poniedziałek, 25 listopada 2024
niebieskiNajbarwniejsza postać II RP, ulubieniec Marszałka, miłośnik kobiet, birbant i dusza towarzystwa gen. Bolesław Ignacy Florian Wieniawa-Długoszowski ukuł powiedzenie: Nieważne jak o tobie mówią, ważne żeby nie przekręcali nazwiska.



Dzisiejsi piarowcy, przemilczając autora onej „mądrości", prawdę z nieprzekręcaniem nazwisk sprzedają żądnym sławy i pieniędzy klientom. Wyrafinowani (czytaj: cwani) politycy ową zasadę stosują w praktycznym działaniu i kichają na to, że ich personalia padają w niekorzystnym kontekście. Weźmy takiego Richarda Henriego Czarneckiego, mojego ulubieńca, którego na prywatny użytek nazywam po prostu Rychem. Ileż obelg Rychu przyjmuje na klatę, zerknijcie choćby na komentarze pod jego blogiem, i co? Rychu przez kolejną kadencję kosi eurokasę, wcześniej pod sztandarem Samoobrony, a obecnie - dzięki modlitewnemu wsparciu tatulka Rydzyka - pod patriotyczno-ojczyźnianym przywództwem prezesa Kaczyńskiego. Jeden z bardzo licznych epitetów: Rychu Wazelina - to tyci epitecik, zupełnie niegroźny bzdecik, przez opluskwianego z zimną krwią, metodycznie ignorowany.
Co warte dobre - i koniecznie nieprzekręcone - nazwisko doświadczył pewien tapicer spod Namysłowa, który w mijającym sezonie politycznym ogacił i pobielił rozwalającą się chatynkę, a zamiast gumofilców zaczął wzuwać lakierki. Nie wykluczam, że zechce więcej i być może już jesienią zastartuje do wyższej izby dumania. Wraz z Beatą Gosiewską - wielce zasłużoną wdową smoleńską, wystawianą do Senatu przez PiS.

Powiat brzeski, któremu szefuje autentyczny lider, człowiek „z przeszłością i z przyszłością" jest niezwykle aktywny i świetnie sprzedaje swoją robotę. Nie ma weekendu bez powiatowych akcji z muzyką, tańcem i różańcem. W zielonym biurowcu bezustannie buzuje i bynajmniej nie chodzi mi o głośne już śledztwo, rozwikłujące jakieś biurokratyczne niedoróbki przy przetargach. Chce się wierzyć panu staroście, że to w ogóle niepotrzebne zamieszanie, które rych(ł)o wyjaśni. Gdyby stało się inaczej, wstyd byłby ponad powiatowy i ja - ze spuszczoną łepetyną - musiałbym odszczekać pierwsze zdanie bieżącego akapitu.

4xbrygidaNie skrywam sympatii do ekipy powiatowej z którą czuję się w znacznym stopniu zaprzyjaźniony. (W nawiasach: wierzę, że zjawisko działa w obu kierunkach). Nie dziwi przeto, że podejmuję współpracę z tamtejszym działem promocji. Z pewnością jestem pod wrażeniem urody dynamicznego zespołu i dałem się zniewolić czarowi samej szefowej - niepospolitej Brygidzie. Do tego stopnia coś nas do siebie przyciąga, że właśnie z kierowniczką powiatowej promocji popełniliśmy zbiorowe wypracowanie o bardzo udanym mityngu prozdrowotnym. Brygida uparła się bym nieco ogrzał się w blasku jej sławy i pod tekstem rozesłanym do brzeskich cajtungów, które drukuje się na opłacanych przez powiat stronicach, wpisała moje nazwisko. Z wrodzonej skromności na moim portalu siebie pominąłem, ale pod Brygidą (nie śmiałbym - nad) figuruję w lokalnych gazetach i na witrynie powiatu. Niestety, dla Leszka Tomczuka zbrakło placu w organie, który zaściela sobą cały powiat brzeski.
 
- Brydziu! Mieli my plana, któren nie wypalił. Koń trojański rozpadł się, jak mawiali starożytni Rosjanie, w drybizgi... Buuu...

* * *
Co widzą w Grzegorzu Surdyce jego antagoniści? Wiem i zaraz opowiem. Inteligencję i wiążącą się z tym błyskotliwość. Godną prawdziwego faceta odwagę, ale i upór, konsekwencję oraz odrobinę... szaleństwa. Tak, właśnie to. Bliżej radnego poznałem przy okazji wywiadu, jakiego zechciał mi udzielić i był to moment przełomowy: musiałem o człowieku zmienić zdanie. To nie jest bezrozumny i zadufany „Gześ", jak tego chce i z uporem maniaka lansuje żłobiźniany szkodnik, medialnie terroryzujący Brzeg i okolice. Po mojemu p. Grzegorz Surdyka to trochę za mocno nakręcony polityk lokalny, który budzi żywe emocje. I bardzo dobrze. Wolę radnego „wojującego" niż śpiochów, którzy samorządową aktywność ograniczają do podpisu przy inkasowaniu fundowanych przeze mnie diet.

Teraz napiszę coś, co wyda się może zabawne, by nie powiedzieć głupie. Panie Grzegorzu - oni panu zazdroszczą. Naprawdę. A wie pan czego najbardziej? Urody. Niech pan spojrzy w lustro, przez moment poczuje się próżnym i spróbuje się z nimi porównać. Krytykują pana dramatyczne pokraki, a feee. Jakieś kurduple, z nadwagą i długimi nosami. Teraz lato, może się rozbiorą i okaże się, że mają platfusa, grzyba na stopach i niehigienicznie wrośnięte paznokcie.
Niech kraczą, najważniejsze żeby nie przekręcali pańskiego nazwiska. Panie radny, głowa do góry!

Już wiemy, dlaczego radny p. Grzegorz Surdyka wzbudza tyle emocji, wiemy, bo wreszcie to wam objawiłem. Ale co widzą we mnie: p. Marcin Barcicki - nieźle rokujący felietonista i ten drugi, którego nazwiska za macedońskiego Pana Boga nie mogę przypomnieć? Ci, na przekór „bezcenzuralnej" polityce gazecianego pryncypała, w ostatnich swoich produkcjach postanowili wymienić moje imię i nazwisko, co przecież niebezpiecznie oscyluje w kierunku ekspiacji.
Doprawdy nie mam bladego pojęcia, co we mnie obaj widzą? Choć nie, przecież kiedyś i ja byłem przystojny. Hmmm... całuski chłopaki. Dzięki.
Brydziu - i co ty na to?
lt_2

tomczuk na pasku