Tak, to
już się wyczuwa: coś się czai, a że Polacy są bardzo pobożni, należy napisać,
że coś się jesienią święci. Jeszcze nie ostygły emocje po poprzedniej kampanii
a politycy, otrząsnąwszy się z wakacyjnego lenistwa, szykują nam kolejną zadymę.
W zaciszu
sztabów partyjni bossowie układają się już ze swoimi listami wyborczymi. Ci
ambitniejsi, czyli „misyjni", troszczący się o pozycję swojej partii,
dobierając kandydatów myślą perspektywicznie, stawiają na ludzi
reprezentatywnych, z nośnymi nazwiskami, czyli „wybieralnych", przy których wyborcy
postawią iksa nie zważając na polityczne barwy. Cyniczni cynicy idą na skróty i
interes partii mają gdzieś. Zapychają listy „materiałem niewybieralnym"
(swoistym mięsem wyborczym) i myślą wyłącznie o sobie, na zasadzie: po mnie
choćby potop. Taka postawa bynajmniej nie jest czymś odosobnionym i - o zgrozo
- nie jest potępiana. Liczy się przecież, że to dosyć skuteczna metoda dorwania
się do konfitur. A co na to suweren-wyborca? No cóż, zniesmaczy się dopiero po
spełnieniu wyborczego obowiązku i to nie każdy, a co dziesiąty.
Nawet jeśli
tego nie chcemy, znowuż zaczynamy kręcić się koło urn. I na portalu brzeg.com.pl
o wyborach piszemy coraz częściej. Temat zainaugurowała Beata, potem odezwał
sie Radek, a teraz ja, i coś pewnie szykuje Grzesiek. Łukasz z Adamem politykę
obchodzą łukiem, więc nie sądzę, czy coś wymodzą. Bez względu na poglądy
wszystkich wymienionych łączy jedno: martwimy się o naszą Małą Ojczyznę.
Jeszcze nie wiem, czy ktoś z nas do samorządu nie wystartuje, niczego na ten
moment nie wykluczam. Przecież felietoniści (oraz poeci) to też ludzie i czas najwyższy,
żeby byli godnie reprezentowani!
Odpowiadam
jedynie za siebie i co zrobię już wiem. A zrobię bardzo wiele - pomogę mojemu
miastu i... nie wystartuję. Dlaczego? Bo nie mam nic do zaproponowania, jestem niezdolny
i za mało inteligentny. Tylko tyle i aż tyle. Nie potrafiłbym zasiadać w
samorządowych gremiach tylko dlatego, że przydałby się mi comiesięczny zastrzyk
gotówki. (W sam raz na spłaty rat za nówkę prosto z salonu.). Dla takiego
prezentu nie zrobię z siebie wyborczej małpy. Oto dowód mojej głupoty, a ktoś
taki w polityce nie ma co szukać.
Rozumiem
imperatyw osób gorzej uposażonych, dajmy na to nauczycieli. To ludzie z reguły
porządnie wyedukowani i przy minimalnym wysiłku mogą dla społeczności coś pożytecznego
zrobić. Niech wiec startują. Dorobią sobie do domowego budżetu. Ale rodzinka
nauczycielska jest spora, dlaczego starzy wyjadacze nie ustąpią miejsca innym?
Okupują stołki niejako z nawyku i blokują młodszych, być może bardziej
uzdolnionych. Rozpisałem sie trochę o ciele pedagogicznym, proszę mi wybaczyć,
usprawiedliwiam się sentymentem do tego środowiska, bo wszystko co najlepsze stamtąd
wyniosłem. W samorządzie powinna zasiadać pełna reprezentacja społeczna. To
założenie idealne i dlatego niemożliwe do zrealizowania, co nie znaczy, że nie
powinniśmy w tym kierunku podążać.
Dlaczego - trzeba
zapytać - w skład brzeskiej Rady jeszcze nie wchodzi przedstawiciel mniejszości
etnicznej? Uważam, że w którymś z zydli Sali Stropowej powinien zasiadać choćby...
Siuks z narodu Dakotów. Wiem, zagalopowałem się całkiem bez sensu. Brzeg to nie
Ameryka i darmo tutaj wypatrywać Wielkich Równin z tabunami bizonów. Ale „inni"
przecież pośród nami żyją od zawsze! Dlaczego dotąd nie mamy radnego Roma? - zadręczam
się. Pójdźmy tym tropem dalej. Problemem miasta jest graffiti. Może więc warto zagłosować
na przedstawiciela tej uciążliwej „mniejszości"? I nie ma co się oburzać, że na
odnowionych elewacjach wykwitną w sprayu bohomazy wyborcze: GRAFFICIARZE DO
RAD!!!
Może zamiast
radnych-nudziarzy, którzy już nas swoją niewyrazistością trochę pomęczyli,
należałoby wybrać ludzi nieskalanych samorządową rutyną? Podam jeszcze inny
przykład. Mamy sporą grupkę polityków przebranych za kogoś innego. Działają jawnie,
choć nieoficjalnie i pod przykryciem, męczą się mianowicie w sutannach.
Dlaczego nie wybrać któregoś z nich? Zamiast kazań człowiek taki będzie mógł głosić
płomienne przemowy bez narażania się na opinię zakamuflowanego polityka. W
wolnym kraju wolnych ludzi nawet on, obok: grafficiarza, kwiaciarki, poety,
zduna, uczonego, internetowego trolla a nawet geja - ma pełne prawo do reprezentacji.
Aha, przydałby
się jeszcze mandat dla rejentki, filatelisty, bezdomnego, cyrkowca, fotografki
i Feliksa Raptusa. Już dzisiaj wiem, że postawię na tego ostatniego. A pan z
wypastowanymi wąsami, czyli żenujący politykier Janusz Śniadek, mojego głosu
nie dostanie. Za zakatrupienie Solidarności!
Leszek Tomczuk