niedziela, 05 maja 2024
l.tomczukZ nadzieją przyjąłem przekształcenie się Kuriera Brzeskiego w tygodnik bezpłatny. Nareszcie w Brzeskim Zagłębiu Prasowym zapanował socjalizm. I bardzo dobrze!, wszak wszystkie trzy wydawane tutaj tytuły mają równe żołądki.




Dedykuję Adamowi Boberskiemu - miłośnikowi polskiej interpunkcji

Żal jedynie, że wraz z tą zmianą KB wychodzi w silnie odchudzonej postaci. Ale nie jest źle, bo noszenie zbędnych kilogramów jest bez sensu. Wiem, niczego nowego nie odkrywam, nie zarabiam też na jakimś cudownym preparacie odchudzającym uprawiając jego kryptoreklamę.

Temat brzeskich gazet wraca, jak bumerang. To materia wdzięczna i dla felietonisty niewysychające źródło inspiracji. Końcówka sezonu ogórkowego wymusza zajęcie się czymś lżejszym, a właśnie nasze gazety ważą tyle, co nic. Tematów w Brzegu niewiele, nikt nie bierze się za samowolkę krzyżową i prawie nie słychać o potworach typu Loch Ness, nie licząc wspaniale zmumifikowanej kuny, która zakonserwowaną urodą wzbudziła w starostwie szczerą zazdrość.

Dlatego proszę nie dziwić się mojej radości z pojawienia się kolejnej darmówki. Teraz już nie ma tłumaczenia, że nie sposób trafić do ubożejącego społeczeństwa, spragnionego prawdziwej prawdy zaklętej w drukarskiej farbie. Mimo nowych technologii komunikacji słowo na papierze wciąż jeszcze się broni. Osobiście nie kryję, że bez gazet mogę normalnie funkcjonować. Ba, nawet powoli szykuję się do zaimplantowania sobie gniazda USB umożliwiającego transmisję danych wprost do mózgu. Podjęcie decyzji opóźnia strach przed wirusami, trojanami i innym robactwem.

Jeżeli coś jest za darmo szybko się rozchodzi i o to właśnie chodzi. Panoramy Powiatu nie sposób zdobyć nawet w zaprzyjaźnionych kioskach i trzeba fatygować się do redakcji, gdzie nie zawsze jest do dostania. Gazetę Brzeską czytuję od przypadku do przypadku z tej racji, że to nieregularnik, który ukazuje się wtedy, kiedy się ukazuje. Dlatego mogę uważać sie za szczęściarza bo wreszcie dopadłem Kuriera! Tenże do niedawna był tytułem drogocennym niczym bochen tygodniowego chleba. Z tego powodu swoim charakterystycznym logo zażółcał dolne poziomy sklepowych regałów i stanowił niewyczerpaną kopalnię makulatury. Teraz rozchodzi się niczym niepompowane bułeczki.

Warto odkryć w jakich okolicznościach wszedłem w posiadanie KB. Okazuje się, że wszystko ma swoją logikę. W ramach zrzucania zbędnych kilogramów wyjechałem na ulubiony szlak rowerowy: Brzeg - Krzyżowice - Pogorzela - Łosiów - Kopanie - Kruszyna - Brzeg, nieco ponad 33 km. Kuriera dopadłem w połowie trasy, w Łosiowie, i już do domu nie dowiozłem. Zawartość uwierała niczym ergonomiczna krzywizna siodełka roweru marki Ukraina. Już za opłotkami Zwanowic musiałem swój wehikuł wyhamować, nie mogłem się bowiem pohamować by wreszcie zatopić się w lekturze. Miejsce wybrałem starannie: urokliwy stadion LZS. W takich okolicznościach przyrody zacząłem wertować darmowe stronice. Nie, nie szukałem wieści o cudownie zakonserwowanej kunie!

Zainteresowałem się szczególnie jednym autorem - skądinąd człowiekiem sympatycznym do którego prywatnie nic nie mam. Zawsze wierzyłem w jego szczere intencje i ceniłem za profesjonalizm. Uznaję też niewątpliwe zasługi w zakresie konserwacji zabytków Opolszczyzny i doceniam wiedzę heraldyczną. Zresztą potęgi talentów rzeczonego autora nie muszę nagłaśniać, gdyż sam czyni to nader kwieciście.

barokSążnisty tekst (jedyna nieodchudzona rzecz w cienkim KB) to istna szarada, niezwykłe barokowe gawędzenie: w natłoku krużganków, gzymsów, stiuków i ogromu zdobień trudno się połapać. Zawziąłem się i jakoś ów mega tekst przetrawiłem. Pokonałem niepoliczalne balkoniki literackie: zdania wtrącone i aluzje do aluzji. Porozgarniałem znaki przestankowe, nawiasy i nawiasiki (okrągłe, kwadratowe i klamrowe). Ukośniki, wykrzykniki, pytajniki, średniki, dwukropki i wielokropki. Zdania z elementami dezynwoltury zapisane wielkimi literami i wytłuszczone.
Powiem tak: bogato inkrustowane dzieło szło doczytać dzięki kurortowemu klimatowi Zwanowic! Już pod koniec lektury naszła mnie refleksja, że jestem po autorze drugą osobą na świecie, która przez ten językowy barok przebrnęła. I żeby nie było, że nie doceniam cudzego wysiłku - od razu stwierdzam: przesłanie artykułu jest całkiem sensowne. Autor ze swoją logiką broni się bez wysiłku! Od początku do końca ma rację! A jego wołanie o ochronę ratuszowych wnętrz musi zostać wysłuchane!
nieodczytane_pismo

Ochłonąłem dopiero po dopedałowaniu do Brzegu i wtedy zadumałem się na całego. Nawet najchudsze wydanie gazety podlega archiwizacji. Redakcje są zobligowane do przekazywania bibliotece kolejnych numerów. Trafi tam zatem inkryminowany KB 29(804) i za parę wieków jakiś napalony archeolingwista doń się dokopie. Ciekawym, jak zakwalifikuje treść artykułu: PRIMUM NON NOCERE (część I...)?

Na dziś nie mogę wykluczyć, że jeżeli w ogóle zrozumie treść, dokona odkrycia na skalę kopernikańską. Jeżeli nie, przyjdzie mu skonstatować, że odgrzebał zaginioną mowę zawoalowaną w tajemnych znakach. Coś na kształt jednego z najstarszych pism świata, nadal nieodczytanego języka protoelamickiego.

leszek.tomczuk@gmail.com

tomczuk na pasku