowie (tych ludzi otaczają wyłącznie wrogowie) mają zabawę po pachy, bo któż może zagwarantować, że obcałowywana dama nie miała pradziadka, który nosił onuce Wehrmachtu albo – o zgrozo – całowana dłoń nie składała podpisu kwitującego wynagrodzenie za jakiś donosik?

Chyba nie jestem dobrym Polakiem. Wątpliwości takie nachodzą mnie coraz częściej. Bo cóż ze mnie za Polak, człowiek musowo wylewny, który nie całuje kobiecych rąk? Nie unikam co prawda dłoni żoninych, ale to wyjątek, a zresztą ograniczanie w takim przypadku pocałunku tylko do tej części ciała, a zapominanie o pozostałych, to przecież granda. A więc w tym konkretnym przypadku całuję ile wlezie, nawet nie zmuszany. Zdecydowanie nie muskam ustami kończyn pań, z którymi spotykam się w sytuacjach codziennych. Nie czynię tego z czystej (dosłownie) zasady. Dotyczy to dam, poza wspomnianą żoną, absolutnie wszystkich, nawet tej - przez wszystkich chłopów wymarzonej - dobrej kobiety z dużym biustem.

caluje_berlusconi

W polskich biurach czymś zwyczajnym jest, że dżentelmeni obcmokowują rączki swoich koleżanek, nie wyłączając tych nie lubianych. Zajmuję się ową błahostką z dwóch powodów. Po pierwsze - kobiety mnie otaczające (przypominam: przez niżej podpisanego niepoślinione) szczerze nienawidzą samczego profanum vulgus; po wtóre - to wcale nie jest, do licha, jakaś błahostka.

Narażę się szefom byłym, obecnym i przyszłym, którzy swoje urzędowanie rozpoczynają od zaznaczenia terytorium na dłoni osobistej sekretarki. Czynią tak niepomni, że w Ameryce akt ów odczytany byłby jednoznacznie: boss ostro molestuje a to śmierdzi kryminałem. Tylko ktoś nierozgarnięty zostawia na kobiecej dłoni ten niepodrabialny ślad genetyczny będący, w razie czego, koronnym dowodem seksualnego molestowania. Wyzwolona Amerykanka tylko na to czeka. Szef - cmok a ona łapkę w celofan i chodu na policję zabezpieczać dowody. U nas przeciwnie - ludzkie zeń panisko, podwładną bardzo szanuje, choć - już za moment - wozi się po niej ile wlezie, mobbinguje aż drzazgi lecą.
Polskie kobiety nie protestują, niektóre są wręcz szczęśliwe i czują się uhonorowane. Najbardziej spektakularne akty możemy zobaczyć niemal codziennie w telewizorze. Niektórym osobom publicznym można nawet zazdrościć, choćby praktycznego wzrostu (wrogowie dodaliby – wzrostu nikczemnego). Ich usta znajdują się na poziomie obcałowywanych dłoni i może dlatego tak łatwo im to robić. Jest – nomen omen – poręcznie.

Wiem, że wyważam otwarte drzwi. Przede mną zasady savoir-vivre’u opisali bieglejsi w temacie, ot choćby Jan Kamyczek z dawnego „Przekroju”, całkowicie dzisiaj zapomniany. W prasie śliskiej i bardzo kolorowej roi się od nauk, porad i cudownych recept. Dzięki ich lekturze można pozbyć się nie tylko brodawek i łupieżu, ale i romantycznie stracić dziewictwo. Gazeta nauczy nafaszerować bakłażana i udrapować firankę. Jakiś tygodnik przekonał mnie nawet, że mając obie nogi w gipsie mam szansę w „Tańcu z gwiazdami”, wystarczy, że będę chciał chcieć. Nigdy zaś nie przeczytałem, czy całowanie cudzych rąk to akt higieniczny i zdrowy.

Bynajmniej ten felieton nie został napisany z inspiracji Kazimiery Szczuki, której w rękę lepiej nie całować bo odpłaci, natychmiast i widowiskowo, tym samym. Intencję miałem równie szczerą, jak walczący u podstaw doktor Judym, pragnący likwidacji malarycznych ognisk. Jeśli zdaniem miłośników całowania trochę przeholowałem - kończę tą samą co kiedyś konstatacją. Marzę, by właściciele kosmatych łapsk nie wyciągali ich na widok każdej kobiety, niech czekają aż ona pierwsza wykona przyzwalający gest. Tyle.

lt.tablica

tomczuk na pasku