poniedziałek, 25 listopada 2024
czerwonyOd jakiegoś czasu nie włączam telewizora, a z TVN zerwałem na dobre. Dlaczego? Bo to okropnie rozhisteryzowana telewizja. Do rozstania walnie przyczyniła się Justyna Pochanke i... Ludwik Dorn.



Choć latami jest wiekowy,
Lecz duchem i ciałem młody.
Nasz Matołek może ciągle
Z każdym trykiem iść w zawody.
L. Dorn: „Oda do Koziołka Matołka
"

Rozbrat z telewizornią nastąpił w momencie szczególnym, mianowicie 10 kwietnia, czyli w pierwszą rocznicę hekatomby smoleńskiej. Właśnie w tym dniu red. Pochanke wraz z kolegami przyoblekła się w kiry i dalejże „świętować" koszmarną rocznicę! Żałobne szaty redaktorstwa, dotychczas metodycznie dowalającego PiS-owi, uznałem za teatralne przebranie i bynajmniej nie hołd dla ofiar katastrofy, a jawne lizusostwo do partii, która postanowiła na trumnach zapikować w górę.

No dobrze, ale co ma z tym wspólnego Ludwik Dorn? To przecież polityk osobny, wyautowany ze smoleńskiej partii z którą z pragmatycznych względów stowarzyszył się „dżentelmeńską umową". Dlaczego czepiam się pana suki Saby? Odpowiedź jest prosta: TVN24 Ludwikiem Dornem stoi! Po partyjnym zmarginalizowaniu polityk ów ze studia praktycznie nie wychodzi. Uczestniczy we wszystkich możliwych dyskusjach, gdzie robi za eksperta. Zluzował wypalonego Janusza Palikota i wypełnił tefałenowską przestrzeń na maksa. Temat jest obojętny: dopłaty dla hodowców winniczków, bezpieczeństwo w żłobkach, szaleństwa prezydenta Saakaszwilego, oddziaływanie sosen smoleńskich na skrzydła TU-154, epidemia kiełkowa i kto wie, co jeszcze ludzki mózg wykombinuje. Dyżurny Ludwik Dorn zawsze ma coś do powiedzenia. Show demaskatora wykształciuchów odstawiony na Wiejskiej, słynne dornowskie perory, a więc wszystko, co już bardzo dobrze znamy to - okazuje się - za mało. Panu Ludwikowi potrzebny jeszcze lans w TVN.

Poseł postanowił zorganizować, jak to sam określa, „instalację artystyczną i happening" w Sejmie oraz przed gmachem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jej przekaz można streścić w zdaniu: „Prezydencja w Kubie" jako odpowiedź na polską flagę w psiej kupie. Polityczny happener nawiązuje do głośnej audycji Wojewódzkiego w stacji TVN, w której wtykano miniatury polskich flag w coś, co przypominało odchody. To także reakcja Dorna na powierzenie Wojewódzkiemu przez ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego poprowadzenia koncertu inaugurującego półroczny okres przewodnictwa Polski w Unii Europejskiej. Polska prezydencja właśnie się rozpoczęła.

dorn_dzieci

Jak podały media - Ludwik Dorn zapowiedział skierowanie odpowiednich pism na ręce marszałka Sejmu oraz prezydent Warszawy. Na instalację składać ma się złożona z trzech ciemnobrązowych brył rzeźba oklejona zdjęciami Kuby Wojewódzkiego, telewizor oraz agregat prądotwórczy. W przypadku instalacji przed Sejmem uczestnicy happeningu wręczaliby posłom flagi UE, które mieliby oni wtykać w bryły z podobiznami Wojewódzkiego. Z ekranu telewizora płynęłyby natomiast fragmenty przemówienia prezydenta Komorowskiego o znaczeniu symboli narodowych dla Polaków oraz fragmenty audycji telewizyjnej z udziałem Wojewódzkiego, w której rysownik Marek Raczkowski wetknął miniaturę polskiej flagi w ciemnobrązową masę przypominającą odchody. Bryły z podobiznami Wojewódzkiego mają być oznaczone podpisami: Kuba Wojewódzka, Kuba Powiatowa, Kuba Gminna.

O co Dornowi chodzi? Kubie Wojewódzkiemu w wygłupach nie dorówna, bo przecież zupełnie nie jest dowcipny i - jestem o tym głęboko przekonany - mniej inteligentny. To raczej sztywniak grający luzaka, który przy tendencyjnej redaktorce TVN jest świetnym komiko-ekspertem od wszystkiego. Może to kompleksy przed legendarnym powodzeniem Kuby? Może zazdrości gwiazdorowi, że jeździ czerwonym porsche i że za swoje błaznowanie dostaje wielką kasę?
A może jest coś jeszcze: głęboki żal i zarazem skrywana dezaprobata dla Unii Europejskiej? Tak jest! Złość, że ludzie „niegodni" stoją na czele państwa przez pół roku przewodzącego Unii. To Dorna (by nie rzec: durna) zawiść. Niestety, kupa panie Ludwiku...

„Ludwiku, do rondla" to jugosłowiańska komedia wyreżyserowana w 1963 r. przez Milo Đukanovića, dzisiaj film całkowicie zapomniany. W mojej pamięci został tylko jego fajny tytuł, który - jak mniemam - dał nazwę płynowi do mycia garów. Tytuł w sam raz na autorski program o gotowaniu. Skoro pan poseł powiedział wszystko co wiedział, może zacznie pitrasić? Gotowanie na ekranie to ostatnie programy, które jeszcze toleruję. Smacznego!
lt_2

tomczuk na pasku