W ludzkim języku, także w polskim, znajdziemy słowa magiczne. Słowa klucze, słowa wytrychy. Słowa takie niewiele kosztują a jakżeż ułatwiają życie.
W ostatnim czasie karierę robi słówko "przepraszam". Istnieje niemała grupa obrażonych, których trzeba przeprosić i cały tabun typków, którzy są im to winni. W skrajnych przypadkach przeprosiny bywają wymuszone przez trybunały. Strasznie, a w zasadzie tragikomicznie, wygląda gościu dowodzący partią mającą w nazwie prawo i sprawiedliwość, który po "zaordynowaniu" przez sąd przeprosin, ustami chamowatych przybocznych zapewnia, że wyroku nie wykona. Dlaczego? Bo - oczywiście w domyśle (u nich niedopowiedzenia i właśnie domysły to zwyczajna zwyczajność) - orzekał sędzia stojący tam, gdzie stało ZOMO. I nie ważne, że prawnik ów w czasie komuny moczył jeszcze pieluchy, a ponure czasy zna z opowieści dziadziusia, który z kolei z Wehrmachtem ma tyle wspólnego, że nienaganność umundurowania niemieckich żołnierzy podziwiał w serialu "Stawka większa niż życie".
Wytrenowane na PlayStation chamusie, już po paru godzinach, bez zmrużenia okiem wychwalają zaawansowany wiekowo skład sędziowski, którego rozstrzygnięcie w innej sprawie jest im na rękę, tym wszystkim aparatczykom żyjącym na koszt podatnika. Osobiście mam w nosie butnych cwaniaków i brzydzę się ich ewentualnymi przeprosinami. A fe! - Jeżeli w autobusie obrzyga nas pijak, czy w ten sposób nas obrazi? Nie, on tylko nas obrzygał! - powiedział klasyk. W ogromnej masie politycy są właśnie takimi "rzygusiami", jegomościami pozbawionymi czynności honorowych.
Wszystko komplikuje się kiedy przepraszać musi człowiek ponad normę wrażliwy, ktoś, kto "ze słów żyje" i przez to powinien znać moc ich rażenia. Zaczyna być dziwnie w przypadku uznanego twórcy, emerytowanego profesora PAN, wybijającego się poety. Oczywiście chodzi o Jarosława Marka Rymkiewicza, który ma przeprosić wydawcę "Gazety Wyborczej" za krzywdzące słowa, m.in. że redaktorzy nienawidzą Polski i chrześcijaństwa jako "duchowi spadkobiercy Komunistycznej Partii Polski". Cóż, dla mnie to prymitywne kalumnie, godne nawiedzonego pieniacza, a nie wrażliwca umiejącego cyzelować słowa.
Już sam fakt zawleczenia poety przed oblicze Temidy stanowi kuriozum. A te 5 tys. zł zadośćuczynienia na ośrodek dla ociemniałych w Laskach to wręcz horrendum. Oto dobiegający ósmego krzyżyka starzec dostaje po... łapach! Zamiast zaczarowywać w poetyckich strofach ostatnie wschody słońca, jakie dobry Pan Bóg mu ofiarowuje, dziadunio zabawia się w sądowym teatrze w aktora odgrywającego życiową rolę. Smutny i żałosny spektakl.
Oczywiście po obu stronach procesu znajdą się fanatyczni zwolennicy i będą do bólu (niektórzy "do bulu") uzasadniać czyja jest racja. Po stronie "człowieka, którego życiowy dorobek powinien być dumą dla każdego Polaka" podpisali się m.in.: Jan Pospieszalski, Rafał Ziemkiewicz, Dorota Kania, Ewa Stankiewicz, Grzegorz Braun, Bronisław Wildstein. I proszę mnie nie pytać, czy takie autorytety oraz ich twórczy (nie)dorobek poecie nie zaszkodzą...
Nie jestem za zamykaniem ust komukolwiek, zwłaszcza poetom. Wolałbym jednak by wszyscy ważyli słowa. Tylko pomyślmy: zamiast sądowego cyrku wystarczyło przecież przeprosić. Może warto było, skoro poeta "nie miał na myśli wszystkich redaktorów GW"? Hmm... Skądinąd wiadomo, że ludzie wiekowi są uparci niczym - za przeproszeniem kłapouchów - osły.
***
W Brzegu również rezydują osoby "robiące w słowach". Ludzie ci z poezją rozbrat wzięli tuż po maturze i wagi wypisywanych przez siebie bzdur w ogóle nie czują. Opluskwiają współziomków za inną wizję brzeskiego kosmosu i po kątach potem beczą, jeśli za szkalowanie i obelgi, ktoś ich ciąga po trybunałach. A jeżeli sąd nakazuje przeprosiny złorzeczą na słońce, że świeci i trzęsą portkami przed zubożeniem domowych budżetów.
Już na zakończenie - tak na wszelki wypadek - bardzo wszystkich przepraszam...