sobota, 23 listopada 2024
l.tomczukMinęła 30 rocznica tragicznej śmierci Johna Lennona, który śpiewał: Wojna się skończyła, jeśli tego chcesz..., pokazując w ten sposób swoje pragnienie pokoju i miłości. Sądzę, że i brzeżanie tego samego zapragnęli stawiając się w lokalach wyborczych. Nowa władza już poukładana i wreszcie można ogłosić pokój brzeski, pokój obfitujący w... cuda.



Polska Jest Najważniejsza to w przypadku politycznej formacji nazwa tyleż niefortunna co bezczelna. Protestuję na takie nazwanie się, bo to samowolne przywoływanie imienia mojego kraju, nazwy, która winna podlegać szczególnej ochronie. Niestety, jest inaczej i dlatego mojego przyzwolenia na robienie zeń trampoliny politycznej po prostu nie ma!
Przecież to uzurpacja, zawłaszczenie przez garstkę nawiewających z drżącego w posadach PiS-u uciekinierów, którzy dla uszlachetnienia własnej rejterady wolą mówić o sobie per „wyrzuceni". Skonfundowani wczorajsi przyjaciele a dzisiaj już wrogowie, nazywają ich zdrajcami, niemoralnymi ewakuatorami a w najlepszym razie osobami wykluczonymi.

W naszym ciężko doświadczonym kraju wykorzystywanie w nazwie partii słowa „Polska" zawsze było mocno podejrzane. Wystarczy przywołać niesławnej pamięci nieboszczkę PZPR, partię wiadomej proweniencji, która Polskę również uważała za najważniejszą i zajmowała się jej „zmienianiem". Mające w nazwie ów rzeczownik PSL również nie myśli (nie czarujmy się, że jest inaczej) o Polsce. Gdyby tak było - partia nie kanalizowałaby maksymalnej energii w doglądaniu nienaruszalności KRUS-u.

Wolę wierzyć, że pisowscy ewakuanci jeszcze pokombinują i wybiorą swojemu politycznemu dziecku imię mniej kontrowersyjne. Wiem, jestem człowiekiem letnio zachwycającym się PiS-em i dlatego powinienem ładnym buziom przyklaskiwać. Cóż, nie potrafię nagle im uwierzyć pamiętając, jak jeszcze przedwczoraj spijały z ust wodza wszystkie banialuki, objaśniały potem ciemnemu ludowi ich sens i podniecały się charyzmą złotoustego, który raptem przestał być genialny.

pokonani_gori_gruzja

Zadyma wyborcza za nami. Władza poskładała się niemalże tak, jak sama sobie tego życzyła. Choć zmiany na szczytach wydają są symbolicznie to, czy tego chcemy, czy też nie, w warstwie jakościowej przyszło nowe. Kosztowało to niemało, zwłaszcza bezsensowna dogrywka na fotel burmistrza, którą z uwagi na szczątkową frekwencję można uznać za ekstrawagancję. Cóż, można westchnąć, takie są prawidła demokratycznych wyborów, liczy się ten jeden głos.

Nowo/stary burmistrz pewnie zdaje sobie z tego sprawę o czym opowiada w wywiadach. Na szczęście w toku kampanii imienia Polski nie przywoływał i manifestacyjnie odżegnywał się od partyjniactwa, głosząc, że jego partią jest Brzeg. I nie ważne, że to zapożyczenie od jakiegoś prezydenta startującego pod własnym szyldem. Podobnie postępował starosta, któremu konflikt na szczytach PiS-u zupełnie nie zaszkodził. I to jest brzeski cud, który powinien uhonorować prezes i przytaskać z Warszawy wieniec laurowy! Okazuje się, że na dole nie są ważne haftowane ręcznie partyjne sztandary z rozpostartymi skrzydłami orłów ze złotymi dziobami. Wystarczy, że do walki wyborczej staną niemądrzy i pyszałkowaci konkurenci.

Burmistrz wierzy, że w Radzie Miejskiej skończy się awanturnictwo i liczy, że ludzie z „paktu" mówią jednym głosem: „Chcemy zmienić wizerunek Rady po czterech latach. My nie chcemy tylko krytykować, nie chcemy tylko wyzywać, obrażać, ale chcemy pracować i pokazywać, które projekty są dobre, a które złe, a jeśli są złe, to gdzie tkwi błąd". Toż to kolejny cud brzeski, już powyborczy! Czyli? Przed nami spokój i solidna praca oraz mądre rządzenie. Czyż nie jest to powód do optymizmu? Warto było głosować! A jeśli nawet do końca się to nie spełni - jakaś nadzieja świta. Nie wiem, co teraz czują niedawni destruktorzy, może wystawią na Robotniczej krzyż i rozpoczną czuwanie?

W prasie wyczytałem, że politycy PiS, na czele z prezesem partii Jarosławem Kaczyńskim, złożyli rano - osiem miesięcy po katastrofie smoleńskiej - wieniec przed Pałacem Prezydenckim. Jarosławowi Kaczyńskiemu towarzyszyli m.in. szef klubu PiS Mariusz Błaszczak, szef Komitetu Wykonawczego Joachim Brudziński oraz posłowie Jarosław Zieliński i Jan Dziedziczak. Przed Pałacem Prezydenckim zebrało się ok. 30 osób, niektóre z nich były ubrane w kamizelki z napisem "obrońcy krzyża". Część zgromadzonych trzymała biało-czerwone flagi, krzyże i zdjęcia pary prezydenckiej - Marii i Lecha Kaczyńskich, którzy zginęli pod Smoleńskiem.

Zgromadzeni odmówili modlitwę, odśpiewali także "Boże coś Polskę" i hymn państwowy. Niektórzy krzyczeli "Tu jest Polska, a nie Moskwa!" oraz skandowali "Jarosław!". Trzymali także tablicę, na której napisane było m.in. "Panie Komorowski, kondominium nie przejdzie!", "Jaruzelski w pałacu, kiedy Kiszczak i Urban?".

Szybciutko podłączyłem się do TVN24 by dostrzec jakieś znajome twarze... Ufff..., odetchnąłem... żadnego z pokonanych brzeżan na Krakowskim Przedmieściu nie zauważyłem. Wierzę, że w przeciwieństwie do wyżej wymienionych, dotarła do nich oczywista oczywistość: w polityce przegrywa się pojedynczym głosem. Jeśli zajęło się drugie i dalsze miejsce należy podwinąć ogon i starać się jakoś z porażką żyć .

Będąc karnym podatnikiem zachodzę w głowę nad jednym. W jaki sposób to niesympatyczne towarzystwo rozlicza kasę wydawaną na pochodnie, transparenty i kwiaty, wszystkie akcesoria eksponowane przed publicznym obiektem, składane wprost na ośnieżonym trotuarze, gdzie nigdy nie roztrzaskał się żaden samolot?
Pytanie jest o tyle zasadne, że wieniec widziałem ogromny, większy od składającego, zza którego być może nie widać, że wojna się skończyła. Problem w tym, że on tego nie chce.

leszek.tomczuk@gmail.com

tomczuk na pasku